1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Abp Nossol: „Nawet wypędzenie z raju nie było właściwe”

Barbara Cöllen9 września 2015

Dopiero dziś jesteśmy w stanie całościowo objąć i w pewnym sensie zrozumieć tragedię ludzi wypędzonych i z kresów wschodnich i ze Śląska - mówi abp Alfons Nossol*.

Erzbischof Alfons Nossol
Zdjęcie: DW/B. Cöllen

DW: Ekscelencjo, Polaków i Niemców łączy wspólny los wypędzeń. Polacy musieli opuścić swoją ojczyznę na kresach wschodnich i byli osiedlani m. in. na terenach Dolnego i Górnego Śląska, które z kolei musieli opuszczać zamieszkali tam Niemcy. W polsko-niemieckich dyskursach dotychczas rzadko łączy się te dwa wypędzenia.

Alfons Nossol*: Nie da rady wypędzenia usprawiedliwić w taki czy inny sposób, czy politycznie czy ideologicznie. Obojętnie, kto dokonał wypędzeń, to jest zbrodnicze podejście, a ofiarami są ludzie, którzy zazwyczaj nie zawinili w żaden sposób. Wypędzenie jest wypędzeniem. To politycy urządzili tę tragiczną jatkę światową. A ci ludzie Bogu ducha winni musieli ponieść konsekwencje. Odebrać komuś strony rodzinne, obojętnie, kto by to nie był, obojętnie, kto wypędza i kogo się wypędza - to jest przestępstwem. I dzisiaj, jeżeli się mówi o wypędzeniu, trzeba całościowo do tego podejść, a nie tylko jednostronnie. Trzeba mieć na uwadze cierpienie obu stron. I jak się ci ludzie mają czuć zwłaszcza, że zostali wypędzeni w nieznane.

Jedni i drudzy...

Jedni i drudzy. Nikt na nich specjalnie czekał. Oczywiście zrozumiałe, że przyczyny tych wypędzeń - kresowiaków i Ślązaków - miały nieco inny charakter. Kraj na zachodzie był okrutnie wyniszczony. Ludzie tam też cierpieli głód. I teraz jeszcze im dopędzano ludzi, którzy byli w dużej mierze prawie że umierający. Troszeczkę inni los mieli kresowiacy. Bo jednak dla kresowiaków Dolny Śląsk miał być naprawdę nową ojczyzną, nowymi stronami rodzinnymi. I bardzo wielu ludzi, którzy na kresach mieli gospodarstwo, otrzymali gospodarstwo na Dolnym Śląsku. Zabudowania na Dolnym Śląsku były w dużym stopniu lepsze niż na wschodzie.

abp Nossol: Europa zjednoczona jako wspólnota wartości jest czymś bardzo wielkim

This browser does not support the audio element.

Ale bali się, że im wszystko kiedyś odbiorą...

Bali się, że stracą wszystko, że to będzie chwilowe. Ludzie siedzieli na walizkach. Pamiętam, ci kresowiacy przez pół roku też byli na naszej Opolszczyźnie. Bo Dolny Śląsk był prawie całkowicie wypędzony. I zanim to się stało, no to u nas musieli przeczekać. Nie wypakowywali się. Te potężne skrzynie, walizki to wszystko stało.

Tak samo było z wypędzonymi ze Śląska. W strefie angielskiej, było najwięcej głodu. Strefa francuska nie chciała przyjmować tych wypędzonych. Amerykanie przyjmowali, ale ci ludzie nie bardzo chcieli u nich być. Czekali poza tym na powrót swoich najbliższych uwięzionych na wschodzie. Byli bezdomni i w wielu przypadkach tak wycieńczeni, że umierali.

Inność nie jest równoznaczna z obcością

I do tego wyzywano od "Polacken"...

