"2+4+1" albo jak Niemcy uznawali granicę z Polską
14 września 2010Gdyby kwestię granicy rozwiązano według koncepcji Helmuta Kohla, to negocjacje mogłyby potrwać długo. Kanclerz Niemiec początkowo nie chciał szybko rozwiązywać sprawy granicy. Jego 10-punktowy plan przewidywał, że ta najbardziej wrażliwa kwestia polityki zagranicznej zostanie zamknięta bilateralnie i w późniejszym czasie. Potrzebna było wielu usilnych starań, by stało się inaczej.
W RFN "nein", a w NRD "ja"
Po poznaniu stanowiska Niemiec Polska uznała to za "niepokojący sygnał". W Bonn tłumaczono, że "przebieg granic nie jest kwestią budzącą wątpliwości" i dlatego może poczekać. Dziś politycy w Niemczech przyznają, że tamtejsza postawa pokazała, że w RFN brakowało wyczucia sytuacji.
Inaczej było z NRD, która od dawna uznawała już granicę z Polską. "W NRD ta granica była oczywistą, ale na zachodzie niekoniecznie", przypomina pochodząca ze wschodu obecna wiceminister spraw zagranicznych RFN Cornelia Pieper (FDP). Politycy z byłej NRD wytykają dziś kolegom na zachodzie ówczesną postawę wobec Polski. Markus Meckel, ostatni szef enerdowskiej dyplomacji mówi, że złościło go ociąganie się rządu RFN. "Nie rozumiałem, dlaczego tak długo potrzeba na wypowiedzenie jasnych słów", mówi i dodaje, że jego zdaniem rząd RFN zwlekał z powodu zbliżających się wyborów do Bundestagu. "Kohl obawiał się, że uznając granicę straci głosy środowisk wypędzonych", dodaje Meckel.
Trudny początek
Zanim rozpoczęły się spotkania w ramach "2+4", premier Tadeusz Mazowiecki wystosował list do szefów rządów czterech mocarstw - USA, ZSRR, Wielkiej Brytanii i Francji. Zaznaczył w nim, że Polska nie sprzeciwia się zjednoczeniu, ale chce wcześniej ostatecznego rozwiązania sprawy granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Polski rząd chciał, by Traktat "2+4" był formalnym potwierdzeniem tej granicy, czemu jednak sprzeciwił się kanclerz Kohl.
Polska chciała jak najszybciej zawrzeć umowy międzynarodowe z RFN i NRD, które automatycznie obowiązywałyby także po zjednoczeniu. Kanclerz Kohl nie zgadzał się na takie rozwiązanie. W zamian zaproponował, by obydwa parlamenty niemieckie przyjęły deklaracje jasno mówiące o nienaruszalności granic. 21 czerwca 1990 roku Bundestag i Izba Ludowa przyjęły takie deklaracje, co w Polsce uznano za "krok niewystarczający, ale we właściwym kierunku" (Małgorzata Niezabitowska, rzecznik rządu RP). Warszawa zrozumiała, że uznanie granicy przed zjednoczeniem Niemiec stawało się nierealne i po zapewnieniach ministra spraw zagranicznych Niemiec, Hansa-Dietricha Genschera, iż dojdzie do tego natychmiast po zjednoczeniu, pogodzono się z takim rozwiązaniem.
Mało miejsca przy stole...
Tadeusz Mazowiecki powołując się na wspomnienie Jałty, chciał zapobiec, by dochodziło do uzgadniania żywotnych interesów RP bez jej udziału. Dlatego żądał, by Polska była obecna w części negocjacji Traktatu "2+4" dotyczącej granic. Także ta kwestia wywołała kontrowersje i podczas gdy pozostali partnerzy zgodzili się, RFN reagowała powściągliwie. W rezultacie Polskę jednak zaproszono do stołu obrad w Paryżu (17.07.1990).
Były minister spraw zagranicznych Niemiec, Hans-Dietrich Genscher wspominając paryskie obrady chętnie przypomina sobie spotkanie z ówczesnym polskim ministrem spraw zagranicznych. "Pamiętam, że rozmawialiśmy w różnych językach, angielskim, niemieckim, francuskim, rosyjskim oraz polskim i dlatego wszyscy mieliśmy na uszach słuchawki. Tylko Krzysztof Skubiszewski siedział bez nich, bo świetnie znał wszystkie te języki. Bardzo mu tego zazdrościłem", mówi Genscher.
