1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Bez przemocy! Jesteśmy jednym narodem!”

6 listopada 2009

Pokojowa rewolucja w NRD rozpoczęła się w Lipsku. Zaczęło się od pokojowych modlitw i przekształciło w poniedziałkowe demonstracje.

„Bez przemocy! Jesteśmy jednym narodem!” Lipska demonstracja poniedziałkowa 9.XI.1989 roku
„Bez przemocy! Jesteśmy jednym narodem!” Lipska demonstracja poniedziałkowa 9.XI.1989 rokuZdjęcie: picture-alliance/dpa

Deutsche Welle rozmawia z Christianem Führerem, byłym pastorem ewangelickiego kościoła św. Mikołaja.

DW: Dokładnie na miesiąc przed upadkiem muru berlińskiego 9 października 1989 roku doszło w Lipsku do największej nieoficjalnej demonstracji w historii NRD. Wzięło w niej udział 70.000 osób. Partia rządząca SED nie mogła nic przedsięwziąć. Jak udało się zmobilizować tyle ludzi?

Christian Führer: To pytanie zadawane jest wciąż na nowo. Dzięki modlitwom pokojowym, które od 1982 roku odbywały się regularnie co poniedziałek w lipskim kościele św. Mikołaja, staliśmy się miejscem spotkań osób szczególnie krytycznych wobec reżimu. Szybko rozniosło się, że u nas poruszane były tematy, problemy bardzo w NRD niepopularne. Liczba odwiedzających kościół dramatycznie wzrosła, po tym, jak 8. maja 1989 roku władze zablokowały ulice dojazdowe do kościoła. Chciały w ten sposób odstraszyć ludzi i liczyły na to, że przestaną przychodzić na mszę. Stało się inaczej. Na mszę jesienną 4. września przybyły zachodnie ekipy telewizyjne, które miały zezwolenienie na filmowanie w całym mieście. Kiedy wyszliśmy z budynku z transparentem: „W imię otwartego kraju wolnych ludzi” wszystkie ekipy stały przed kościołem. Transparent był widoczny około 15 sekund, bo natychmiast zerwały go służby Stasi. Akcja rozegrała się przed kamerami. W ten sposób, o tym co dzieje się w NRD dowiedzieli się nie tylko Niemcy z Zachodu, lecz również z całego kraju. Wszyscy przecież oglądaliśmy wtedy zachodnie programy telewizyjne.

Pastor Christian Führer inicjator lipskich modlitw pokojowychZdjęcie: picture-alliance/ dpa

DW: Potem nadszedł 7 października 1989 roku – czterdziestolecie istnienia NRD.

Wtedy aresztowano przed kościołem św. Mikołaja setki ludzi. Honecker osobiście powiedział: „Kościół św. Mikołaja trzeba zamknąć”. Nigdy dotąd nie widzieliśmy policji w takiej akcji. W strojach ochronnych, uzbrojeni w pałki i tarcze ruszyli z psami na demonstrantów, których pałowali od południa do wieczora. W prasie ukazał się artykuł:” W poniedziałek 9. października uporano się z kontrrewolucją - jeśli nie można było inaczej to właśnie z bronią w ręku”. 8. października przyszli na mszę lekarze, którzy poinformowali, że otrzymali rozporządzenie, by przygotować oddziały dla osób z ranami postrzałowymi. W ten sposób nadszedł 9. października, któremu towarzyszył okropny strach.

DW:Jak przebiegła demonstracja 9. października?

W kościołach w centrum miasta mieściło się 6000 - 8000 osób. Przybyło natomiast 70.000. Było wszędzie tak pełno, także na dziedzińcu kościoła św. Mikołaja, że nie mogliśmy wyjść. Zgromadzeni trzymali zapalone świece. Wymowa tego gestu była jasna: nie chcieliśmy przemocy. Żeby trzymać płonącą świecę potrzeba obu rąk. Nie było więc jak chwycić za pałkę lub kamień. Jeden z członków Komitetu Centralnego Partii SED skomentował to potem: „ Wszystko zaplanowaliśmy, na wszystko byliśmy przygotowani, tylko nie na świece i modlitwy”. Dlatego policja nie otrzymała rozkazu, by ruszyć do ataku. Gdyby ludzie zaczęli rzucać kamieniami byłoby zupełnie inaczej. Tymczasem wycofano też czołgi. Kiedy pojawiły się ponownie w okolicach sali koncertowej Gewandhaus i nie padł ani jeden strzał, dotarło do nas, że NRD teraz jest inna niż było jeszcze w godzinach porannych. Domyślaliśmy się, że dzieje się coś ważnego, ale jeszcze nie wiedzieliśmy co. Dopiero później zrozumieliśmy doniosłość tych wydarzeń.

