„Baterie dla Wehrmachtu“ – wystawa w Berlinie
2 czerwca 2017Jedenastoletniego Bastiana z mamą Anją spotykam w Centrum Dokumentacji Nazistowskiej Pracy Przymusowej Berlin-Schoeneweide. Jest słoneczna, majowa niedziela, wprawdzie „Dzień otwartych muzeów”, ale wędrówka po ponurej przeszłości nie jest akurat najbardziej oczekiwanym sposobem spędzania wolnego czasu. Anja przyznaje, że dawno już chciała zobaczyć tę wystawę i przede wszystkim naocznie przybliżyć synowi historię.
– Myślę, że tak jak dzieci dzisiaj wzrastają, jest dla nich prawie niemożliwością wyobrażenie sobie, jakie to były czasy – tłumaczy Anja.
Na archiwalnych zdjęciach twarze robotników, głównie kobiet. Dziewcząt właściwie, niektóre niewiele starsze od Bastiana. W gablotach masywne akumulatory, ręczne latarki, przeżarte kwasem ogniwa baterii.
Takie żrące substancje zrujnowały zdrowie Janiny Łyś, przywleczonej na roboty Polki z Zamojszczyzny. Jej losy są jednymi z dziesięciu prezentowanych na wystawie biografii ludzi zmuszonych do pracy niewolniczej w fabryce baterii Pertrix.
Co wyniesie jedenastolatek z tej wystawy, zrozumiał jej przesłanie? – Myślę, że tak. Dowiedziałem się, że ludzie byli zamknięci i musieli pracować – mówi Bastian.
– Należy to do naszej historii! I chcę, żeby mój syn wiedział, że można się bronić przed czymś takim i powinno się to robić – dodaje mama.
Śladami przeszłości
Wystawa jest efektem mozolnej, iście detektywistycznej pracy. – Znajdzie się kawałek puzzla i tak wszystko składa się w jedną całość – mówi oprowadzająca po wystawie kuratorka Uta Fröhlich. W 2013 r. podczas pracy nad projektem związanym ze świadkami historii, w zbiorach Międzynarodowego Biura Poszukiwań (ITS) w Bad Arolsen trafiła na nazwiska robotników zagranicznych zatrudnionych w fabryce Pertrix. Był to tak ciekawy materiał, że postanowiła przygotować wystawę. I razem z wolontariuszką szukały dalej. W zbiorach IST, w archiwach w całej Europie, także wojskowych, na listach osobowych przygotowanych tuż po wojnie na rozkaz aliantów przez fabryki i policję.
Historyczki założyły bank danych, porównywały informacje. W jednym z dokumentów trafiły na nieznaną listę belgijskich robotników przymusowych. Odkrywały nazwiska zatrudnionych w fabryce jeńców wojennych, polskich, sowieckich, francuskich, belgijskich, nawet cypryjskich uznawanych w czasie wojny za jeńców angielskich. – Wszędzie tam, gdzie wmaszerował Wehrmacht, jeńcy wojenni byli wywożeni do pracy przymusowej, co było naruszeniem prawa międzynarodowego – przypomina Uta Fröhlich. Jeńcy byli tylko „wypożyczani” przez Wehrmacht, dlatego formalnie nie byli nigdzie odnotowywani.
W sumie tylko w zakładach Pertrix w Berlinie pracę niewolniczą wykonywało co najmniej 2 tys. osób 16 narodowości, wśród nich, oprócz wszystkich już wspomnianych ludzi, także więźniarki obozu koncentracyjnego Ravensbrueck.
Pertrix należący do koncernu AFA, już przed wojną potentat w produkcji baterii i akumulatorów, w III Rzeszy stał się nieodzowną częścią wojennej maszynerii. Bez zakładów w Berlinie, Hanowerze-Stoecken, Hagen czy Poznaniu nie byłoby czym ładować zapalników bomb, nie byłoby akumulatorów dla łodzi podwodnych, baterii do torped i V2, do radarów, telefonów polowych, nie byłoby latarek dla żołnierzy. A rąk do pracy brakowało. Mężczyźni byli na froncie.
Polki z Zamojszczyzny
Od 1939 roku najbrudniejsze, najbardziej niebezpieczne prace wykonywali w Pertrix zmuszeni do pracy berlińscy Żydzi. Byli trzonem załogi do listopada 1942, kiedy rozpoczęły się masowe deportacje do Auschwitz.
