1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Berlinale - wstępny bilans

Rozalia Romaniec, Berlin13 lutego 2009

Do końca Berlinale pozostało już tylko dwa dni. Dziś prezentowane są ostatnie filmy konkursu.

Jury Berlinale, w środku w jasnej sukni Tilda Swinton, przewodnicząca sędziowskiego gremium.
Jury Berlinale, w środku w jasnej sukni Tilda Swinton, przewodnicząca sędziowskiego gremium.Zdjęcie: AP

Wielkie gwiazdy Holywoodu przyjechały dopiero pod koniec festiwalu. W ostatnich dwóch dniach zawitała do mroźnego Berlina filmowa prominencja - Demi Moore, Michel Pfeiffer i Rene Zellweger. Brak prominencji najwyraźniej jednak nie przeszkadzał berlińskiej publiczności, która w tym roku odwiedza festiwal tak licznie, jak jeszcze nigdy dotąd w jego 59 letniej historii. Już na półmetku sprzedano 270 tysięcy biletów - to jest więcej, niż w ubiegłym roku podczas całej imprezy. Takie zainteresowanie publiczności kinem wywołuje również zachwyt polskich gości Berlinale. Reżyser Andrzej Maleszka, którego film dla dzieci jest najlepiej sprzedającą się polską pozycją na towarzyszących Berlinale targach filmu twierdzi, że z atmosfery tego festiwalu czerpie energię:


- "Dzisiaj byłem niedaleko kina, gdzie widziałem ogromne kolejki ludzi. Nie byli to ani jurorzy ani ludzie ze środowiska kinowego, lecz zwykli, normalni widzowie, którzy stali przed kilkunastu kasami po bilety. Taki festiwal staje się ważny właśnie wtedy, jeśli on jest ważny dla ludzi, którzy go oglądają. W momencie kiedy się pojawia widownia i tworzy atmosferę wokół, to wtedy ten festiwal jest mocny."


Maleszka przyznaje też, że jest to jego pierwsza wizyta na Berlinale i zauważa zasadniczą różnicę do festiwalu filmowego w Cannes. Tam jest wprawdzie wiele gwiazd, ale widownia odgrywa drugorzędną rolę:


- "Ja mam takie poczucie, że Berlin jest bardziej spontaniczny, a Cannes strasznie gwiazdorskie. Tam jest takie poczucie, że ten zwykły widz to może najwyżej z daleka spojrzeć na Angelinę Jolie, a tutaj ma się wrażenie, że jest się bliżej ludzi i to może daje mi tę energię."


Festiwalowa giełda


O programie 59. Berlinale krytycy piszą wyjątkowo pozytywnie. Chwalą filmy za ich różnorodność form i tematów. Już w pierwszych dwóch dniach z bardzo pozytywnym oddżwiękiem spotkały się dwie produkcje pokazane w głównym programie, ale poza konkurencją.

Pierwszy, thriler Toma Tykwera "The international", był filmem otwierającym Berlinale i opowiada o świecie bankowców, głównie nieprzejrzystym biznesie bankowych transakcji. Drugi to film pod tytułem "Lektor" na podstawie powieści Bernharda Schlinka, w którym zagrała Kate Winslet - nominowana za tą rolę do Oscara. Świetne opinie zebrał również jej filmowy partner, David Kross. W niemieckim 18-latku krytycy już widzą wielki talent aktorski.

Ale także niemieckie produkcje w konkursie spotkały się z aplauzem.

Film Hansa-Christiana Schmida naświetlający rolę Trybunału w Hadze w procesach o zbrodnie okresu wojny w Jugosławii, krytycy zaliczają do poważniejszych kandydatów na złotego niedżwiedzia.

Także druga konkursowa produkcja made in germany - pt. "Wszyscy inni" - pozytywnie zaskoczył krytykę. Jest to zupełnie apolityczny portet pokolenia trzydziestolatków, jaki nakreśliła młoda reżyserka Ade.

Spośród 18-stu filmów walczących o złotego niedżwiedzia do faworytów należy również "Ricky" Francois Ozona o chłopcu, który posiada ponadnaturalne zdolności. Także Adrian Biniez komedią "Gigante" o portierze, którzy obserwując kamerę pewnego supermarketu zakochuje się w pracującej tam sprzątaczce, wzruszył publiczność Berlinale.

Bardzo dobre recenzje otrzymał obraz francuskiego reżysera Rachida Bouchareba "London River", który w bardzo niesentymentalny sposób pokazuje drogę dwojga rodziców, którzy po atakach terorstycznych w Londynie po trzech latach poszukują swoich zaginionych dzieci.

Niespodzianką jest również amerykański film "The Messenger" o "kurierach", których zadaniem jest informowanie rodzin żołnierzy, że ich synowie, mężowie i ojcowie polegli w wojnie w Iraku.

Polskie ślady

Dziś zostaną pokazane trzy ostatnie filmy konkurujące o niedżwiedzie - wśród nich na samym końcu zaprezentowany zostanie "Tatarak" Andrzeja Wajdy. Obraz mistrza polskiego kina uchodzi już teraz za jeden z mocniejszych na tegorocznym Berlinale, a niektórzy krytycy zapowiadają, że ma szanse na berlińskie niedżwiedzie.

Plakat filmu " Tatarak " Andrzeja WajdyZdjęcie: Rozalia Romaniec


Choć poza Andrzejem Wajdą nie ma na Berlinale nowych polskich filmów, to jednak warto wspomnieć o jeszcze jednym polskim wątku. Jest nim produkcja dokumentalna Hansa-Christiana Schmida o pracowniczkach polskiej pralni, której klientami są drogie berlińskie hotele. Dokument został dobrze przyjęty przez publiczność.


Powracając do konkursu warto wspomnieć o rozczarowaniach. Do takich należy raczej irańska tragikomedia pod tytułem "About Elly", która miała pokazać Iran nowoczesny, gdzie życie młodych ludzi na pierwszy rzut oka nie różni się od tego na zachodzie. Obraz ten naświetla, jak szybko okazuje się to złudzeniem. Najgorsze opinie z wszystkich konkursowych pozycji Berlinale zebrała do tej pory produkcja Sally Pottersa pod tytułem "Rage". "Nudny, strasznie nudny" - pisali krytycy po jego obejrzeniu i to pomimo, że grały w nim takie gwiazdy światowego kina jak Judi Dench czy Jude Law.


Dziś wieczorem po prezentacji "Tataraka" Andrzeja Wajdy zacznie się odliczanie. A po werdykcie jury w sobotę wieczorem będzie wiadomo, którzy krytycy mieli w tym roku dobrego nosa.