1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Andrej Babiš: czeski Donald Trump

21 października 2017

W piątek i sobotę (20/21.10.2017) Czesi wybierają parlament. W przedwyborczych sondażach faworytem była partia Andreja Babiša ANO. Porównywalny z Donaldem Trumpem miliarder może zostać następnym premierem Czech.

Tschechien Wahl Andrej Babis
Babiš zapowiada, że w razie zwycięstwa ANO zamierza kierować krajem tak, jak swoimi interesamiZdjęcie: Reuters/D.W. Cerny

Pieniądze z koncernu Andreja Babiša Agrofert są tym, co w trwających w Czechach wyborach parlamentarnych może pomóc w zwycięstwie centroprawicowej Akcji Niezadowolonych Obywateli ANO (po czesku „tak”). Babiš, który zajmuje drugie miejsce na liście najbogatszych Czechów, skusił wyborców nie tylko obietnicą zreformowania systemu politycznego, ale też licznymi wypowiedziami, w których nie liczy się z nikim i z niczym. I tak członków tradycyjnych partii nazwał „idiotami” a dziennikarzy „tępakami”. Trafia to do wielu Czechów, którzy po korupcyjnych skandalach odwracają się od tradycyjnych parti.

Tyle, że teraz sam Babiš budzi coraz większe kontrowersje. Zarzuca mu się, że korzysta z kupionych przez siebie mediów, by dyskredytować swoich politycznych rywali. W czerwcu, w związku z podejrzeniem nadużyć podatkowych, musiał opuścić stanowisko ministra finansów. Prokuratura toczy przeciwko niemu śledztwo ws. wyłudzenia ponad 2 mln euro dotacji unijnych, co kosztowało go immunitet poselski. A niedawno zostało wznowione śledztwo ws. domniemanej współpracy Babiša z bezpieką w komunistycznej Czechosłowacji.

Demonstracja w Pradze przeciwko Babišowi i prezydentowi Zemanowi, maj 2017Zdjęcie: Protest, Proteste, Demonstrationen, Demonstranten,

Ta demokracja jest korupcją

Zwolennicy Babiša są jednak przekonani, że „establishment” chce go tylko załatwić. Miliarder „ureguluje już sprawę” i rozliczy się z „przestępcami” z politycznej elity. Takie były oczekiwania choćby gości pikiety wyborczej w Hradec Králové. Głównie starsi, stojący w kolejce po serwowaną bezpłatnie kawę i ciasteczka – produkcji piekarni Agrofertu, potwierdzają wrażenie, że pokolenie to, wyrosłe w czasach komuny, tęskni do silnego przywództwa, które ochroniłoby je przez terroryzmem i pułapkami globalizacji. – Uważam, że największym niebezpieczeństwem dla demokracji, ale tej demokracji, jak określają ją tradycyjne partie, jest korupcja. Proszę to dobrze zapamiętać – powiedział Babiš w wywiadzie dzień po wyborczej pikiecie i postukał palcem w notes reportera: Proszę to zapisać.

Powrót komunizmu?

Umiarkowane partie polityczne Czech są innego zdania. Odmawiają tworzenia rządu pod przywództwem premiera, wobec którego toczy się śledztwo. Ale całkowite wypchnięcie ANO z rządu będzie trudne. Zarzuty stawiane Babišowi mogą jednak na tyle przytłumić zwycięstwo jego ugrupowania, by umiarkowane partie miały szanse trzymania w szachu miliardera.

Czeska Partia Socjaldemokratyczna (ČSSD), obecny przywódca koalicji z ANO i chadekami (KDU-CzSL), ma nadzieję na uplasowanie się w wyborach na drugiej pozycji, razem z Komunistyczną Partią Czech i Moraw (KSČM). I to mimo, że dzięki kwitnącej gospodarce i podejrzanie rekordowo niskiemu bezrobociu, tematy społeczne są chwilowo mało aktualne.

Babiš z kolei nie wyklucza możliwości utworzenia rządu mniejszościowego ANO ze wsparciem KSČM lub antyimigranckiego SPD. – Mogłoby to stać się zagrożeniem dla demokratycznych instytucji Czech – mówi Martin Ehl, zajmujący się sprawami polityki zagranicznej dziennikarz liberalnego dziennika „Hospodářské noviny".

Żaden demokrata

Zapowiedź Babiša, że zamierza kierować krajem tak jak swoimi interesami, zainspirowała przede wszystkim tych, którzy szukają prostych rozwiązań. Krytycy, którzy porównują go z Donaldem Trumpem lub byłym premierem Włoch Silvio Berlusconim, ostrzegają, że Babiš może podkopać wszystkie silne instytucjonalne strony Czech, które pomogły krajowi w jego odbudowie po erze komunizmu. Do tego dochodzi ryzyko, że pod rządami Babiša Czechy zwrócą się ku „antyliberalnej linii” Polski i Węgier.

Lucie Kubovicova, szefowa działu komunikacji ANO odpiera te zarzuty. – Andrej Babiš nie jest żadnym zagrożeniem dla demokracji. To, co dzieje się w Polsce, pod jego rządami nie będzie miało miejsca – stwierdza.

Politolog Jiri Pehe podziela jej zdanie, przynajmniej częściowo. – W głębi ducha nie jest on żadnym demokratą, ale to nie znaczy, że jest zagrożeniem dla systemu – mówi Pehe. Obawia się raczej, że Babiš jako „czysty pragmatyk robi tylko to, co leży w jego obecnym interesie”. – Każdy mówi, że nie utworzy z nami koalicji. Mnie jest wszystko jedno, zadecydować mają wyborcy – kwituje Babiš.

Europejczycy bez przekonania?

Państwa unijne byłyby na pewno bardziej szczęśliwe, gdyby miały do czynienia z ludźmi z ČSSD a nie z Babišem, twierdzi Filip Nerad, brukselski korespondent czeskiego radia publicznego. Sondaże wykazują, że Czesi podchodzą do UE z umiarkowanym entuzjazmem i stanowczo opowiadają się zarówno przeciwko euro jak narzucanym kwotom uchodźców. Babiš nie stronił dotąd od wytykania Brukseli błędów, ale preferuje dobre stosunki z UE, tym bardziej, że jego Agrofert ciągnie zyski z europejskich subwencji.

Zgodnie ze swoim programem wyborczym ANO opowiada się za reformami, których „naczelnym celem” jest nowe ukierunkowanie członkostwa Republiki Czeskiej w UE. Stosunki z Francją i Niemcami mają być nawet ważniejsze, niż z sąsiadami z Grupy Wyszehradzkiej. – Nie mówię o Czexicie – mówi miliarder Babiš – ale Czechy muszą wnieść propozycje zreformowania UE.

Tim Gosling / Elżbieta Stasik

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej