Żołnierz miał broń w ogrodzie. Nie pójdzie do więzienia
13 marca 2021KSK (Kommando Spezialkräfte) to elitarna jednostka, która jest podejrzewana o flirt z radykałami i środowiskiem neonazistów. Słynna stała się między innymi impreza, na której rzucano świńskimi łbami i najprawdopodobniej hajlowano.
Instruktor strzelectwa i wysoko odznaczony żołnierz Dowództwa Wojsk Specjalnych (KSK) nie musi odsiadywać w więzieniu kary w związku ze znalezieniem kryjówki z bronią w jego ogrodzie w północnej Saksonii – tak zdecydował
Sąd Okręgowy w Lipsku. Żołnierz został wprawdzie skazany na dwa lata pozbawienia wolności za naruszenie kilku ustaw, w tym o kontroli broni wojennej i o materiałach wybuchowych, jednak sąd zawiesił wykonanie kary. - Wykorzystał Pan swoje służbowe stanowisko i nadużył zaufania - stwierdził przewodniczący VI Izby Karnej, Jens Kaden podczas uzasadniania wyroku. Mężczyzna uczynił „znaczne szkody”, przywłaszczając sobie ponad 5000 pocisków i dwa kilogramy materiałów wybuchowych. Zdaniem Kadena wyglądało to tak, „jakby skazany wyobrażał sobie, że stoi ponad prawem".
Komandosi pod lupą kontrwywiadu
Przez całe lata 46-letni starszy sierżant przechowywał materiały wybuchowe, amunicję i broń, w tym 50-letni karabin szturmowy AK-47, w skrzyni w piwnicy 2. kompanii w Calw w Badenii-Wirtembergii. Jak oświadczył, materiał został pobrany podczas ćwiczeń, podczas których był odpowiedzialny za dystrybucję amunicji. Kiedy po serii incydentów w 2. kompanii wszczęto śledztwo, instruktor strzelectwa zabrał materiały do swojego domu w północnej Saksonii. W ich zakopaniu pomógł mu nieletni syn.
Co dokładnie były komandos zamierzał z tym zrobić, nie udało się ustalić w trakcie śledztwa. Sąd nie uwierzył w jego wyjaśnienia, że zamierzał użyć broni i amunicji w przyszłych ćwiczeniach. – To wyjaśnienie jest dziwne, wręcz irracjonalne. Nie ma jednak dowodów na to, że zamierzał z tym zrobić cokolwiek innego – podkreślił sędzia przewodniczący.
Nalot na prywatną posesję byłego starszego sierżanta został przeprowadzony na podstawie wskazówek Służby Kontrwywiadu Wojskowego (MAD), który już od 2017 roku obserwował mężczyznę. Uczestniczył on w niesławnej imprezie „świńskich łbów” w 2. kompanii KSK, która była początkiem afery związanej z kontaktami ze środowiskami prawicowych radykałów. Podczas imprezy pożegnalnej dla dowódcy KSK, żołnierze rzucali świńskimi głowami. Bez jednoznacznej odpowiedzi pozostało pytanie, czy słuchali przy tym prawicowego rocka i pokazywali hitlerowski salut. 2. kompania została rozwiązana w lipcu ubiegłego roku.
Podczas rewizji w domu żołnierza policja odkryła pisma o treści prawicowo-ekstremistycznej. Po szeroko zakrojonym śledztwie oskarżonemu nie została jednak udowodniona działalność na rzecz skrajnej prawicy – wyjaśnił prokurator podczas toczącego się obecnie procesu.
Zbiórka ukradzionej amunicji
Oficerowie sił specjalnych potwierdzili, że podczas dystrybucji amunicji zdarzały się nieprawidłowości. Podczas specjalnych ćwiczeń bojowych, które trwały godzinami, a nawet przez wiele kolejnych dni, gdy wystrzeliwano nawet setki tysięcy pocisków, każdy żołnierz pobierał tyle amunicji, ile – jak sądził – będzie potrzebować. Poinformował o tym podpułkownik w stanie spoczynku, którego powołano na świadka. System bazował na zaufaniu i na odpowiedzialności osoby prowadzącej ćwiczenia.
Sprawa ta ma również wymiar polityczny. Ostatniej wiosny, na krótko przed aresztowaniem obecnego oskarżonego, członkom KSK umożliwiono oddanie zabranej czy ukradzionej amunicji, bez konsekwencji dyscyplinarnych. Tę zbiórkę ogłosił ustnie ówczesny komendant 1 kwietnia 2020 roku. Żołnierze zwrócili wówczas 50 000 sztuk amunicji.
Wyrok sądu w Lipsku nie jest jeszcze prawomocny. Były sierżant od dwóch miesięcy pracuje za stawkę 450 euro miesięcznie w domu opieki i jako wykwalifikowany ratownik pomaga w przeprowadzaniu szybkich testów. Przedstawiciel prokuratury nie chciał wypowiedzieć się na temat ewentualnego odwołania się od wyroku.
(DPA/sier)