1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Arystokracja, Hitler i Stauffenberg

21 lipca 2010

Z okazji kolejnej rocznicy zamachu na Hitlera (20.07.1944) niemiecki historyk Stephan Malinowski, w wywiadzie dla dziennika FAZ, opowiada o roli, jaką w zbudowaniu nazistowskiego reżimu odegrała niemiecka arystokracja.

Hitler i Mussolini w "Wilczym Gnieździe" po nieudanym zamachuZdjęcie: AP

Zdaniem Malinowskiego założenie, jakoby naziści byli "hołotą, z którą niemieckie elity nie chciały mieć nic do czynienia", jest podwójnie błędne.

Narodowi socjaliści uważali się za awangardę przyszłej wspólnoty narodowej. Jedno się zgadza - mówi historyk - w ruchu nazistowskim faktycznie znajdowały się wszystkie klasy społeczne. Arystokracji w XX wieku nie kojarzono z bogactwem, wykształceniem czy władzą, bo tylko 20 czy 30 procent tej klasy społecznej bylo u władzy i posiadało majątek, tłumaczy Stephan Malinowski. Arystokracja stanowiła dość homogeniczną grupę społeczną. Zbliżenie z nazistami zaś rozpoczęło się jeszcze przed 1933 rokiem.

Antysemityzm ponad społecznymi podziałami

Początki zbliżenia sięgają czasów cesarstwa niemieckiego, a więc zanim jeszcze w ogóle powstał narodowy socjalizm, wyjaśnia niemiecki historyk. Tzw. ruch ludowy i dużą część arystokracji łączyła wrogość do Żydów. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej i obaleniu monarchii, przedtsawiciele tych kręgów zetknęli się po raz kolejny w środowisku wojskowym. A także na tzw. salonach, czyli u arystokratów, którzy uczyli Hitlera, jak używać noża do ryby czy do jakiej potrawy zamawiać czerwone wino. Czyli u Bruckmannów, Bechsteinów lub wśród monachijskiej burżuazji..

Claus Schenk Graf von StauffenbergZdjęcie: AP

... i inni wspólni wrogowie

A co mogli w zamian zaoferować im naziści? Tu Stephan Malinowski twierdzi, że obie grupy miały wspólnych przeciwników, a - jak wiadomo - wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Naziści byli przecież przeciwko republice, przeciw socjalizmowi i zorganizowanemu ruchowi robotniczemu, nie lubili nowoczesnego stylu życia.

Po wspólnej nienawiści wspólne cele

Pod koniec lat dwudziestych XX wieku wyklarowują się wspólne cele, jak choćby likwidacja skutków Traktatu Wersalskiego. Jeszcze ważniejsze było popularyzowanie tzw. fideikomisów. Ta forma własności w Prusach Wschodnich zapobiegać miała rozdrobnieniu dużych majątków ziemskich. Arystokraci, którzy obawiali się zagrożenia swoich majątków w następstwie zapisów Konstytucji Weimarskiej, szukali wsparcia ze strony narodowych socjalistów. W nadziei, że ci pozostawią wszystko tak jak było dotychczas -tak tę wspólnotę interesów tłumaczy Stephan Malinowski.

Struktura klasowa także u nazistów

Lansowane przez hitlerowców pojęcie "współziomka" oznaczało, że każdy "prawdziwy Niemiec" jest tyle samo wart. Wielu z nazistów faktycznie tak to postrzegało. Z drugiej strony ta ideologia miała uśpić czujność mas, bo także u nazistów istniały podziały na "górę i dół". SS było szczególnie atrakcyjne dla arystkoratów: eleganckie mundury i obietnica przynależności do przyszłej elity. Nawet najgłupszy arystokrata był świadomy tego, że inaczej niż w XVII wieku, arystokratów było już za mało, by mogli rządzić całą resztą narodu - twierdzi Malinowski. Ich podejście było takie: "jesteśmy już tylko małą częścią panującej elity, ale na to panowanie mamy wpływ. Jesteśmy w służbie państwowej, mamy dominującą pozycję w dyplomacji oraz korpusie oficerskim", tłumaczy sposób rozumowania arystokratów historyk.

Ruch oporu?

Uroczystości rocznicy zamachuZdjęcie: AP

Pomimo tego nie wszyscy arystokraci przeszli na stronę nazistów. Lansowane dziś twierdzenie, że w arystokratycznych rodzinach byli przeciwnicy Hitlera jest najczęściej zgodne z prawdą, mówi Malinowski. Ale: "Po pierwsze to zwykle bardzo liczne rodziny, a więc zawsze mógł znaleźć się wśród nich jakiś członek ruchu oporu. Po drugie, prze lata salonowe elity opanowały sztukę autopromocji. W 1933 można było powiedzieć, że działało się od początku, ponieważ dwóch synów już w 1925 było członkami NSDAP. W 1945 na odwrót: mieliśmy kuzyna, który na zebranie partyjne przyniósł materiały wybuchowe. Historykowi trudno jest dociec prawdy", tłumaczy Stephan Malinowski.

Arystokracja i zamach Stauffenberga

Zdaniem historyka tylko mała grupa arystokratów brała udział w zamachu na Hitlera. To byli ci, którzy mieli możliwości komunikowania się ze sobą. Zamachowcy rekrutowali się spośród ludzi aparatu państwowego oraz korpusu oficerskiego. Nie chodziło tylko o to, by zabić Hitlera. To samo udało się prawie stolarzowi Georgowi Elserowi 5 lat wcześniej.

To co wydarzyło się 20. lipca to nie był zwykły zamach, lecz zamach stanu. Żeby go zorganizować potrzeba było ludzi ulokowanych na wysokich szczeblach władzy.

FAZ/ A. Klusek, M. Dercz

red. odp.: Bartosz Dudek