1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Batuta i równouprawnienie

Bartosz Dudek17 stycznia 2012

Choć w Niemczech działa 76 teatrów operowych, pracują w nich zaledwie cztery dyrygentki. Dziesięć lat temu były tylko dwie. Zawód dyrygent to wciąż męska sprawa.

Dyrygentka Anu Tali z EstoniiZdjęcie: warnermusic.com

Lekarki, menedżerki, prawniczki nie budzą już zdziwienia. Niemcy przyzwyczaili się także do słowa "Kanzlerin" – czyli żeńskiej formy słowa kanclerz. Ale dyrygentka? To wciąż dziwnie brzmiąca nazwa, podobnie jak „kobieta-dyrygent”. W Niemczech są cztery kobiety, które zasłużyły na takie wyróżnienie.

Pochodząca z Drezna Romely Pfund dyryguje orkiestrą w Teatrze Narodowym Meklemburgii, Catherine Rückwald z Los Angeles w 2006 roku przejęła muzyczne kierownictwo w Teatrze Państwowym w Moguncji (Mainz). Z kolei Australijka Simone Young jest dyryguje orkiestrą opery w Hamburgu, a Amerykanka Karen Kamensek została właśnie generalnym dyrektorem muzycznym w operze w Hanowerze.

Nie dla delikatnych

b#Karen Kamensek zadebiutowała w Hanowerze operą „Ariadne na Naxos” Richarda Straussa. Zapytana, z którą z bohaterek najbardziej się identyfikuje – z tragiczną postacią Ariadny, czy z kokieteryjną Zerbinettą – odpowiada, że obydwie dobrze rozumie. Ale kiedy sprawuje się pieczę nad całym spektaklem, ważne jest dla niej co innego. Najważniejsze, by zmotywować 120 muzyków, z których większość to mężczyźni. Praca dyrygentki więcej ma wspólnego z byciem dowódcą niż delikatną kobietą. To ciężka praca, bóle placów są na porządku dziennym. Urodziwe i delikatne kobiety charaktery muszą mieć stuprocentowo męskie.

„Uważam, że nie każda kobieta chciałaby mieć taką pracę” – mówi estońska dyrygentka Anu Tali, w odpowiedzi na pytanie dlaczego tak mało kobiet stoi za pulpitem. To oznacza życie na walizkach, nie ma czasu ani na rodzinę, ani na siedzenie w domu. Dodatkowo, cały czas jest się pod presją kolegów i opinii publicznej, a to nie zawsze jest miłe – dodaje. „Byłoby lepiej, gdybyśmy mniej myśleli o tym, czy jesteśmy kobietami czy mężczyznami, a więcej, że wszyscy jesteśmy ludźmi.”

Zawód coraz bardziej pożądany

Pomimo przeszkód i trudności klasy dyrygenckie w europejskich uczelniach muzycznych odnotowują coraz większe zainteresowanie ze strony kobiet. Można pomyśleć, że likwidacja dysproporcji pod względem płci w tym sektorze to tylko kwestia czasu.

Karen Kamensek z USA zawsze ma decydujący głosZdjęcie: picture-alliance/dpa

W Stanach Zjednoczonych feminizacja zawodu dyrygenta rozpoczęła się dużo wcześniej, dlatego dziś kobieta z batutą w ręce nie dziwi tak bardzo jak w Niemczech. To nie jest przypadek, że trzy z czterech dyrygentek w niemieckich teatrach operowych pochodzi zza oceanu.

„Jak na kobietę, to całkiem nieźle”

Także opinia publiczna sprzyja dyrygentom bez względu na płeć. Żadna z renomowanych dyrygentek jak Emmanuelle Haim, Susanna Mälkki, Simone Young czy Konstantina Gourzi nie została oceniona słowami „ Jak na kobietę, to całkiem nieźle”.

Simone Young jest szefową opery w HanowerzeZdjęcie: picture-alliance/dpa

Kobiet-dyrygentek nie wlicza się do gwarantowanego odsetka kobiet zatrudnionych w branży muzycznej. To byłoby zabawne – dodaje Anu Tali. Tutaj liczy się talent. Trzeba się będzie więc do tego przyzwyczaić, że ktoś bez brody i z kobiecą figurą stoi za pulpitem. Wciąż jednak obowiązuje frak. To się jednak także może zmienić.

Anastazja Boutsko / Anna Maciol

red.odp.: Bartosz Dudek