1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Amerykański dyplomata: Sankcje to tylko żółta kartka

Aureliusz M. Pędziwol13 sierpnia 2015

Sankcje są tylko żółtą kartką dla Putina, a nie dobrze przemyślaną strategią, jak postępować z Rosją - mówi John Kornblum* [WYWIAD].

Ehemaliger US-Botschafter John Christian Kornblum
Zdjęcie: DW/A. M. Pędziwol

DW: Po pół wieku w Europie ma Pan z całą pewnością podwójną, amerykańsko-europejską perspektywę...

John Kornblum*: Tak, prawdopodobnie.

DW: Jak więc postrzega Pan wojnę we wschodniej Ukrainie? Czy to tylko lokalny konflikt, czy coś więcej?

JK: To ma wymiar globalny. Jest to próba Rosji obalenia porządku, który tu był od 1992 roku. Wynegocjowaliśmy z Moskwą bardzo skomplikowane porozumienia dotyczące NATO i rozbrojenia. Jednym z nich była gwarancja bezpieczeństwa Ukrainy, którą Rosja podpisała w Budapeszcie. To było traktowane jako fundament przyszłości.

Teraz ten fundament nagle zniknął. To o wiele więcej niż tylko konfrontacja. Rosja próbuje cywilizacji zachodniej przeciwstawić coś nowego i że tak powiem, wypisać się z Zachodu.

DW: Czy sankcje wobec Rosji są wystarczające?

JK: Prawdopodobnie mogły być trochę silniejsze. Niemniej jednak uważam je za stosowne. Są jednak tylko żółtą kartką dla Putina, a nie dobrze przemyślaną strategią, jak postępować z Rosją.

"Rozszerzenie UE było wielkim sukcesem"

Zanim John Kornblum stał się amerykańskim ambasadorem w Niemczech, był specjalnym wysłannikiem Waszyngtonu do Sarajewa i współautorem porozumienia z DaytonZdjęcie: picture-alliance/ZB

DW: A jak Pan sobie wyobraża właściwą odpowiedź?

JK: Celem powinno być, by to otoczenie Rosji, które Moskwa nazywa „bliską zagranicą”, również miało prawo do wyboru własnej przyszłości. 20 procent Gruzji jest okupowane przez Rosję, 10 procent Mołdawii. A teraz kolej na Ukrainę. Jest jeszcze Armenia, która chciała wynegocjować podobną umowę z Unią Europejską, ale znalazła się pod naciskiem Rosji, która zagroziła wycofaniem wsparcia dla niej.

Zachód musi pójść więc o krok dalej i co najmniej publicznie powiedzieć, jak to widzimy. I czy jesteśmy gotowi wspierać niezależność tych państw, czy nie?

DW: Ma Pan na myśli na przykład obietnicę członkostwa w UE?

JK: Trzeba było zrobić co najmniej to, co 20 lat temu z Polską, Czechami i pozostałymi krajami Europy Środkowej. Im zaoferowano wówczas możliwość członkostwa, jeśli spełnią określone wymagania. Dziś jednak brakuje odwagi, by to samo zrobić wobec Ukrainy, Mołdawii i Gruzji. Prawdopodobnie z powodu obaw, że Rosjanie zareagują zbyt mocno.

DW: Jak ważne jest to, żeby kraje Europy Wschodniej i Bałkanów stały się kiedyś członkami Unii Europejskiej?

JK: Rozszerzenie jest dobre, ale są z nim dwa problemy. Po pierwsze nie ma w tej kwestii konsensusu. Po drugie, nie jest to już narzędzie tak użyteczne jak dawniej. Rozszerzenie było w Europie Środkowej ogromnym sukcesem. Ale te kraje były po prostu gotowe wejść do Unii. Obecni kandydaci być może nie są jeszcze na to przygotowani. Nie brak też przykładów – Ukraina jest jednym z nich – że Unia potrzebuje bardziej zróżnicowanej polityki. Ale jej nie ma. Być może, że zafiksowanie na rozszerzanie przeszkadza rozwojowi takiej polityki.

"W tym łuku jest jedna strzała"

DW: To samo dotyczy Turcji?

JK: Turcja jest dobrym przykładem. Że się tak wyrażę, w tym łuku jest tylko jedna strzała, i jest nią członkostwo. To duże wyzwanie dla Unii. Potrzebna jest bardziej zróżnicowana polityka.

DW: Fala uchodźców z Afryki to inny problem Europy...

JK: Europa stoi w obliczu czterech bardzo daleko idących kryzysów. Pierwszym z nich jest fala uchodźców z południa. Drugim – Rosja i Ukraina. Trzeci to wewnętrzna rozwój gospodarczy i euro. Ostatnia jest zaś rewolucja technologiczna, która ma miejsce teraz. Sporo do zrobienia w ciągu kilku lat.

DW: Może TTIP w tym pomoże?

JK: Jeśli negocjacje TTIP się skończą, będzie to duży impuls. Nie sądzę, że będą zbyt trudne. Jestem raczej optymistyczny, że się powiodą. Są znakiem na przyszłość.

DW: Pan wie dobrze, że w Europie nie brak negatywnych głosów w tej kwestii.

JK: W Ameryce też ich nie brak. Ale przywódcy polityczni po obu stronach Atlantyku są moim zdaniem zgodni, że trzeba przeforsować to porozumienie.

Rozmawiał Aureliusz M. Pędziwol

*John Christian Kornblum (urodzony w 1943 roku w Detroit), w l. 1997-2001 ambasador USA w Niemczech. Karierę rozpoczął w wieku zaledwie 21 lat jako amerykański wicekonsul w Hamburgu. W latach 1985-87 był zastępcą dowódcy amerykańskiego sektora Berlina. Następnie został wysłany do NATO w Brukseli. W 1991 roku przeprowadził się do Wiednia, tym razem jako ambasador przy OBWE. W 1994 roku był specjalnym wysłannikiem USA do Bośni i uczestniczył w negocjowaniu porozumienia z Dayton. Obecnie mieszka w Berlinie.