1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Olivia Nikel: Chcę, by Polska pozostała częścią mojego życia

4 grudnia 2022

Przez sześć lat wraz z mężem, byłym ambasadorem Niemiec, żyła w Warszawie. Dziś w Berlinie można zobaczyć jej fotografie. Na wielu – Polskę. DW mówi o tym, czego brakuje jej w Niemczech i za czym tęskniła w Polsce.

Olivia Nikel
Zdjęcie: M. Gwozdz-Pallokat/DW

DW: Nazwała pani wystawę swoich fotografii „Niemandsland” („ziemia niczyja”). Wśród zdjęć, obok fotografii ukazujących Berlin czy Francję, wiele jest także z Polski. Nie zadomowiła się pani w Polsce czy nie jej dotyczy ten tytuł?

Olivia Nikel*: „Niemandsland” odnosi się przede wszystkim do techniki fotografii, które są w pewnym sensie rozmazane, ale jednocześnie ukazują rzeczywistość. Mają w sobie coś ze „świata pomiędzy”, „ziemi niczyjej” właśnie.

Co to za technika?

– Ta technika nazywa się ICM (Intentional Camera Movement) i zakłada celowy ruch aparatem podczas wykonywania fotografii. Sprawia to, że rzeczywistość nieco się zmienia. Fotografie nawiązują do impresjonizmu, są rozmazane, poruszone. Ważne dla mnie jest też to, że ludzie na tych fotografiach, często przypadkowi, są anonimowi, że ich sfera prywatna nie została naruszona.

Molo w Sopocie – jedna z pierwszych fotografii Olivii Nikel Zdjęcie: Magdalena Gwozdz-Pallokat/DW

Porusza pani aparatem w przypadkowych czy konkretnych momentach?

– Z czasem nabywa się doświadczenie i ma lepsze wyczucie, co da dobry efekt, a co nie. Ale na początku musiałam zrobić kilkanaście zdjęć, zanim było wśród nich udane. Bardzo duży wpływ ma światło. W południe chociażby trudno o dobre zdjęcie bez filtra, a spośród tych, które zostały wystawione, wszystkie są bez filtra. Uważam, że daje to najlepszy efekt. Najbardziej lubię fotografować o świcie i późnym popołudniem.  

Czy ta fascynacja fotografią zrodziła się, kiedy była pani w Polsce z mężem, ówczesnym ambasadorem Niemiec?

– Od dawna chciałam fotografować. Kiedy pracowałam w USA jako korespondentka „Berliner Zeitung” często robiłam zdjęcia do swoich tekstów. Podobnie było, kiedy pojechałam do Iraku i Afganistanu. Ale wtedy w pierwszej kolejności byłam dziennikarką. Kiedy przyjechałam do Warszawy, pomyślałam, że muszę wypróbować coś nowego, bo przecież nie mogłam, jako żona ambasadora Niemiec, pisać o Polsce w niemieckich mediach, choć oczywiście o wielu sprawach wiedziałam więcej, niż gdybym była w Polsce jako dziennikarka. Zapisałam się więc na kurs fotografii.

Wystawę Olivii Nikel można oglądać do 11.01.2023 na Wielandstr. 13 w BerlinieZdjęcie: M. Gwozdz-Pallokat/DW

Czy do którejś z nich ma pani szczególny sentyment?

– Tak, do tej, na której widać bulwar nad Wisłą w Warszawie. Kocham to miejsce. Pamiętam piękny wiersz amerykańskiej autorki, w którym jest mowa o mostach i parkach w Warszawie, które przypominają jej Paryż. Ta fotografia przypomina mi o tym wierszu.

Jedną z ulubionych fotografii Olivii Nikel jest ta ukazująca bulwar nad Wisłą w Warszawie (po lewej)Zdjęcie: Magdalena Gwozdz-Pallokat/DW

Polska jest pełna kontrastów. Z jednej strony to kraj, który jest niesamowicie gościnny i otwarty, a z drugiej – na niwie politycznej – ma skłonności do odcinania i zamykania się, czy sięgania po antyniemieckie akcenty. Jak pani to interpretuje?

– To jedno, to niejako „osobowość” Polski, a to drugie, to czysta polityka. Uwielbiam ciepło i serdeczność, której zaznałam. Pokochałam też talent improwizacyjny Polaków. To, że nie patrzy się sztywno na schematy, ma się odwagę, by wypróbowywać różne rzeczy. Niektóre moje pomysły w Niemczech zostałyby uznane za szalone lub zbyt spontaniczne, a w Polsce wszystko jest możliwe.

Wielu moich przyjaciół w Polsce nie utożsamia się z wizerunkiem Polski, który kreowany jest przez polityków. Nie czują się reprezentowani tak, jakby tego chcieli. Mówiąc to, próbuję być dyplomatyczna, bo uważam, że zawsze trzeba szukać porozumienia, ale wielu moich znajomych jest znacznie mniej dyplomatycznych. Nie godzą się na upolitycznienie ich życia. Na szczęście dziś już nie muszę na co dzień obcować z tego rodzaju polityką.

Przez wiele lat obcowała z politykami. Na zdjęciu z byłą kanclerz Niemiec Angelą MerkelZdjęcie: Privat

Dziś może pani być dyplomatyczna, ale nie musi. Przez sześć lat pobytu w Warszawie musiała pani ważyć słowa, uśmiechać się pewnie i wtedy, kiedy niekoniecznie miała na to ochotę. To trudne?

– W Polsce nie tak bardzo, bo z większością osób, nawet bardzo krytycznych wobec Niemiec, można rozmawiać na takie tematy, które obie strony interesują – sztuka, tradycja, historia. Ze względu na to, że jestem Niemką, uważam, co oczywiste, krzywdy wyrządzone Polakom przez Niemców za okrutne i haniebne. Mogę o tym dziś rozmawiać z Polakami, bo towarzyszą mi takie same emocje jak im. Jestem pełna podziwu dla odwagi Polaków, woli walki, siły przetrwania.

Czy właśnie ze względu na okrutną historię i krzywdy wyrządzone Polakom przez hitlerowskie Niemcy często miała pani w Polsce poczucie, że czegoś nie może lub nie powinna mówić?

– Tak, często. Pamiętam, co wydarzyło się w przeszłości i z tego powodu czasem trzeba się powstrzymać. Inaczej jest pewnie w przypadku Anglika czy Francuza. Oni pewnie prosto z mostu powiedzą, co myślą. W przypadku Niemców jest inaczej. Jako żona niemieckiego ambasadora nie uważałam, że krytykowanie Polski jest stosowne.

A czy miała pani jakikolwiek wpływ na bieg spraw, czy też świat dyplomacji nie dopuszcza takiej możliwości?

– Generalnie nie dopuszcza. Ambasada pracuje zgodnie ze swoimi zasadami, wspólnie z niemieckim Ministerstwem Spraw Zagranicznych i nie ma się na tę pracę wpływu. Oczywiście mogłam rozmawiać z mężem czy wychodzić z różnymi inicjatywami, jak chociażby świątecznym bazarem, podczas którego były zbierane pieniądze. Było dla mnie wspaniałe, że miałam bardzo dobre, przyjacielskie relacje z pierwszą damą Polski, Agatą Kornhauser-Dudą, która jest germanistką, pozytywnie nastawioną do Niemiec, zna kulturę Niemiec. Miałyśmy wiele tematów do rozmów. Poprosiłam ją, żeby patronowała naszemu bazarowi. To też forma dyplomacji.

Olivia Nikel (po lewej) z Agatą Kornhauser-Dudą i Rolfem NiklemZdjęcie: Privat

Ale czy w takich relacjach pomija się zupełnie antyniemieckie tony w polityce?

– Tak, o tym się nie mówi. To inna płaszczyzna. Relacje polsko-niemieckie w bardzo wielu sferach są bardzo dobre. Oczywiście można szukać punktów zapalnych, ale nie chciałam w tym uczestniczyć. Wolałam skupić się na rozwoju tego, co dobrze już funkcjonuje.

Teraz żyje pani w Berlinie. Czy często jest pani pytana o Polskę?