Ostatni Żydzi zostali wywiezieni w lutym 1943, przedtem jednak pojawiła się w fabryce inna grupa niewolników – Polacy, głównie kobiety z Zamojszczyzny, wywiezione w ramach planu Generalplan Ost i przywleczone do pracy przymusowej w Niemczech. – Dokumenty potwierdzają bezpośredni związek deportacji Żydów i zatrudniania Polek z Zamojszczyzny. Pertrix bowiem, tak jak inne firmy, skarżył się, że nie będzie przecież miał kto pracować, skoro zostaną wywiezieni wszycy Żydzi – opowiada Uta Fröhlich. Przy okazji przekazuje zwiedzającym przynajmniej podstawowe informacje o tworzeniu przez nazistów „przestrzeni życiowej” na wschodzie Europy, o Akcji Zamość, o Dzieciach Zamojszczyzny. Dramatyczny rozdział historii znany Polakom, niekoniecznie jest znany też Niemcom.
Przez dwa, trzy tygodnie żydowscy niewolnicy wdrażali do pracy Polki. W końcu lutego 1943 wszyscy berlińscy Żydzi zostali aresztowani i tak jak stali, prosto z pracy wywiezieni do Auschwitz. „Było to straszne. Boże, jak ci ludzie płakali, a my razem z nimi” – napisała we wspomnieniach Janina Łyś z Zamościa, jedna z kobiet prezentowanych na wystawie.
Równie traumatyczne są wspomnienia innej byłej robotnicy Czesławy Daniłowicz, też z Zamojszczyzny. Kuratorka wystawy poznała ją przypadkowo, kiedy kilka lat temu pani Daniłowicz przyjechała z wnuczką na stałą wystawę do Centrum w Berlinie-Schoeneweide. Uta Fröhlich zanotowała sobie jej dane i pojechała do Polski, kiedy przygotowywała wystawę. Do Janiny Łyś z kolei i innych, tak nielicznych już świadków historii, dotarła przy pomocy Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie” (FPNP), która zainicjowała listowną akcję poszukiwania byłych pracowników Pertix. – Za pośrednictwem Fundacji „Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość” zwróciliśmy się o pomoc do jej partnerskich organizacji. W wielu krajach już one właściwie nie istnieją, w Polsce FPNP bardzo nam pomogło – mówi kuratorka.
Tak jak krok po kroku powstawała wystawa, tak wędrując po niej, wsłuchując się w często bardzo emocjonalne wspomnienia prezentowane za pomocą zapisków lub przekazów audio, można nabrać przynajmniej wyobrażenia, jaką gehenną były dla niewolników lata pracy przymusowej w Pertrix.
Piekło w sercu miasta
– Bez oprowadzania przez kuratorkę tak dużo bym się nie dowiedział – przyznaje jeden ze zwiedzających. Także Dorthe z Duesseldorfu i Sebastian ze Stuttgartu skorzystali z okazji, żeby się „nareszcie dowiedzieć, co się kryje w tych szarych barakach w środku dzielnicy mieszkaniowej”. – Jesteśmy w Berlinie dopiero od pół roku i zauważyliśmy, że co kawałek człowiek prawie się potyka o jakieś ślady obozów pracy. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że były one tak w środku życia, myśleliśmy, że były bardziej odseparowane. W szkole uczyliśmy się wprawdzie dużo o historii, to w końcu należy do naszej przeszłości, ale nie tak szczegółowo – mówi młoda para.
W Berlinie było 3 tys. obozów pracy rozmieszczonych po całym mieście, zwłaszcza nowo przybyli mieszkańcy muszą się dopiero oswoić z przeszłością miasta.
Ekspozycja „Baterie dla Wehrmachtu. Praca przymusowa w Pertrix 1939 – 1945” została przygotowana przy wsparciu finansowym Fundacji Johanny Quandt. Zmarła w 2015 r. założycielka fundacji należała do dynastii przemysłowców Quandt, do której należał też berliński Pertrix.
Ze względu na duże zainteresowanie wystawa planowana pierwotnie do wiosny 2017 została przedłużona do końca roku. Czynna jest w Centrum Dokumentacji Nazistowskiej Pracy Przymusowej w dzielnicy Berlina Schoeneweide.
Elżbieta Stasik