1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Aqeel Ibrahim Lazim - wolni, lecz sparaliżowani strachem

8 sierpnia 2011

Wojna w Iraku 2003 była następstwem zamachów terrorystycznych z września 2011. Jeden z Irakijczyków wspomina euforię po upadku Husseina, po której nastał chaos i przemoc.

Aqeel Ibrahim Lazim, naoczny świadek wojny w IrakuZdjęcie: DW

Wiadomość o zamachu terrorystycznym w Nowym Jorku 11 września dotarła do Aqeela Ibrahima Lazima podczas przygotowań do wesela. Świeżo upieczony dentysta z Basry omawiał właśnie szczegóły dotyczące uroczystości, kiedy kątem oka zarejestrował migawki z telewizji: płonące wieżowce, ginących ludzi.

Straszne, niewyobrażalne sceny z odległego kraju, którego nigdy nie widział na oczy, a który oficjalna iracka propaganda przedstawiała jako wroga. Emitowane obrazy nie pochodziły z żadnego z makabrycznych filmów, które pokazywano w ostatnim czasie w kontrolowanej przez reżim Saddama Husseina telewizji publicznej. Tym razem była to relacja na żywo.

Apokalipsa

11 września był dla Aqeela Ibrahima Lazima zapowiedzią czasu apokalipsyZdjęcie: DW

„Trudno mi opisać, co czułem w tym momencie”, opowiada Lazim 10 lat później. „ Był to rodzaj zdumienia na przemian ze współczuciem i szokiem jednocześnie. Pomyślałem, że to, co oglądam, to apokalipsa, koniec ludzkości”.

Wtedy nie przypuszczał nawet, że zamach w Stanach Zjednoczonych umniejszy nie tylko znaczenie jego ślubu, lecz że przyniesie też jego ojczyźnie kolejną wojnę i upadek dyktatury Saddama Husseina. Czuł tylko oburzenie i niepewność. „Ten zamach wymierzono w ludność cywilną. Współczując ofiarom nie zastanawiałem się nad tym, z jakiego kraju pochodzą, jakiej są narodowości - tłumaczy 35-latek. „Jako człowiekowi było mi przykro, chociaż był to nietypowy rodzaj współczucia, bo przecież zamachowcy przyznali się, że są muzułmanami”.

Reżim Husseina

Irakijczycy byli przeciwni inwazji Amerykanów, jednocześnie pragnęli obalenia reżimu Saddama HusseinaZdjęcie: DW

Czy reżim Saddama Husseina mógł w takiej chwili już przewidzieć, jakie następstwa dla Iraku przyniesie zamach terrorystyczny Al-Kaidy? Lazim zauważył już w nocy z 11 na 12 września 2001 większą nerwowość władz. Wszędzie na ulicach pojawiły się nieoczekiwanie oddziały bezpieczeństwa rządzącej partii irackiej Baath. „Tak, jakby Irak miał sam stać się kolejnym celem zamachowców” – wspomina Lazim.

W wieczór poprzedzający wesele i na samej uroczystości nie było innego tematu, jak zamach w Nowym Jorku. „Wtedy otrzymałem więcej aktualnych wiadomości agencyjnych, niż życzeń” – opowiada Irakijczyk, dzisiaj wykładowca na wydziale stomatologii uniwersytetu w Basarze, praktykujący także jako dentysta.

W tym czasie reżim zorganizował pierwszą manifestację na cześć Saddama Husseina. Wielu Irakijczyków zmuszono do wzięcia w niej udziału. Lazim, który jest szyitą od początku był krytyczny wobec sunnickiego rządu Husseina.

