1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

"Agfa 1939". Historia 120 zdjęć z czasów II wojny

Daina Kolbuszewska28 sierpnia 2014

„Agfa 1939 - film dokumentalny polskiego reżysera Michała Wnuka telewizja ARD zaprezentowała z okazji zbliżającej się 75. rocznicy wybuchu wojny.

Agfa 1939 Michał Wnuk
3 Michał Wnuk z portretem swojego dziadka, Alojzego Kunsdorfa. Czy to on był właścicielem AGFA 1939?Zdjęcie: Michał Popiel-­Machnicki

Daina Kolbuszewska: - Zostaje Pan reżyserem i w prezencie dostaje Pan od ojca wyblakłe, pomarańczowe pudełko z napisem „Agfa”, w którym znajduje się 120 zdjęć i dwie rolki filmu z czasów II wojny. Przechowywane w rodzinie od wielu lat, ale o którym nikt niczego nie wie. Tak zaczyna się historia Pańskiego filmu – trwającego kilka lat prywatnego śledztwa, które ma zaprowadzić do autora zdjęć. Co Pan pomyślał oglądając zdjęcia pierwszy raz?

Michał Wnuk*: - Pomyślałem, że należały do dziadka. Moja rodzina jest ze Śląska, dziadek Alojzy - ze strony mamy, był chirurgiem w Wehrmachcie, o czym wiedziałem. Ale po raz pierwszy – tak myślałem, mogłem oglądać świat z jego perspektywy: jeńcy we Francji i w Rosji, lazaret na froncie francuskim, w którym dziadek musiał być lekarzem. Jeden człowiek, jedna kamera, zdjęcia, które układały się w osobistą opowieść, prowadzącą przez pięć lat wojny – fascynujące! Do tego dwie pordzewiałe puszki z filmami 16 mm, których przez długi czas nie mogłem odtworzyć, bo kto w tej chwili ma w domu projektor do takich filmów! Okazało się jednak, że to nie dziadek robił te zdjęcia i nie do niego należały.

Agfa 1939 – 120 fotografii przeleżało w tym kartonie od II wojny światowej. Jaka jest ich historia?Zdjęcie: Michał Wnuk

Kilka lat temu próbowano zdyskredytować Donalda Tuska wyciągając mu „dziadka w Wehrmachcie”. Tymczasem braciom mojego dziadka, Ślązakom, po pół roku pobytu w Auschwitz dano wybór: albo wstąpią do Wehrmachtu, albo zostaną w Auschwitz. Wybrali wojsko, bo dawało jakieś szanse na przeżycie, obóz – prawie żadnych.

- Jestem ze Śląska - dla mnie to naturalne, że dziadek służył w Wehrmachcie. Moi koledzy mieli krewnych i w Luftwaffe, i pod Monte Casino, i takich, którzy odpierali atak aliantów w Normandii. Wielu Ślązaków służyło w niemieckim wojsku, często zaszantażowani, niekiedy z własnej woli. Ale o tym z dziećmi i wnukami się nie rozmawiało. Pokolenie powojenne było nauczone, by nie zadawać pytań. Umowa między rodzicami i dziećmi brzmiała mniej więcej tak: nie rozmawiamy o wojnie, żeby nauczyć się normalnie żyć wśród ruin. Będziemy rozmawiać o kieszonkowym, o ocenach w szkole…, ale o niczym więcej. Dopiero wnuki – moje pokolenie zaczęło stawiać pytania.

Jedno ze zdjęć z pudełka AGFA 1939: jeńcy wojenni w RosjiZdjęcie: Michał Wnuk

Kiedy okazało się, że to nie dziadek robił zdjęcia - poczuł Pan rozczarowanie?

- Szczerze mówiąc - ulgę. Od kiedy obejrzałem wszystkie 120 zdjęć oprócz fascynacji czułem spory dyskomfort. W zbiorze było kilka bardzo niewygodnych fotografii, chodzi np. o zdjęcia z getta w Częstochowie. Nikt nie chciałby poznać takiej strony swojego dziadka!

W filmie pojawia się też Pańska rodzina ze strony ojca, zaangażowana w działalność podziemną, AK. Pańscy dziadkowie stali po przeciwnych stronach barykady!

- Krótka anegdota. Mój dziadek Alojzy, ten, który był chirurgiem w Wehrmachcie, został w 1945 r. wzięty do niewoli po zdobyciu Festung Breslau (Wrocławia) i pracował przy odgruzowywaniu miasta jako niemiecki jeniec wojenny. Drugi z dziadków Henryk przyjechał do Wrocławia w 1946 r. i brał jako ochotnik udział w odgruzowywaniu wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego, na którym chciał studiować. Zresztą tego samego, który przed wojną - ale wówczas była to uczelnia niemiecka, ukończył Alojzy. Takie są losy polskich rodzin.

Próbując rozszyfrować tajemnicę zdjęć, tropiąc losy pojedynczych ludzi, którzy ze zdjęciami z pudełka byli związani, pokazał Pan w swoim dokumencie skomplikowany rozdział historii polsko-niemieckiej – od momentu tuż przed wybuchem II wojny, do wysiedleń Niemców z Polski po wojnie. Wysiedlenia puentuje Pan zresztą mocno - fragmentem wrednego polskiego filmu propagandowego z epoki.

Michał Wnuk spotyka rodzinę Schroeterów, krewnych jednego z nieżyjących bohaterów filmu. Czy uda im się pomóc Michałowi?Zdjęcie: Łukasz Karbowiak

- Pokazuję losy ludzi, do których drzwi zapukała Wielka Historia - raz z kosą, raz z karabinem… Zarówno polskie, jak i niemieckie. Trudne losy. A kronika filmowa z 1946 roku świetnie pokazuje, co wtedy na ten temat ludzie mieli w głowie i co chciano, żeby mieli w głowie.

Dokument zaczyna się od pokazania przedmiotu – pudełka ze zdjęciami. Potem w filmie przewijają się też inne przedmioty, nie będę zdradzać jakie. Czy to było zamierzone, by dramaty Wielkiej Historii zestawić z drobiazgami, szczegółami przybliżającymi tamte czasy?

- Przedmiot ma kształt, zapach, kolor, czasem wyblakły - człowiek zaczyna sobie od razu wyobrażać, jak on blakł... Jest często lepszym nośnikiem historii i emocji niż np. anegdota. To świadek historii, który mimowolnie przenosi nas w przeszłość!

Skoro nie możemy zdradzić fabuły, porozmawiajmy o formie. Czy pomysł, by wystąpił Pan w filmie i prowadził widza przez meandry swojego śledztwa pojawił się od początku?

- Długo nie mogłem się pogodzić z tym, że jestem naturalnym bohaterem filmu. Wiele zwrotów w akcji, która pokazuje poszukiwania śladów po ludziach już przecież nieżyjących przydarza się mnie samemu. To była trudna decyzja – jak większość ludzi, których znam nie lubię siebie oglądać, nie lubię swojego głosu. Zastanawiałem się nad innym ujęciem tematu, ale tej historii nie dało się opowiedzieć inaczej, bo moje śledztwo trwa tu i teraz.

W filmie trzyma się Pan faktów, unika emocjonalnych komentarzy i ocen.

- Być „za czymś” a tym bardziej „przeciwko czemuś” oczywiście byłoby łatwiej. Ale cenię sobie umiarkowane spojrzenie na rzeczywistość, w którym wzięte zostają pod uwagę racje obydwu stron. A co do emocji - wierzę w to, że im mniej będzie w „Agfa 1939” moich prywatnych, tym bardziej film przemówi do emocji widza. Ta historia sama w sobie jest rozdzierająca, wystarczyło ją rzetelnie opowiedzieć.

Prowadząc swoje śledztwo porusza się Pan między Polską i Niemcami, jakby nie było granic.

- Tych granic już nie ma. Jeśli są, to w mentalności. Kiedy robiliśmy film – połowa ekipy była niemiecka, połowa polska – odkryciem dla mnie było to, że Niemcy inaczej budują opowieść, mają inne narracje. W Polsce często zaczynamy od pokazania nieoczywistego szczegółu, który może zaciekawić. Niemcy zaczynają od szerokiego planu, lubią widzieć wszystko i wiedzieć, z czym i kim mają do czynienia. Polak potrzebuje emocji. Poza tym Niemcy mają inne poczucie humoru – a mają poczucie humoru, co pewnie niektórych zaskoczy! - co innego ich śmieszy.

Jak to się stało, że jako pierwsza powstała niemiecka wersja dokumentu, z dubbingiem?

- Zwykle najpierw się robi polską wersję, potem międzynarodową, np. niemiecką.

Ale Rolf Bergmann z ARD namówił nas, byśmy pokazali nasz film, bądź co bądź zatytułowany „Agfa 1939”, w 75. rocznicę wybuchu wojny, czyli 1 września 2014 r. Dlatego najpierw zrobiliśmy wersję niemiecką. Krótszą – dopasowaną do niemieckich standardów. Teraz pracujemy nad polską, będzie dłuższa, znajdzie się w niej więcej szczegółów, niuansów, punktów zwrotnych i być może puenta będzie inna. Poza tym nasze poszukiwania nie zostały jeszcze wcale zakończone!

Co było najtrudniejsze przy realizacji tego filmu?

- Czymś wbrew mojemu temperamentowi, obyciu, wychowaniu okazało się pukanie do drzwi obcych ludzi i wypytywanie ich o sprawy związane z moimi poszukiwaniami. Gdy odwiedzałem Polaków w Jeleniej Górze (dawniej Hirschberg), którzy żyją w mieszkaniu należącym do 1945 r. do wysiedlonych po wojnie niemieckich bohaterów filmu, po głowie chodziły mi slogany, które wszyscy ciągle słyszymy: że Eryka Steinbach, że oni mają euro, a my nie mamy i nas wykupią… Obawiałem się reakcji tych ludzi! Ale miałem szczęście, wielu ludzi mi pomogło, choć mogli odmówić. Bez nich nie miałbym szansy ruszyć dalej.

Rozmowę prowadziła Daina Kolbuszewska

* Film „Agfa 1939” powstał w koprodukcji polsko-niemieckiej. Został zrealizowany dzięki wsparciu finansowemu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, RBB/MDR dla ARD oraz Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Polska wersja filmu zostanie ukończona pod koniec listopada 2014 r. Scenariusz i reżyseria - Michał Wnuk, produkcja – Magdalena Kamińska (Balabusta) i Antje Boehmert (Docdays).

* Michał Wnuk, ur. 1980 w Siemianowicach Śląskich. Ukończył reżyserię filmową na WRiTV Uniwersytetu Śląskiego. Jego film “Co mówią lekarze” był wyświetlany na festiwalach na całym świecie i zdobył nagrodę za najlepszy krótkometrażowy film fabularny na Festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie.


Terminy emisji filmu w niemieckiej telewizji:

I program ARD, piątek, 29.08.2014, godz. 21:02

tagesschau 24, niedziela, 31.08.2014, godz. 10:03

RBB, wtorek , 2.09.2014, godz. 23:30