1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Fac: "Grass nigdy nie uważał się za wypędzonego" [ROZMOWA]

Róża Romaniec13 kwietnia 2015

Günter Grass jak mało który niemiecki twórca zafascynował Polaków. Po wiadomości o jego śmierci w Galerii Miejskiej w Gdańsku wystawiono księgę kondolencyjną. O Grasie opowiada gdańszczanin Andrzej Fac.

Polen Danzig Günter Grass Blechtrommel-Parade
Zdjęcie: picture-alliance/epa/Kraszewski

Günter Grass bywał przez kilkadziesiąt lat gościem w domu Pana rodziców. Pana ojciec Bolesław Fac tłumaczył jego wiersze, byli zaprzyjaźnieni od lat 60-tych. Jaki Grass Was odwiedzał?

Przede wszystkim bardzo bezpośredni. Był wielkim artystą, ale zawsze pytał się, jak się ktoś czuje. Skracał dystans zarówno u nas w domu, jak i na spotkaniach z czytelnikami. Wszędzie najbardziej interesowały go pytania zwykłych ludzi, zwłaszcza te krytyczne. Chętnie dopytywał, co zadający je mają na myśli. Nie był taki, jak sobie wyobrażamy typowego pisarza. Był raczej jak rzemieślnik i zachowywał się naturalnie. Z moim ojcem poznał się przez Związek Literatów Polskich, ojciec miał oprowadzić niemieckiego pisarza po Gdańsku. Przypadli sobie do gustu: Grass - socjaldemokrata, a mój ojciec - polski socjalista.

Młody Günter Grass (w roku 1964)Zdjęcie: picture-alliance/dpa

O czym się rozmawiało się przy stole, kiedy Grass przychodził na obiad?

Zawsze zainteresowało go to, co się w danej chwili dzieje. Lubił zasiąść do stołu i rozmawiać na tematy polityczne, historyczne i społeczne. Ojciec oprowadzał go też po różnych miejscach, m.in. odwiedzali rodzinę Krausów, z której pochodził. Czasem przy stole opowiadało się też o stoczni, w której mój ojciec wtedy pracował. Część tych opowieści Grass umieścił potem w "Turbocie". Później rozmawiali też o niemieckiej socjaldemokracji i polskim PPSie. Pamiętam, że Grass dużo nas o to wypytywał i interesował się ruchem lewicowym w Polsce, ale nie komunistycznym. Dziwił się bardzo, że Solidarność jest tak konserwatywnym ruchem. Poza tym obaj byli zafascynowani barokowymi poetami niemieckimi, którzy w XVII w. uciekli pod skrzydła polskiego króla. Już wtedy mówili o wielokulturowym Gdańsku - to było na długo przed tym, zanim wielokulturowość stała się wytrychem dla polityków. Wtedy mówienie o tym nie było mile widziane, podobnie jak przyjaźń z niemieckim pisarzem uchodziła za germanofilstwo.

Czy Gdańsk Grassa był Wam bliski czy nieznany?

Ojciec był zafascynowany Gdańskiem z "Blaszanego bębenka", ale on sam oprowadzał pisarza po Gdańsku powojennym, jakiego Grass nie znał. Pokazywał mu nieznane miejsca i opowiadał współczesne historie. Ja zacząłem bardziej świadomie poznawać Gdańsk oczami Grassa jako student; to były lata 80-te. Potem, na początku lat 90-tych przygotowywałem z Jackiem Gregorem wystawę fotograficzną "Portrety miejsc opisanych".

Günter Grass pochodził z Kaszub, mieszkał także w Gdańsku WrzeszczuZdjęcie: DW

Jak Grass się obchodził ze swoją popularnością w Waszym mieście?

Trochę go irytowała. Chociaż oczywiście było też miejsce na pisarską próżność. Właściwie to lubił prowokować krytykę, także w Gdańsku. Jakby wręcz chciał, aby się go atakowało. Mawiał, że krytyka pomaga myśleć i jest ważniejsza od schlebiania. Był człowiekiem polemiki i sporu, ale chętnie rozmawiał z normalnymi ludźmi.

Czy podczas rozmów przy stole przyznał się Wam wcześniej, że jako młody chłopak był członkiem Waffen-SS?