Zapowiedź wojny

Już wkrótce było jasne, że wskutek zamachu wrześniowego Irakowi zagraża nowa wojna. USA zarzuciło Saddamowi Husseinowi posiadanie broni masowgo rażenia. Przy tym podkreślano bezpośrednie powiązania reżimu z Al-Kaidą. Oba zarzuty okazały się później bezpodstawne, ale dla Irakijczyków był to sygnał nadchodzącej konfrontacji zbrojnej. Lazim nie zapomni nigdy słynnej przemowy byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych: „Bush oznajmił wszystkim władcom na świecie: Albo jesteście z nami, albo przeciwko nam. Nasz reżim zawsze postrzegał USA jako zaciekłego wroga, ponieważ na iracką inwazję w Kuwejcie USA odpowiedziały wojną”.

Wojna

Dzisiaj ma swój własny gabinet stomatologicznyZdjęcie: DW

Przewidywana wojna wybuchła w Iraku półtora roku później 19 marca 2003. Lazim wspomina ją z mieszanymi uczuciami. „Wielu Irakijczyków z mojego najbliższego otoczenia było przeciwnych inwazji Amerykanów na naszą ojczyznę. Ale jednocześnie wszyscy mieliśmy nadzieję na obalenie reżimu Saddama Husseina”. Nastąpiło to dokładnie w 22 dni później i przyjęte zostało przez mieszkańców wręcz euforycznie. „Wreszcie uwolniliśmy się od reżimu”, opowiada Lazim. „Jednocześnie widok obcych oddziałów w miastach napawał nas smutkiem”.

Obalenie reżimu Husseina dało Lazimowi i jego rodakom nieznaną dotąd wolność. „Nagle wolno im było swobodnie wyrażać swoje poglądy”. Dla Lazima, także zawodowo, wiele się zmieniło na lepsze. Nagle mógł zostać właścicielem gabinetu dentystycznego. W czasach Saddama Husseina było to nie do pomyślenia.

Kraj tonący w chaosie

Tymczasem cena, jaką przyszło zapłacić za wolność, była bardzo wysoka i okupiona krwią. Irak pogrążył się na lata w chaosie, przemocy i terrorze. Sunnici i szyici zwalczali się wzajemnie i nikt w obliczu zamachów i porwań nie czuł się już bezpiecznie. „To nie była wolność, o jakiej marzyliśmy”, mówi Lazim. „To była raczej wolność pogrążona w totalnym bezprawiu”. W tym czasie zginęły dziesiątki tysięcy Irakijczyków. Sytuacja poprawiła się nieco, ale nie ma w tym kraju ani jednej rodziny, która nie straciłaby kogoś bliskiego.

Lazim stracił w zawierusze wojennej kuzyna Mohammeda, którego uprowadzono w 2006 roku. Rodzina szukała go w całym kraju: w szpitalach, na posterunkach policji i w kostnicach. Lazim z niechęcią wspomina te chwile. „Pomieszczenia były zapełnione zwłokami. Stałem przytłoczony tym widokiem i zadawałem sobie pytanie: dlaczego ci ludzie musieli zginąć? Wokół unosił się odór rozkładających się ciał i urzędy nie były w stanie zapewnić nowych urządzeń chłodniczych”. Kuzyna Lazima nigdy nie odnaleziono i w końcu uznano za zaginionego.

Terror, który wyniszcza

Ze względu na bezpieczeństwo codziennie odprowadza dzieci do szkołyZdjęcie: DW

Dzisiaj, kiedy Lazim ogląda ponownie migawki filmowe z zamachu 11 września, i musi przy tym myśleć o tym, jak bardzo terror wyniszcza też tych, którzy zdołali przeżyć. W Iraku dla wielu dzieci klimat wojny i przemocy stał się czymś zupełnie naturalnym. „ Przekleństwo wojny odczuli na własnej skórze i ciągłe żyją w strachu strachu przed uprowadzeniem, mordem, przed eksplodującymi w samochodami-pułapkami, uśmiercającymi wielu ludzi”, wyjaśnia Lazim. Zabiegając o bezpieczeństwo swoich dzieci: Mohammeda i Sarę odprowadza je sam codziennie rano do szkoły.

Munaf al Saidy/ Alexandra Jarecka

red.odp.:Barbara Cöllen