1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Auschwitz – słowo, które budzi grozę

Sarah Judith Hofmann / Iwona D. Metzner27 stycznia 2015

W dzisiejszych Niemczech nie sposób wymazać z pamięci Auschwitz. Jednak na to, żeby obrazy grozy wyryły się w zbiorowej pamięci, potrzeba było czasu. Postarali się o to również ludzie kultury.

Deutschland KZ zweiter Weltkrieg Konzentrationslager Auschwitz Gleise
Zdjęcie: picture alliance/dpa

Czasami wystarczy jedno słowo, by powiedzieć wszystko. Auschwitz. To pojęcie obejmuje cały Holokaust, sześć milionów pomordowanych Żydów i dalsze miliony ludzi zgładzonych przez niemieckich nazistów w latach 1933-45. Niewielu spośród nich wiedziało, co ich czeka w Auschwitz: śmierć. Wcale nie tak rzadko zjawiała się ona już na rampie, na dworcu, w postaci lekarza obozowego Josefa Mengele. Ocalała z Holokaustu Esther Bejarano wspomina: „Dr Mengele stanął przed nami, po czym wykonał ruch ręką. Kciukiem wskazywał albo na prawo, albo na lewo. Na lewo oznaczało, prosto do gazu”.

W Auschwitz wymordowano ponad milion ludzi, w większości Żydów. Ale również Polaków, Rosjan, Sinti, Romów, mężczyzn, kobiety i dzieci z całej Europy.

Auschwitz symbolem wszystkich zbrodni nazistów

Esther Bejarano w styczniu 2015 roku u papieża FranciszkaZdjęcie: Reuters/Osservatore Romano

Mordowano nie tylko w Auschwitz - obozy zagłady znajdowały się na Majdanku, w Treblince, Bełżcu i Sobiborze - ale również we wszystkich innych KZ jak Ravensbrueck, Dachau, Buchenwald, czy Mauthausen, nie mówiąc już o masowych egzekucjach w Babim Jarze niedaleko Kijowa, Palmirach koło Warszawy albo w Lesie Ponarskim koło Wilna.

A jednak symbolem tych wszystkich miejsc kaźni jest Auschwitz. Bo tam mordowanie na skalę przemysłową doprowadzono do perfekcji. Nigdzie indziej w tak krótkim czasie nie wymordowano w tak bestialski sposób tylu ludzi.

Nikt o niczym nie wiedział

Naoczny świadek tych potworności, Esther Bejarano, podobnie jak wielu innych ocalałych z Holokaustu, przekazują te straszne obrazy dalej: na spotkaniach w szkołach, czy jako goście licznych talk-show. Parę tygodni temu 90-letnia Bejarano była z wizytą u papieża Franciszka.

Jednak nie zawsze poświęcano ocalałym z Holokaustu tyle uwagi. Po wojnie podkreślano w Niemczech, że się nic nie wie, nic nie słyszało i nic nie czuło. Nic nie wiedzieli nawet ci, którzy mieszkali niedaleko KZ Bergen-Belsen. Brytyjska ekipa filmowa robiła tam zdjęcia i nakręciła film. Dokument miał powstać nie tylko na temat Bergen-Belsen. W tym celu chciano wykorzystać również zdjęcia wykonane przez Armię Czerwoną po wyzwoleniu Auschwitz. Zajęcie się tym materiałem filmowym zlecono reżyserowi Alfredowi Hitchcockowi.

Żydowskie kobiety i dzieci na rampie w AuschwitzZdjęcie: picture alliance / AP Photo

Film pozostał jednak w szufladzie. Brytyjczycy i Amerykanie uznali, że skonfrontowanie Niemców z ich winą w czasach zimnej wojny byłoby niestosowne. Po wielu dekadach temat winy za Auschwitz dotarł do świadomości niemieckiej opinii publicznej. Dziś nie sposób wymazać jej z pamięci.

Frankfurcki proces oświęcimski i Peter Weiss

Punktem zwrotnym dysputy Niemców na temat zbrodni narodowych socjalistów i ich własnej winy stał się frankfurcki proces oświęcimski w latach 1963-65. Po raz pierwszy słuchano ocalałych, gdy szczegółowo opisywali zbrodnie nazistów i system Auschwitz, który nie był wyłącznie nastawiony na taśmowe mordowanie więźniów, lecz również na doprowadzone do perfekcji wyzysku siły roboczej i wykorzystanie własności ofiar.

Do Auschwitz I (gdzie w pierwszym rzędzie umieszczono więźniów politycznych) i Auschwitz-Birkenau (ogromny obszar, na którym znajdowały się zarówno baraki jak i komory gazowe i krematoria) należał też Auschwitz III Monowitz; teren przemysłowy, gdzie firmy jak I.G. Farben pomnażały zyski i gdzie spieniężano złoto dentystyczne i odzież a także włosy pomordowanych.

