1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Apel z Czech: Wróćmy do rozmów o Turowie WYWIAD

8 października 2021

Gdyby Hrádek nad Nysą i Żytawa leżały w Polsce, a nie tuż za jej granicami, właściciel Turowa rozmawiałby z ich samorządami inaczej niż do tej pory, sądzi marszałek graniczącego z Polską województwa libereckiego.

Tschechien, Prag | Gespräche zwischen Polen und Tschechien über die polnische Braunkohlegrube Turów
Hetman liberecki Martin PůtaZdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol

Deutsche Welle: We wtorek 5 października wezwał Pan premierów i ministrów Polski i Czech, by jak najszybciej powrócili do stołu rozmów o Turowie. Myśli Pan, że usłyszą?

Martin Půta*: Wierzę, że usłyszą nie tyle mnie, co przede wszystkim wójtów, burmistrzów i starostów, których to bezpośrednio dotyczy, którzy reprezentują ludzi mieszkających tuż przy granicy. Najcenniejsze w tym apelu, przynajmniej dla mnie, jest to, że nie jest to jedynie apel hetmana z Liberca, ale także marszałka Dolnego Śląska oraz samorządowców z Czech i z Polski, którzy bezpośrednio zarządzają gminami na wspólnej granicy.

Czy trudno było uzyskać ich wsparcie?

Nie było trudno, ponieważ wszyscy widzą to tak samo, bez względu na to, z jakiego politycznego ugrupowania się wywodzą. Naprawdę jedynym sposobem na osiągnięcie kompromisu, który mógłby być respektowany przez obie strony na dłuższą metę, są rozmowy.

Zatrzymajmy się przy umowie, której nie udało się sfinalizować. Jak ważny dla Pana, dla Czech, jest punkt, w którym negocjacje utknęły? Czy jest tam przestrzeń na ustępstwa obu stron?

Dla nas jest ważne, żeby uzgodnienia zawarte w umowie funkcjonowały przez cały okres wydobycia w Turowie. Zrozumiałem w ciągu ostatniego tygodnia, kiedy dużo o tym rozmawiałem z moimi polskimi kolegami i partnerami, że oni obawiają się, żeby Czechy z jakichś powodów nie wykorzystały tej umowy w przyszłości jako swego rodzaju broni przeciw Polsce. W szczególności chodzi o zapis, według którego arbitrem wszelkich sporów ma być TSUE, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. To jest konstatacja, ja tego nie oceniam. A kwestia dotycząca owego punktu spornego, czyli czasu, po którym można by formalnie wypowiedzieć tę umowę, to jest raczej sprawa dla obu ministerstw spraw zagranicznych i speców od prawa międzynarodowego, żeby znaleźli jakieś wyjście z tej sytuacji.

W umowie zostały zapisane dwie kwoty, co do których strona polska podobno wyraziła zgodę: 15 mln euro do przelania na konto ministerstwa środowiska w Pradze i 35 mln euro dla województwa libereckiego. Czy jest Pan zadowolony z takiego rozdziału tych pieniędzy?

Ja to panu wytłumaczę. Kwota dla ministerstwa środowiska to pieniądze, które zamierza ono przeznaczyć na sfinansowanie długoterminowego monitoringu hałasu i zapylenia, na budowę sieci mierzącej ewentualne osiadanie terenu i rozbudowę sieci monitorującej poziom wód gruntowych. To ministerstwo ją wyliczyło.

Pieniądze, o które z kolei wnioskowaliśmy my, chcielibyśmy przeznaczyć na finansowanie budowy zastępczych wodociągów i wzmocnienia zaopatrzenia w wodę pitną w okolicznych czeskich gminach, od Hrádka nad Nysą, poprzez Václavice, Uhelną, aż po Horní Vítkov, a w rejonie Frýdlantu, jeśli dobrze pamiętam, w Kunraticach, Herzmanicach i Viszniovej. Niektóre z tych projektów będą opłacane w stu procentach, ponieważ tam ten wpływ jest wyraźny już teraz. Pozostałe będą współfinansowane z innych źródeł, zwłaszcza przez spółki wodne.

Kopalnia węgla brunatnego Turów w BogatyniZdjęcie: Slaevk Ruta/ZUMA Wire/imago images

Polska strona sugerowała przez cały czas, że wpływ na postawę Czechów mają nadchodzące wybory. One będą już teraz, w ten piątek i tę sobotę. Jak bardzo Pana zdaniem ich wynik może zmienić stosunek Pragi do Turowa?

Nie wiem. Ich wynik jest dość nieprzewidywalny. Oceniając jednak stanowiska głównych partii politycznych widzę, że wszystkie popierają umowę. Wierzę więc, że niezależnie od wyniku, negocjacje będą kontynuowane.

W Polsce decyzję TSUE w sprawie Turowa przyjęto z dużą dozą antypatii. Na stanowisko rządu w Warszawie wobec Trybunału wpłynie też zapewne jego wyrok w sprawie polskich sędziów. Z drugiej strony to właśnie ten Trybunał ma orzekać w razie sporu między stronami umowy. Nie obawia się pan, że TSUE z trudem będzie mógł być arbitrem w sporach z Polską?

Rozumiem, że postrzeganie TSUE jest w Czechach inne niż w Polsce. My mamy wrażenie, że jest to instytucja niezależna. W trakcie rozmów wielokrotnie zwracano nam jednak uwagę, że w Polsce są wątpliwości co do bezstronności podejmowanych tam decyzji. Dalej nie chcę tego komentować.

Z drugiej strony Polska sama zaskarżyła rurociąg OPAL właśnie przed TSUE.