Tego nie wiem, ale pamiętam pewne sygnały. Kiedy Grass się przyznał, ojciec już nie żył, więc nie mogłem go o to spytać. Ale wiedzieliśmy, że jego rodzina była bardzo znazyfikowana i on też był tym w pewnym stopniu wtedy "zaczadzony". Jego ojciec był rodzajem małego nazisty, jakiego Grass opisał zresztą w "Blaszanym bębenku". Myślę, że bez tej przeszłości nie byłoby jego mocnej krytyki kultury w Niemczech - kultury, która doprowadziła do hitleryzmu. Nigdy jednak Grassa o to bezpośrednio nie spytałem, to też kwestia wieku. Ale miewałem uczucie, jakby była jeszcze jakaś tajemnica. Zresztą Grass w ostatnich latach jakby chciał się pogodzić z Niemcami. Wcześniej ich atakował, krytykował, jego pozytywni bohaterzy w Trylogii to nie Niemcy, lecz Kaszubi i Polacy. A potem napisał "Idąc rakiem" i jakby wrócił do swojej ojczyzny. To było inne spojrzenie na historię swojego narodu i społeczeństwa. W Polsce wywołało to po części dystans. Niektórzy zarzucali mu, że próbuje coś kleić. Ja tego nie potępiam, lecz rozumiem.

Dlaczego?

Bo wiem, że Grass nigdy nie uważał się za wypędzonego. Napisał "Idąc rakiem", ale to przecież nie jest powieść o wspaniałych niemieckich ofiarach i złych Rosjanach, czy złych Polakach. Poza tym dobrze pamiętam, jak zawsze powtarzał, że "zbrodnie niemieckie są jak Himalaje!" Grass uważał, że to, co Niemców spotkało, jest karą za to, co wcześniej zrobili i za to, że poparli Hitlera. Od początku był zwolennikiem granicy na Odrze i Nysie i angażował się politycznie, aby Niemcy ją uznali. Poparł przecież kampanię wyborczą Willy Brandta. Grass uważał, że Niemcy mają do spłacenia dług, ale nie po to, aby potem niemieccy koloniści "tabliczkowali", co było polskie, a co niemieckie. Mówił, że Niemcy popełnili w Polsce takie zbrodnie, że muszą się porozumieć z Polakami. Powtarzał, że trzeba o tym mówić, a nie zapominać.

Mówił też, że Polska powinna wyjść z roli ofiary.

Owszem, bo on był niewygodną naturą, ale dla każdej strony. Pamiętam, jak w 2000 r., kiedy wiele regionalnych gazet, także "Dziennik Bałtycki", przejął niemiecki koncern "Neue Passauer Presse" - Grass publicznie mówił o kolonizacji i mentalności zdobywców. Polscy dziennikarze byli zdziwieni. Ale on lubił wbić kij w mrowisko, może był trochę niespełnionym politykiem. To był wybitny pisarz, ale jego publicystyka, to były literacko napisane mowy polityczne.

"Blaszany bębenek" był najbardziej znanym dziełem Güntera GrassaZdjęcie: picture alliance/Keystone

A co go Pana zdaniem najbardziej wyróżniało?

To, że traktował pisanie jako zawód i powołanie. Podobnie jak rysowanie czy publicystykę - dla niego to było jak rzemiosło, któremu całkowicie się oddawał. W polskiej kulturze porównałbym go do Miłosza, również jeżeli chodzi o prowokacje. Ale gdy chodzi o postawę wobec literatury i sztuki był jak Przyboś, czyli postawa chłopska - musisz na to zarobić i zapracować. Żadne górnolotny hymny i fascynacje, tylko ciężka praca. Naturalnie i talent, ale wypracowany. Myślę, że Grass bardzo wcześnie miał taką świadomość i moim zdaniem wiązało się to z jego kaszubskim pochodzeniem. Podobnie zresztą jak jego przekora - taka trochę chłopska przekora.

Rozmawiała Róża Romaniec

*Andrzej Fac jest gdańskim poetą, wydawcą i bibliotekarzem, który zaskoczył kilka lat temu dojrzałym zbiorem wierszy pt. „Być może coś innego” i poematem „Elegie Gdańskie”, wydanymi przez Oficynę Wydawniczą Tysiąclecia. Andrzej Fac jest synem tłumacza poezji Bolesława Faca, z którym Günter Grass był zaprzyjaźniony.

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej