Al-Kaida, "polska petarda" i czarna lista
6 listopada 2010Rząd berliński chce jak najszybciej doprowadzić do zaostrzenia reguł kontroli przesyłek towarowych w transporcie lotniczym. Federalne ministerstwo komunikacji i ministerstwo spraw wewnętrznych chcą opracować tzw "czarne listy" lotnisk, które nie przeprowadzają kontroli ładunków wg. zachodnich standardów. Przesyłki z tych lotnisk mają być poddawane w niemieckich portach lotniczych skrupulatniejszym kontrolom.
Szef resortu wewnętrznego Niemiec, Thomas de Maiziere (CDU) ma zamiar w najbliższy poniedziałek przedstawić w Brukseli żądanie poszerzenia kompetencji służb bezpieczeństwa. W 5-punktowym katalogu, który obowiązywać miałby w całej UE, zawarte jest m.in żądanie, aby służby bezpieczeństwa w przyszłości miały komputerowy dostęp do banków danych koncernów logistycznych, zawierających m.in. adresata, nadawcę i zawartość przesyłki. To ma pomóc w identyfikacji i kontroli podejrzanych ładunków.
Al-Kaida znów grozi
Powodem tych szybkich posunięć są odkryte w ubiegłych dniach ładunki wybuchowe przesyłane drogą lotniczą z lotnisk w Jemenie i Grecji.
Ładunki z Jemenu przechwycone w Dubaju i East Midland w Wielkiej Brytanii zawierały tonery do drukarek komputerowych wypełnione trudno wykrywalnym materiałem wybuchowym PETN.
Odłam Al-Kaidy działający na Półwyspie Arabskim przejął odpowiedzialność za wysyłkę tych materiałów i w opublikowanych w internecie tekstach zawarł jednoznaczne pogróżki. Napisano tam, że bomby te specjalnie zostały tak skonstruowane, aby trudno było je wykryć detektorami. Zapowiedziano dalsze zamachy.
Niemieckie służby bezpieczeństwa już dwukrotnie były ostrzegane przez kolegów z Arabii Saudyjskiej przed zamachami. W lipcu br. informowali oni o planowanym przez Al-Kaidę zamachu samolotowym. Informacja ta była jednak zbyt nieścisła, aby podjąć jakieś przeciwdziałania. 9 października nadeszło następne ostrzeżenie o zamachach przy użyciu "dwóch lub trzech samolotów".
"Polska petarda"
Natomiast wybuchowa przesyłka, jaka dotarła z Grecji do Urzędu Kanclerskiego w Berlinie, zawierała mieszankę nadchloranów, którą specjaliści określili mianem "polskiej petardy" ("polnischer Böller"). Była to bardzo prosta konstrukcja: cylindryczne naczynie z materiałem wybuchowym, przewodami i 1,5-voltową baterią. Jak oceniono, nie mogła wybuchnąć, a jedynie się zapalić. Została unieszkodliwiona wodą.
Przesyłka pochodziła z Grecji, wysłana została UPSem z Aten i w Urzędzie Kanclerskim została rutynowo prześwietlona. Jako nadawca widniało "Ministerstwo Gospodarki, Sekretariat Generalny, D.Georgakopoulos". Pracownikom biura pocztowego Urzędu Kanclerskiego przesyłka wydała się podejrzana. Przypuszcza się, że paczkę adresowaną osobiście do Angeli Merkel wysłali greccy lewacy, rozzłoszczeni postulatem kanclerz Niemiec, by notorycznie zadłużonym członkom Unii Europejskiej odbierać prawo głosu we Wspólnocie.
dpa / rtr / Małgorzata Matzke
red.odp.: Barbara Coellen