– Tak, bardzo. Ludzie często słyszą tylko to, co mówią politycy.

I wielu mieszkańców Berlina wciąż nie było jeszcze w Polsce…

– To taki absurd. Dokonałam takiego podziału: podzieliłam znajomych i przyjaciół na tych, którzy mnie odwiedzili w Polsce (to są ci mądrzy) i na tych, którzy tego nie zrobili. Ci pierwsi szukają informacji, są ciekawi świata i kiedy przyjechali, byli zachwyceni. Ci drudzy wolą Malediwy. Z tymi pierwszymi mam teraz głębszą więź, bo wspólnie poznawaliśmy Polskę.

Czy wciąż śledzi pani wydarzenia w Polsce?

–  Oczywiście. Spędziliśmy w Polsce sześć lat i była to nasza jedyna zagraniczna placówka, co sprawiło, że był to wyjątkowy czas. Wcześniej miałam już związki z Polską. Mój wujek też był ambasadorem w Polsce, moja mama w latach osiemdziesiątych wspierała transport z darami dla Polaków (Joachim Schoeller – był ambasadorem RFN w Polsce w latach 1987-1989 – red.), po zmianie systemu miałam zawsze dużo kontaktu z Polakami, również poprzez dużą polską społeczność w Monachium. Ale przyznaję, że mimo to o wiele za mało wiedziałam o Polsce, zanim pojechaliśmy do Warszawy.

Ale teraz pewnie zna ją pani lepiej niż niejeden Polak, bo przecież dużo podróżowała pani z mężem po kraju. Zastanawiam się, czy po powrocie do Niemiec inaczej postrzega pani swój kraj?

– Tak, rzeczywiście tak jest. Bardzo brakuje mi tu duchowej „elastyczności” Polaków. W Polsce wszystko jest możliwe. Polacy nie znają stwierdzenia: „to jest niemożliwe”. Polacy sprawiają, że rzeczy stają się możliwe. Zawsze znajdują wyjście.

A odwrotnie: kiedy była pani w Polsce, tęskniła za czymś, co niemieckie?

– Trochę brakowało mi planowania, choć w ambasadzie miało ono oczywiście miejsce. Ale poza ambasadą musiałam najpierw przyzwyczaić się do tego, że na końcu wszystko się udaje, choć nie jest planowane. Planowanie jest bardzo niemieckie, choć oczywiście i tu są ludzie, którzy mówią po prostu: „damy radę”. Ale jednak większość powołuje się na reguły i biurokrację.

Olivia Nikel z mężem Rolfem, byłym ambasadorem Niemiec w PolsceZdjęcie: Privat

A pani jest bardziej polska czy niemiecka?

– Jestem chyba mieszanką jednego i drugiego, ale podoba mi się takie podejście, kiedy ludzie wierzą, że sobie poradzą. Pochodzę z Bawarii, która oczywiście też jest niemiecka, ale chyba bliższa mentalnie Polsce.

Czy często rozmawia pani z mężem o Polsce?

– Tak. Mąż właśnie pisze książkę o Polsce, która niedługo się ukaże. Przez wiele lat zajmował się Polską, to był niejako „jego kraj” jako dyplomaty. Doświadczyliśmy tam tyle ciepła i gościnności. Odczuwa się to dopiero, kiedy wyjedzie się z Polski. Będąc w Polsce, pełniliśmy określoną funkcję. Ale prawda wychodzi na jaw, kiedy wyjeżdżasz. Wtedy widać jak na dłoni, kto przy tobie zostaje. A zostało na szczęście wiele osób, z którymi jesteśmy w stałym kontakcie. Polska jest częścią mojego życia i chcę, żeby tak pozostało.

* Olivia Nikel – pochodzi z Monachium, studiowała politologię w Nowym Jorku. Przez wiele lat pracowała jako dziennikarka, była m.in. korespondentką „Berliner Zeitung” w USA. Przez sześć lat przebywała wraz z mężem na placówce dyplomatycznej w Warszawie. Rolf Nikel był ambasadorem Niemiec w Polsce w latach 2014-2020. Obecnie mieszkają w Berlinie.