Jeszcze to, bo nie chciano wierzyć w ich niemieckie obywatelstwo. Jako że to byli Ślązacy… Ślązak jest zawsze swoisty. W jego piersiach bije jakby podwójne serce. I on nie może się zaprzeć tej swojej inności, która jest niezwykłym ubogaceniem. I to jest właśnie charakterystyczne dla Ślązaków, zresztą jak i kresowiaków. Śląsk to byli kresowiacy. Tak nas też traktowano. I Śląsk był też nazywany „krainą pod krzyżem”. Bo wszyscy mieli do nas pretensję. Dla jednych byliśmy za mało albo za dużo Polakami, dla drugich za mało albo za dużo Niemcami. I dlatego nie mieliśmy powszechnego uznania ze względu na naszą inność. Ale to jest specyfika Śląska i kresowiaków. A inność nie jest równoznaczna z obcością. Innością można się wzajemnie ubogacić. Dzięki inności można się wzajemnie obdarzać darami. Przy obcości nie da rady. I dlatego ta inność wniosła na zachód ze strony kresowiaków i ze strony tych wypędzonych z Prus i ze Śląska wiele pozytywnego. To było ubogaceniem. Dopiero dziś jesteśmy w stanie integralnie objąć i w pewnym sensie zrozumieć tragedię tych ludzi wypędzonych i z kresów wschodnich i ze Śląska.

Dzisiaj możemy nazywać wszystko po imieniu

Prezentacja publikacji prof. Marka Hałuba z Uniwersytetu Wrocławskiego w "Haus Schlesien" w Königswinter. Na zdjęciu z abp Nossolem i prof. M. PietschemZdjęcie: DW/B. Cöllen

Ksiądz arcybiskup całe swoje życie zajmował się polsko-niemieckim dialogiem, również dialogiem o wypędzeniach. Na jakim poziomie zaawansowania jest dzisiaj ten dialog?

Dzisiaj, kiedy wolno mówić o wypędzeniach z kresów – dawniej nie wolno było, bo to była oficjalnie repatriacja – można też dyskutować integralnie o wypędzeniach i nazywać wszystko po imieniu. Co do dialogu, wie Pani, dobrze o tym wiedzieć, że dialog – ujmując to teologicznie i filozoficznie – to jest język macierzysty ludzkości. Tylko dialog pomaga z wrogów uczynić przeciwników, a przeciwników przerobić w przyjaciół. Ten dialog wcześniej czy później musiał zaistnieć, choć tych wypędzonych stąd i z owąd nie przyjmowano z radością, co jest zrozumiałe w powojennych okolicznościach. W każdym razie dzisiaj, kiedy możemy nazywać wszystko po imieniu, poznajemy podobieństwa tych wypędzeń. A z drugiej strony strony patrząc w przyszłość wiemy, że : "war never again!" Nie może się powtórzyć ten gest tak okrutnie nieludzki. Obojętnie, kto tego dokonał. Ja czasem, chcąc uzasadniać przestępczy charakter wypędzenia mówię: każde wypędzenie, nawet wypędzenie z raju, też nie było właściwe (śmieje się). Ale to było wypędzenie.

czytaj pełną wersję

Gdzie ten dialog jest trudniejszy, na Górnym czy Dolnym Śląsku?

Ten dialog jest trudniejszy na Śląsku Górnym, bo tu są podwójne już powiązania i jest ten podkład narodowościowy. Na Dolnym Śląsku tych komplikacji nie było.Tam była jednolitość też w dużej mierze narodowa. Nie tylko obywatelska, bo obywatelstwo można mieć nie utożsamiając się z całym narodem. Poza tym 82 proc. Dolnego Śląsku to byli ewangelicy, a prawie 95 proc. Górnego Śląska katolicy. I katolicy wszystko to przeżywali mocniej. I ten ból, ten cios były bardziej odczuwane niż przez mieszkańców Dolnego Śląska. Ale wypędzenie jest wpędzeniem, przestępstwo jest przestępstwem, krzywda jest krzywdą i ból jest bólem.

Dzisiaj ubogacamy się naszą innością

Jeśli Ksiądz Arcybiskup myśli o swojej małej ojczyźnie na Śląsku, to co kocha w niej najbardziej?

