Bonn po 20 latach
22 czerwca 2011Kiedy w 1991 roku było już wiadomo, że stolicą ponownie zjednoczonych Niemiec będzie Berlin, wielu mieszkańców Bonn sądziło, że nastąpił koniec świata. Dziś, dwadzieścia lat później, można pokusić się o bardziej wyważony i niepodyktowany emocjami bilans skutków tej decyzji. Czy Bonn straciło na utracie tytułu stolicy Niemiec, czy też - przeciwnie - na tym zyskało. Zdania są podzielone.
Bonn żyje i rozkwita
Kto dziś przyjeżdża do Bonn, widzi tętniące życiem miasto. Od innych, podobnej wielkości, różni je dużo więcej siedzib dużych instytucji, urzędów, fundacji i placówek naukowych. To spuścizna po utraconym 20 lat temu splendorze stolicy Niemiec.
Wydaje się, że najgorsze Bonn ma już za sobą. Kto miał stąd się wynieść, ten dawno już to uczynił, a kto dostrzega tu swoją przyszłość, ten w nią inwestuje. W dawnej dzielnicy rządowej pracuje dziś więcej osób niż w czasach, kiedy miasto było stolicą kraju. Mało tego - w Bonn liczba zatrudnionych przekracza liczbę mieszkańców miasta.
Najwięcej ludzi zatrudniają dwa giganty: Deutsche Post i Deutsche Telekom. Dzięki temu, że centrale obu firm tu się mieszczą, do Bonn ściągnęło wiele firm z nimi kooperującymi. Warto też nadmienić, że nie wszystkie urządy federalne przeniosły się nad Szprewę. Prawie 9.000 urządników nadal pracuje w Bonn.
Finansowa kroplówka
Degradację z roli stolicy do tytułu "miasta federalnego" osłodzono Bonn potężnym zastrzykiem pieniędzy. Federacja wysupłała z worka z pieniędzmi prawie miliard czterysta milionów euro na wszelkiego rodzaju inwestycje i dotacje. Najbardziej skorzystały na tym instytuty naukowo-badawcze i były to naprawdę dobrze zainwestowane środki.
Nie do końca powiódł się plan przekształcenia dawnej dzielnicy rządowej w wielkie centrum współpracy międzynarodowej. Na jej terenie mieści się 17 organizacji wyspecjalizowanych ONZ i aż 150 przedstawicielstw międzynarodowych organizacji pozarządowych. Najbardziej ambitny projekt - Światowe Centrum Konferencyjne - w dalszym ciągu jest tylko wielkim, rozgrzebanym placem budowy.
Stało się tak w 2009 roku po wykryciu nadużyć finansowych w realizacji tej inwestycji. Prokuratora wciąż prowadzi śledztwo przeciwko grupie inwestorów i polityków. Nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy i jak się ono skończy.
Wygrani czy przegrani?
Czy Bonn straciło, czy raczej zyskało na zmianie roli? Zdania są podzielone. Ci, którzy pamiętają je z czasów dawnej świetności jako stolicy "republiki bońskiej" twierdzą, że wtedy było dużo lepiej. Można było kupić luksusowe artykuły, obsługa w sklepach była lepsza, wybór towarów większy, ulice były o wiele czystsze i w ogóle na każdym kroku czuło się powiew wielkiego świata. A dziś jest tak, jak gdzie indziej, czyli normalnie, a w wielu miejscach po prostu byle jak.
Innego zdania są mieszkańcy miasta, którzy wtedy narzekali na stale zablokowane ulice, po których ciągnęły na sygnale korowody rządowych limuzyn. Teraz - mówią - miasto "znormalniało". Przestało żyć na pokaz. Jest takie, jak inne. Dzięki nowym instytucjom, które tu się wprowadziły, stało się o wiele bardziej zróżnicowane, a przez to ciekawsze.
Bonn jest dobrze znane w szerokim świecie. Do miasta nadal ściągają firmy niemieckie i zagraniczne. Ten trend utrzyma sią na pewno w następnych latach. Ogólny bilans wypada zatem na plus. Naprawdę stracili chyba tylko właściciele lokali do wynajęcia, bo dwadzieścia lat temu za wygórowany czynsz płaciły państwa, których przedstawiciele mieszkali w nich służbowo. Dziś mieszkają w nich zwykli lokatorzy liczący się z groszem, choć i z tym bywa różnie.
Eva Huber / Andrzej Pawlak
red. odp. Monika Skarżyńska