Zdjęcia, które wryły się w zbiorowej pamięci, to góry włosów, butów i okularów.

Prasa dzień w dzień donosiła na temat procesów. W 1965 roku dramaturg Peter Weiss postarał się, żeby dyskusja toczyła się dalej; również po ich zakończeniu. W sztuce teatralnej „Śledztwo” Weiss skonfrontował wypowiedzi anonimowych świadków z wymienionymi z nazwiska oskarżonymi. Zareagowano na to z oburzeniem.

Los rodziny Weissów i Shoah

Po wyzwoleniu KZ Bergen-Belsen Brytyjczycy wykonali wiele zdjęć i nakręcili wiele filmówZdjęcie: picture alliance/dpa

Pod koniec lat 70-tych niemiecka telewizja pokazała amerykański serial o zbrodniach hitlerowskich zatytułowany "Holocaust - Los rodziny Weissów" z Meryl Steep w roli głównej. Wywołał on dyskusję na temat postaw wojennego pokolenia Niemców, które nie przekazało pokoleniu swych dzieci całej wiedzy o tamtych czasach. Zastanawiano się, co przemilczano i dlaczego.

Kolejna dyskusja rozgorzała po prezentacji w RFN w 1985 roku słynnego serialu dokumentalnego Claude Lanzmanna "Shoah", który do dziś uchodzi za jeden z najważniejszych dokumentów nt. zbrodni ludobójstwa w III Rzeszy.

Jak zapamiętać to, co niewyobrażalne?

W 1998 roku znany pisarz Martin Walser otrzymał Nagrodę Pokojową Księgarzy Niemieckich. Przemawiając z tej okazji w kościele św. Pawła we Frankfurcie nad Menem, wyraził żal i rozgoryczenie z powodu, jak to ujął, instrumentalizowania Holocaustu. "Kiedy każdego dnia w mass mediach prezentuje mi się coś na temat niechlubnej przeszłości, zauważam, że odruchowo zaczynam się przed tym bronić i nie chcę mieć do czynienia z tą, by tak rzec, nadreprezentacją niemieckiej hańby narodowej", powiedział. "Auschwitz, stwierdził dalej, w żaden sposób nie nadaje się do potraktowania rutynowo, nie może też pełnić roli swoistej "moralnej kłonicy", do walenia nią kogoś po głowie, ani do wzbudzania silnych emocji i rozterek sumienia, ani też nie powinien być nadużywany do czegoś w rodzaju zbiorowych ćwiczeń obowiązkowych z właściwego stosunku do historii".

Wtedy to narodziło się pojęcie "Auschwitz-Keule" (funkcjonujące w Polsce za sprawą Adama Krzemińskiego jako wspomniana wyżej "kłonica moralna"), które wywołało oburzenie i sprzeciw. Centralna Rada Żydów w Niemczech zarzuciła Walserowi "duchowe podżegactwo", co może dziwić, ponieważ pisarz w żadnym wypadku nie próbował pomniejszyć grozy Holokaustu i KZ-Auschwitz będącego jego symbolem, tylko zaprotestował przeciwko jego nadużywaniu, ponieważ najpierw wywołuje to znudzenie, a potem prowadzi do odrzucenia niewygodnych faktów, natrętnie nam podsuwanych. Postawione przez Walsera pytanie, jak powinniśmy zapamiętać niewyobrażalne zbrodnie hitleryzmu tak, żeby ich ani nie wyolbrzymiać, bo same w sobie są wystarczająco makabryczne, ani też, tym bardziej, ich nie pomniejszać, pozostaje wciąż aktualne.

Auchwitz jest na trwale zakotwiczony w pamięci zbiorowej Niemców jako słowo i obraz. Na ogół kojarzy się z obozową bramą ze słynnym napisem "Arbeit macht frei", albo selekcją na rampie. Mamy obowiązek zachować pamięć o nim na użytek przyszłych pokoleń. Być może w innej formie niż do tej pory, bo na przykład prasa drukowana ustępuje powoli miejsca nośnikom elektronicznym. Ale to przecież tylko zmiana techniczna. Na pewno KZ-Auschwitz pozostanie na trwałe w literaturze, sztuce i filmie. Trudno jest o tym czytać lub oglądać sceny takie, jakie brytyjska ekipa filmowa nakręciła tuż po wyzwoleniu obozu w Bergen-Belsen. Tak, to trudne i bolesne, ale mimo to konieczne.

Sarah Judith Hofmann / Iwona D. Metzner