Zanim Polska mogła zasiąść w gronie "2+4+1" adwokatem jej interesów była Francja. Ówczesny minister spraw zagranicznych NRD i uczestnik tych rozmów Markus Meckel uważa, że był to błąd, a rozwiązanie kwestii granic w gronie RFN-NRD-Polska byłoby "lepszym sygnałem". "Francja musiała być adwokatem Polski, bo nie było nas wtedy stać na rozwiązanie tego we własnym trójkącie. Jako Europejczyk wolałbym jednak wyjaśnić to w tym trójkącie i tylko poinformować innych o wynikach", podsumowuje.
Przewrażliwienie na każdym kroku
W okresie zaledwie paru miesięcy niemal w każdym dalszym tygodniu pojawiały się nowe propozycje i... nieporozumienia. Na krótko przed konferencją "2+4" w Paryżu, na którą zaproszono polską delegację, minister spraw zagranicznych RP Krzysztof Skubiszewski zaproponował, by polsko-niemiecki traktat o granicy zaczął obowiązywać nie później niż wejście w życie ustaleń konferencji "2+4". To wywołało natychmiastowy sprzeciw RFN, bo w Bonn zrozumiano polską propozycję, jako chęć opóżniania zjednoczenia. Warszawa szybko musiała prostować, że została opacznie zrozumiana.
Różnice zdań odnośnie uznania granicy na Odrze i Nysie miały również miejsce wewnątrz rządu RFN. Obserwatorzy przypominają dziś różnice w postawie kanclerza Helmuta Kohla (CDU) oraz jego ministra spraw zagranicznych, Hansa-Dietricha Genschera (FDP). Polityk liberałów w bardziej zdecydowany sposób niż kanclerz zapewniał wtedy Krzysztofa Skubiszewskiego i partnerów negocjacji, że Niemcy nie mają zamiaru odkręcać historii ani zmieniać granic. Przyjacielski stosunek obydwu polityków - Genschera i Skubiszewskiego - był wtedy bardzo pomocny w budowie zaufania.
Długa droga do celu
Na konferencji kończącej negocjacje "2+4" w Moskwie (12.09.1990) podpisano "Traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec", który zadowolił Polskę. W zawartych postulatach mówiono bowiem o "stałości granic" oraz, że konstytucja zjednoczonych Niemiec nie może być sprzeczna z podpisywanym Traktatem Moskiewskim. Ten wyznaczał terytorialny zasięg zjednoczenia i zawierał sformułowanie "porządek pokojowy".
Niespełna miesiąc później (03.10.1990) Niemcy się zjednoczyły, a krótko potem rozpoczęły się rozmowy traktatowe z Polską. 14 listopada 1990 obydwa kraje podpisały umowę graniczną, po czym zaczęły przygotowywać umowę o dobrym sąsiedztwie. Do ratyfikacji przez Bundestag doszło dopiero po podpisaniu tej drugiej umowy, 16.12.1991.
Granica za zjednoczenie?
Trudne negocjacje o ostatecznym uznaniu granicy polsko-niemieckiej pozostawiły ślady w ocenie wydarzeń tamtego okresu. Podczas dyskusji w Berlinie na ten temat niektórzy uczestnicy nawiązywali w tym kontekście m.in. do ostatnich wypowiedzi działaczy związku wypędzonych.
Były minister spraw zagranicznych Francji, Roland Dumas powiedział: "20 lat temu Genscher obiecał nam, że Niemcy już nigdy nie powrócą do przedwojennej polityki, a dzisiaj złośliwi ludzie jakby chcieli te obawy jednak obudzić. Szkoda".
Także Genscher przyznał na panelu: "Obiecałem, że nigdy nie będziemy chcieli odkręcać biegu historii i chciałbym to powtórzyć na wypadek, gdyby niektórzy jednak uważali historię za odwracalną".
Markus Meckel ubolewa nad stanowiskiem Helmuta Kohla w 1990 roku, bo jego zdaniem w ten sposób łatwiej przyjęła się w niektórych środowiskach opaczna interpretacja historii. "Niektórzy dziś twierdzą, że uznanie granicy na Odrze i Nysie było ceną zjednoczenia Niemiec", mówi. "To mnie denerwuje, bo uznanie granicy nie było niczym innym, niż tylko efektem wojny, którą wywołaliśmy", podsumował na dyskusji w Berlinie Markus Meckel i zebrał brawa.
Róża Romaniec, Berlin
red. odp. Bartosz Dudek