Ja muszą powiedzieć, że ja do Śląska podchodzę po mickiewiczowsku: Litwo ojczyzno moja. Mówię: Śląsku, ojczyzno moja, tum się urodził, ja tym terenom wszystko zawdzięczam. A inni rozróżniają Górny i Dolny, a ja to traktuję Śląsk integralnie, bo czym byłby Górny Śląsk z tymi kopalniami i tymi kamiliokami, hałdami itd. bez Dolnego Śląska. Tam mamy Śnieżkę, tam mamy Ślężę.. I tu dowiadujemy się, czym jest Śląsk, ta mała, prawdziwa, bardzo swoista ojczyzna. Poeci dolnośląscy zwykli byli mówić, że Śląsk to kraina serca myślącego i rozumu kochającego. Andrzej Gryphius z Głogowa zwykł był wołać: Przebudź się serce moje i pomyśl! A nasz górnośląski poeta, późny przedstawiciel romantyzmu Joseph von Eichendorff nakazał swojemu umysłowi nauczyć się kochać. Taka mała kraina jak Śląsk wydała 12 noblistów. To coś znaczy. I mamy prawo być dumni ze swojej małej ojczyzny. Tak jak kresowiacy mają prawo być dumni ze swojej uroczej ojczyzny - choć ci młodzi nie są już w stanie tak pokochać jak my tych ziem, które nie wszyscy musieliśmy opuścić. Bo mogliśmy też pozostać. A dzisiaj możemy wzajemnie się odwiedzać i wzajemnie się ubogacać naszą innością. Siejąc wzajemnie miłość mamy prawo liczyć na żniwa radości.

Śląskiem straszą ideolodzy

Dzisiaj jeszcze Śląskiem się straszy w Polsce...

Tak,...

Politycy…

Nie politycy. Ideolodzy. Ideologia, gdy wiedzie prym w polityce jest tragizmem, bo każda ideologia jest trucizną. Bo w ideologii chodzi o uratowanie za wszelką cenę idei. A idea nie jest kimś, ale czymś. Ideologia nie ma relacji personalnych tylko urzeczowione. I dlatego ideologia chce za wszelką cenę uratować ideę, nawet za cenę człowieka. A idea ma człowiekowi służyć. I tak pod tym względem nasi ideolodzy jeszcze muszą się wiele nauczyć. Uczłowieczyć. Bardziej posłuchać nauki Jana Pawła II, już teraz świętego. Przecież on wielokrotnie nam przypominał: patriotyzm jest czymś wzniosłym i wielkim. Ale patriotyzm może być kształtem miłości, a nie nienawiści.

Na tle całej Europy, ten region Górnego i Dolnego Śląska, jak on się jawi Księdzu Arcybiskupowi?

Właściwie jako ta kraina serca myślącego i rozumu kochającego ma funkcję pomostu między Wschodem i Zachodem. Wschodniacy patrząc na nas zachodniaków zwykli mówić: Wy na Zachodzie macie zegarki, a my na Wschodzie mamy czas. My się wzajemnie uzupełniamy i na tym polega cały urok. I dlatego też winniśmy być wdzięczni, że tu możemy mieszkać i że dziś jesteśmy otwarci, że nasz kraj jest członkiem wspólnoty europejskiej. A coś tak wielkiego jak Europa zjednoczona – tak jak sobie Ojciec Święty Jan Paweł II życzył – jako wspólnota ducha, czyli wspólnota wartości, jest czymś bardzo wielkim. I za to powinniśmy Bogu dziękować. Bo to też jest ostoją w dużej mierze przyszłościowego pokoju. Najlepszym lekarstwem na wszelkie zacietrzewienie szowinistyczne, nacjonalistyczne jest wspólna Europa. Ojczyzna ojczyzn.

rozmawiała Barbara Cöllen

* Prof. dr hab. Alfons Nossol (ur. 1932), Arcybiskup Senior Diecezji Opolskiej, wybitny teolog i orędownik pojednania polsko-niemieckiego oraz dialogu ekumenicznego.

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej

Dowiedz się więcej

Pokaż więcej na temat