Świeca oznaczała brak przemocyZdjęcie: picture-alliance/dpa

DW:Pastor od początku namawiał do pokojowej demonstracji. Dodawał uczestnikom odwagi, by nie bali się wojska, nawet wtedy, kiedy wjechały czołgi. Skąd wzięło się to przekonanie, że wszystko odbędzie się pokojowo?

Nie mieliśmy żadnej pewności. Dniami i nocami odczuwaliśmy strach, jednak jeszcze mocniejsza była wiara. Przykładem był dla nas Jezus, więc pokojowa demonstracja była jedynym rozwiązaniem, które wchodziło w grę. Wiedzieliśmy, że gdybyśmy zastosowali przemoc, upodobnilibyśmy się do przeciwnika i stracilibyśmy boże błogosławieństwo. Starałem się tę myśl, w czasie pokojowych modlitw przekazać szczególnie młodzieży i o dziwo mnie posłuchała. Przeżyliśmy coś, co mnie jeszcze do dziś głębko porusza. Masy ludzi w tym niechrześcijańskim kraju ujęły kazanie Jezusa na górze w dwóch słowach: „ bez przemocy”. I nie tylko je skandowali, lecz zastosowali praktycznie. To był cud. Nigdy dotąd nie udała nam się rewolucja i do tego bezkrwawa. W ten sposób daliśmy wszystkiemu początek.

DW: Oznacza to, że bez mieszkańców Lipska nie byłoby pokojowej rewolucji w NRD?

Nie sądzę. Mieliśmy kilka atutów, których zabrakło w innych regionach. Były to nasze pokojowe modlitwy, które odbywały się co tydzień regularnie przez lata.W Lipsku była też silna grupa osób, które zamierzały wyemigrować. Jedność jaką zdołaliśmy stworzyć pod dachem naszego kościoła była wyjątkowa. Ci ludzie pociągnęli za sobą osoby z całych Niemiec Wschodnich. 9. października 1989 roku w Lipsku demonstrowało 70 tys. osób, nie tylko mieszkańcy miasta, lecz również Saksończycy i ludzie z wszystkich regionów republiki. W kościele św. Mikołaja spotkało się całe NRD. Bez wydarzeń w Lipsku nie byłoby 9. listopada 1989 ani 3. października 1990 roku.

Kościół św. Mikołaja w Lipsku - światowy symbol przemian jesiennych 1989 rokuZdjęcie: picture-alliance/ ZB

DW: Co pozostało dzisiaj z pokojowej rewolucji w Lipsku?

Myślę, że również i dzisiaj potrzebujemy w takim samym stopniu odwagi, by współdecydować o losie kraju i przejąć za niego odpowiedzialność. My Niemcy ponieśliśmy wielokrotnie ofiary w najbardziej bezsensownych sytuacjach. Aktualnie opłaca się ponieść ofiarę, zaangażować się, pogodzić z trudnościami w imię zjednoczonych Niemiec, wspaniałego kraju, w imię demokracji. Uważam, że nie czas narzekać i robić z igły widły. Właśnie teraz należy powiedzić sobie: To jest mój kraj i chcę w nim kształtować demokrację, którą wywalczyliśmy tak odważnie, za cenę życia. Najprostszą metodą jest uczestnictwo w wyborach. Przecież właśnie wolne wybory były jednym z naszych podstawowych żądań jesienią 1989 roku.

DW: Mówi Pan, Niemcy to wspaniały kraj, ze wspaniałą demokracją, a mimo wszystko ostro skrytykował Pan proces zjednoczenia. Co Pana zdaniem nie wyszło?

