1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Odznaczenie dla lipskich demonstrantów

Wiebke Schoenherr/ Agnieszka Rycicka24 czerwca 2014

25 lat po upadku muru inicjatorzy „demonstracji poniedziałkowych” otrzymali Niemiecką Nagrodę Narodową (Deutsche Nationalpreis). Tym samym uhonorowano ruch, którego zarzewiem były pokojowe nabożeństwa.

Montagsdemonstrationen Leipzig 1989
Zdjęcie: picture alliance/Lehtikuva Oy

Jest rok 1981. W kościele ewangelickim pod wezwaniem św. Mikołaja w Lipsku w poniedziałkowe wieczory zaczynają się zbierać ludzie. Przychodzą na nabożeństwa, które nazywają modlitwami o pokój. – Wówczas chodziło o pokój, o ochronę środowiska i o trzeci świat – opowiada Uwe Schwabe, który od początku działał w ruchu.

Dziś (24.06) ten były opozycjonista, wraz z dwoma proboszczami: Christianem Führerem (kościół św. Mikołaja) i Christopherem Wonnebergerem (kościół św. Łukasza), i Archiwum Lipskiego Ruchu Obywatelskiego został uhonorowany Niemiecką Nagrodą Narodową. Wyróżnienie zostało im przyznane jako reprezentantom „poniedziałkowych demonstrantów”, których – jak mówi w laudacji kapituła nagrody – "rewolucyjna odwaga i wyrzeczenie się przemocy przyczyniło się do upadku reżimu NRD".

Eksplozja nastrojów i exodus obywateli

Z upływem lat modlitwy nabierają kontekstu politycznego. Organizatorzy podejmują działania także poza kościołem, najczęściej zwracając uwagę na degradację środowiska naturalnego. Do akcji przystępuje coraz więcej osób. Powód – przy okazji modlitw o pokój można na bezpiecznym gruncie rozmawiać o polityce.

W 1989 w społeczeństwie NRD wrze na dobre: wielu obywateli decyduje się na ucieczkę; przez Czechosłowację i Węgry na Zachód. Jednak wiele osób świadomie decyduje się pozostać w kraju. Taki właśnie scenariusz wybiera Uwe Schwabe. – Nie chciałem oddać pola komunistycznej dyktaturze – mówi po latach.

Zachodnioniemieccy dziennikarze filmują demonstracje

4 września 1989 po raz pierwszy na modlitwach o pokój zbiera się kilka tysięcy osób. Od tej chwili protest będzie nazywany „demonstracjami poniedziałkowymi”. Tego dnia w Lipsku odbywa się jeszcze coś szczególnego: lipskie targi. W mieście jest mnóstwo zachodnich dziennikarzy. Ludzie, wiedzą, że media nie będą spieszyć z doniesieniami o opozycyjnych działaniach obywateli NRD, dlatego grupa opozycjonistów gromadzi się przed kościołem św. Mikołaja. Po raz pierwszy trzymają plakaty. Na nich napis: „Za wolnym krajem wolnych ludzi”.

Lipski koścół św. Mikołaja. To tu wyszystko się zaczęłoZdjęcie: picture-alliance/dpa

Jeszcze tego samego wieczoru w serwisach wiadomości zachodnie media pokazują lipską demonstrację. Widzą to nie tylko mieszkańcy Zachodu, ale również obywatele NRD, którzy potajemnie odbierają zachodnią telewizję. W ten sposób uzyskują informację o tym, co dzieje się w ich kraju. To doprowadza do nasilenia protestów.

"Tego dnia panował upiorny strach”

Stasi i policja nie ustają w próbach rozpędzenia demonstrantów; dochodzi do pobić i aresztowań. Jednak mieszkańców Lipska nie można już zatrzymać. W innych miastach NRD również dochodzi do demonstracji.

Miesiąc później, 9 października, nadchodzi tzw. "roztrzygający dzień". Dzięki temu staje się jasne, że wydarzenia 1989 roku przejdą do historii Niemiec nie jako krwawa, ale pokojowa rewolucja, chociaż na początku wydarzeń taki scenariusz wydawał się niemożliwy.

– Tego dnia panował upiorny strach – przypomina sobie Uwe Schwabe. Lipsk jest całkowicie odcięty od świata. Tysiące policjantów ustawia się na pozycji. Zadanie: stłumienie kontrrewolucji. Krąży plotka, że zwiększono liczbę miejsc w więzieniach, a w szpitalach przygotowywane są dodatkowe zapasy krwi. Najwyraźniej rząd nastawia się na krwawy dzień. Spodziewana liczba protestantów, to 20 tysięcy. Grupa opozycjonistów apeluje o niestosowanie przemocy.

"Jesteśmy narodem!"

Na demonstrację przychodzi 70 tysięcy osób. To zbyt wiele, jak na możliwości policji. Policja wycofuje się. – To ogromna liczba demonstrantów sprawiła, że demonstracja przebiegła pokojowo – ocenia Schwabe. – Policja zdawała sobie sprawę, że ​​jeśli wkroczyłaby do akcji, wówczas mogłoby dojść do wielkiego rozlewu krwi. Nich nie chciał wziąć na siebie tej odpowiedzialności.

Spokój zostaje zachowany

Tydzień później demonstruje już 120 tysięcy osób. Dwa tygodnie później jest ich blisko 300 tysięcy. W całej NRD ludzie domagają się wolnej prasy, wolnych wyborów, swobody przemieszczania się i powtarzają: "Jesteśmy narodem". Nie stawiają żądań: upadku muru, czy końca NRD. takiego scenariusza nikt nie jest nawet w stanie sobie wyobrazić. Ludzie chcą reform w swoim kraju.

Mur upada

Co zatem dalej? 5 listopada 1989 w Lipsku zbiera się pół miliona ludzi. Tylu, ilu mieszkańców liczy wówczas miasto. Dalsze tysiące gromadzą się w innych miastach. Ludzie są coraz bardziej podminowani, ponieważ nowa ustawa o podróżowaniu nie zapewnia im swobód, których się domagali. Z danym sobie nakazem zachowania spokoju demonstranci ruszają w kierunku budynku lipskiej bezpieki.

Jak powstawał Berliński Mur [WIDEO]

09:53

This browser does not support the video element.

Cztery dni później w życie wchodzi żądana przez społeczeństwo ustawa o podróżowaniu. Funkcjonariusz SED Günter Schabowski na legendarnej już konferencji prasowej zapowiada natychmiastową wolność podróżowania dla obywateli NRD. Jeszcze tej samej nocy ludzie szturmują granicę, upada mur. Poniedziałkowe demonstracje odbywają się jeszcze do marca 1990, kiedy to w NRD dochodzi do pierwszych wolnych wyborów.

Wiebke Schoenherr/ Agnieszka Rycicka