Tak, tak. Ja osobiście jestem przekonany, że TSUE to instytucja niezależna, ale rozumiem, że po stronie polskiej panuje rozgoryczenie, dlatego że Trybunał orzekł przeciwko Polsce.

Podejrzewam, że te rozmowy bardzo uważnie obserwuje strona niemiecka, do tej pory bardzo powściągliwa w tej kwestii. Czy myśli Pan, że może się ona jeszcze uaktywnić?

Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Trudno mi sobie wyobrazić, żebym to ja doradzał rządowi Saksonii czy federalnemu, co mają robić. W sprawie Turowa działają i miasto Żytawa, i jej burmistrz Thomas Zenker. Ale ze mną, co zrozumiałe, nikt ze strony niemieckiej żadnej strategii nie konsultuje.

Od momentu decyzji wiceprezes TSUE o natychmiastowym zamknięciu kopalni, strona polska wciąż wskazywała, że w regionie jest nie tylko Turów w Polsce, ale są też kopalnie w Czechach i Niemczech. I że wcale nie jest tak, że z nimi nie ma żadnych problemów. Jak Pan to widzi?

Oni oczywiście mają rację. Staram się o tym nie zapominać i jestem bardzo ostrożny, gdy z czeskiej strony słyszę, że Polacy powinni zamknąć Turów. Ponieważ Czechy zajmują drugie miejsce za Polską w statystykach wykorzystania węgla jako surowca energetycznego, uważam, że powinniśmy najpierw odrobić nasze zadanie domowe dotyczące transformacji energetycznej, a dopiero potem doradzać sąsiadom, co mają robić. Gdy człowiek widzi, co się teraz dzieje z cenami energii, to myślę, że przy podejmowaniu decyzji wszyscy powinniśmy być racjonalni. Ja sam jestem zwolennikiem odchodzenia od węgla, ale uważam, że nie można tego robić tak, że przestaniemy kontrolować ceny energii, bo w końcu dla całych grup ludzi stałoby się to finansowo nie do wytrzymania.

Moim zdaniem główna różnica między Turowem a pozostałymi kopalniami w regionie  polega na tym, że korzyści z Turowa ma jedynie Polska, a wywoływane przezeń problemy  spadają i na Czechy, i na Niemcy. Pozostałe kopalnie to są problemy czesko-czeskie bądź niemiecko-niemieckie.

To prawda, kopalnia Turów leży tuż przy granicy.

No właśnie!

Gdyby było tak, że granice są jakieś 30 km dalej, gdyby Hrádek nad Nysą i Żytawa były polskimi miastami, to założę się, że PGE komunikowałaby się z ich samorządami w zupełnie inny sposób niż do tej pory.

Polsko-czeskie rozmowy o Turowie, 17.06.2021: (od lewej) Cezary Przybylski, Michał Kurtyka, Richard Brabec, Martin PůtaZdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol/DW

Czyli to PGE jest problemem?

Nie. Problemem jest podejście PGE do sąsiadów. Jak sądzę, oni już teraz rozumieją, że muszą szukać porozumienia. Ale na samym początku ich podejście do sprawy rozszerzenia wydobycia było problematyczne. Byli moim zdaniem przekonani, że wszystko przebiegnie tak jak zawsze do tej pory. Że być może się wkurzymy, ale nic nie zrobimy. A ja myślę, że ta sytuacja się zmieniła. Wiele osób zaczęło sobie zdawać sprawę z tego, że mają pewne prawa i że nawet, gdy kopalnia jest po drugiej stronie granicy, mają też możliwości, także dzięki Unii Europejskiej, żeby tych praw skutecznie bronić.

Na koniec wróćmy zatem do koalicji samorządowców z obu stron granicy, którzy Pana wsparli. Czy ten spór może dać nowy, nieoczekiwany impuls dla przyszłej czesko-polskiej, a może nawet czesko-polsko-niemieckiej współpracy w tym regionie? Na przykład w kwestii transformacji energetycznej?

To jest jedna z kwestii, którymi powinniśmy się wspólnie zająć. Przecież jest oczywiste, że wydobycie węgla w Turowie w pewnym momencie się skończy i to źródło energii trzeba będzie czymś zastąpić. Ważne jest, aby cały region wspólnie rozmawiał o tych sprawach, które są przed nami, ponieważ problem Turowa  może się rozlać przez granice.

Tak, jak zanieczyszczenie powietrza czy hałas nie znają granic, tak rozwiązywanie kwestii sprawiedliwej transformacji energetycznej nie skończy się na nich, bo będzie miało wpływ na całą okolicę. Jeśli pięć czy dziesięć tysięcy osób w polskiej części regionu będzie miało problem z pracą, to przeniesie się to i do nas, i do Saksonii. Powinniśmy więc poszukać sposobu na wykorzystanie tych dobrze wykształconych technicznie ludzi przy jakichś innowacyjnych projektach, zatrudnić do tego uczelnie. Myślę, że dla całego tego regionu trójstyku granic jest to pewne zagrożenie, ale też duża szansa.

 

Rozmawiał Aureliusz M. Pędziwol.

Wywiad został przeprowadzony 6 października 2021 roku

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>

* Zanim urodzony w 1971 roku Martin Půta stał się w 2012 roku hetmanem (marszałkiem) graniczącego z Polską i Niemcami województwa libereckiego, przez dziesięć lat był burmistrzem przygranicznego Hradku nad Nysą. W 2017 roku został wybrany na posła czeskiego sejmu, ale z mandatu zrezygnował, żeby nadal zajmować się swoim regionem.