Stworzenie niemieckiej jedności, tak jak proponował to Gorbaczow w 1990 roku na Kaukazie, musiało być natychmiast realizowane. Tymczasem mogliśmy ten proces przeprowadzić spokojniej, w sposób bardziej przemyślany i odpowiedzialny. Chodzi mi tu o trzy sprawy. Uważam, że nie 3. października tylko 9. listopada byłby właściwą datą święta jedności narodowej. Dowartościowałoby to mieszkańców NRD. Ostatecznie tutaj na wschodzie Niemiec stworzono bez obcej pomocy warunki dla zjednoczenia. Druga sprawa dotyczy nazwy kraju. Nie powinien on nazywać się w dalszym ciągu RFN. Tak nazywała się część Niemiec między 1949 i 1989 rokiem. Proszę sobie wyobrazić, że chcielibyśmy, by nowe Niemcy nazywały się NRD. Natychmiast zarzucono by nam, że jesteśmy niespełna rozumu. Tymczasem Niemcy Zachodni utwierdzili się w przekonaniu, że ponieważ tak się nazywali, więc tak pozostanie, wezmą tylko pod skrzydła Niemców ze Wschodu, wprowadzą tam nieco zmian, odremontują i wszystko gra. Ale tak się nie stało. Do tego dochodzi jeszcze problem hymnu narodowego. Został on przez nazistów do tego stopnia zbeszczeszczony, że nie powinien był być więcej symbolem narodowym.

demonstracja poniedziałkowa w Lipsku 23.X.1989Zdjęcie: dpa

Co natomiast po zjednoczeniu zmieniło się w Niemczech Zachodnich? Niewiele. Doszły nowe kody pocztowe i nowe numery rejestracyjne samochodów. Natomiast w Niemczech Wschodnich zmieniło się prawie wszystko.To nie mogło prowadzić do niczego dobrego i powoduje, że proces zjednoczenia jest tak trudny.

DW: Tradycja modlitw pokojowych w kościele św. Mikołaja jest kontynuowana. Raz ludzie modlą się za Afrykę, innym razem za rolnictwo wolne od inżynierii genetycznej. Czy nie lepiej byłoby zmobilizować się przeciwko temu, co źle funkcjonuje, niż modlić się co tydzień za nową sprawę?

Co roku odprawia się w naszym kościele trzy msze pokojowe poświęcone problemowi bezrobocia. Od 1992 roku działa przy kościele koło dyskusyjne: „Nadzieja dla bezrobotnych”. Od tego czasu odbyło się wiele demonstracji, które trwały tygodniami. Społeczeństwo bardzo wysoko ceni sobie tę działalność. Regularnie podejmowane są też akcje przeciwko neonazistom. Mieliśmy jednego takiego z Hamburga, który zgłosił do roku 2014 regularne przemarsze neonazistów, zawsze 1. maja i 7. października. Od 2001 do ubiegłego roku, kiedy maszerowali oni ulicami miasta, wychodziliśmy pokojowo z kościoła im na przeciw. Tym spowodowaliśmy, że od 2007 roku nie było już kolejnych przemarszów. Również w innych miastach udaje się nam coś zdziałać. Na przykład małe saksońskie miasteczko Colditz było ośrodkiem neonazistów. Mieszkańcy drżeli z przerażenia. Postanowiliśmy dodać im odwagi. Pod hasłem: „ Miasto budzi się „ zorganizowaliśmy z miejscowymi stowarzyszeniami oraz pastorem dzień pokojowych modlitw. W ten sposób wysłaliśmy bardzo wyraźny sygnał.

W sierpniu 2004 roku mieszkańcy Lipska demonstrowali przeciwko planom reformy zasiłków dla bezrobotnychZdjęcie: AP

DW: Oznacza to, że prawicowi ekstremiści przestali przyjeżdżać do Colditz?

Na pewno przyjadą tam jeszcze nie raz. Jeśli jednak mieszkańcy nie dadzą się więcej zastraszyć, to zrobią tym samym spory krok do przodu. Najważniejsze, żeby społeczeństwo nie dało się sterroryzować małej grupie, która robi dużo zamieszania i wrażenie silnej. Tacy ludzie budują swoją siłę w oparciu o strach innych. Strach wiąże się też z bezrobociem i wszystkim tym, co powoduje u ludzi problemy i trudności. Dlatego modlitwy pokojowe były i będą wspaniałą możliwością.

Christian Führer był od 1980 do 2008 roku pastorem w ewangelickim kościele św. Mikołaja w Lipsku. Od marca tego roku jest na emeryturze.

red.odp.: Małgorzata Matzke