Biały Marsz. Dziewczyny wróciły do Groß-Rosen
5 czerwca 2025
– To się zaczęło w momencie, kiedy pisałam „Dziewczyny z Groß-Rosen” – tak Agnieszka Dobkiewicz, mieszkanka pobliskiej Świdnicy, dziennikarka Gazety Wyborczej i pisarka, odpowiada na pytanie, skąd wziął się ten pomysł. Napisanie książki zaproponowało jej wydawnictwo Znak. Ukazała się w 2021 roku. Rok wcześniej Znak wydał jej debiut, także o Groß-Rosen, ale wtedy bohaterami byli ci, którzy stali po przeciwnej stronie: „Mała Norymberga. Historie katów z Gross-Rosen”.
– Okazało się, że nie byłam przygotowana na taką książkę – mówi dziennikarka. – Wiedziałam, że to nie będzie łatwa historia, ale nie myślałam, że te dziewczyny tak bardzo wpłyną na moje życie. Rozwaliły moje serce na drobne cząsteczki.
KL Groß-Rosen i jego 120 podobozów
Biały Marsz właśnie się skończył, zaczęło padać. O więźniach i więźniarkach niemieckiego obozu, których było około 125 tysięcy, rozmawiamy więc pod dachem jednego z budynków Muzeum Groß-Rosen. Jedna trzecia z nich straciła życie tu lub w jednej ze 120 filii KL (Konzentrationslager) Groß-Rosen rozsianych po całym Dolnym Śląsku, ziemi lubuskiej i Łużycach, czyli także w dzisiejszej Saksonii, oraz północnych regionach dzisiejszej Republiki Czeskiej.
Najbardziej znanym miejscem związanym z Groß-Rosen był kompleks Riese (Olbrzym) w Górach Sowich, do budowy którego stworzono kilkanaście podobozów. Filią KL Groß-Rosen był też AL (Arbeitslager, obóz pracy) Brünnlitz w Brniencu na Morawach uwieczniony w „Liście Schindlera” Stephena Spielberga. Właśnie tam niemiecki przedsiębiorca Oskar Schindler wywiózł ponad tysiąc swoich żydowskich pracowników z fabryki w Płaszowie, ratując im życie. Po jego interwencji dotarli nawet ci, których pociąg przez pomyłkę wjechał do obozu zagłady Auschwitz-Birkenau.
Według Agnieszki Dobkiewicz kobiety stanowiły jedną piątą liczby więźniów KL Groß-Rosen. Nie były przetrzymywane w obozie głównym, ale w 40 jego filiach, podobozach.
Róże, lilie, konwalie…
Marsz ruszył około drugiej po południu spod remizy strażackiej w Rogoźnicy. Zgodnie z apelem organizatorów większość jego uczestniczek, także młodych dziewcząt, była ubrana na biało i miała w ręku białe kwiaty. Przeważnie róże, ale też lilie, a nawet konwalie. Te kwiaty złożyły potem pod pomnikiem przy obozowej bramie, nad którą widnieje napis „Arbeit macht frei”.
Ale nie zabrakło też mężczyzn i chłopców. Także oni szli ulicą Ofiar Groß-Rosen, by uczcić pamięć więźniarek niemieckiego obozu koncentracyjnego i protestować przeciw toczącym się dziś wojnom. „Nigdy więcej wojny” zabrzmiało w Rogoźnicy, by przypomnieć cierpienie kobiet z Ukrainy i Palestyny.
Co kilkaset metrów pochód się zatrzymywał, by spojrzeć na kolejną więźniarkę i wysłuchać kilku zdań o niej. Alize Besser, Halinka Elczewska, Felice Schragenheim, Fela Szeps, Ruth Eldar i Gerda Weismmann-Klein to tytułowe „Dziewczyny z Groß-Rosen”. Valerie Straussová jest bohaterka najnowszej książki Agnieszki Dobkiewicz „Pożydowskie”, która ukazała się w ubiegłym roku. Także wydana przez Znak.
„One cały czas są w moim życiu”
Przypadkiem szczególnym na Białym Marszu była pierwsza z wymienionych , Alize Besser, więźniarka obozu pracy AL Neusalz/Oder w Nowej Soli, jednej z filii KL Groß-Rosen. Choć ocalała i żyła w Izraelu, nie pozostała po niej żadna fotografia, a w każdym razie pani Agnieszce nie udało się jej odnaleźć. Na białej tablicy było więc tylko imię i nazwisko.
Więźniarki Groß-Rosen były też wysyłane na marsze śmierci. Fela Szeps z AL Grünberg w Zielonej Górze została dołączona do najdłuższego z nich, który ruszył 20 stycznia 1945 roku z obozu Schlesiersee w Sławie. 5 maja, po trzech i pół miesiąca, po pokonaniu niewiarygodnych 800 kilometrów, dotarł aż do Volar, małego miasteczka u stóp Szumawy, gór na południu Czech. – Zmarła z wycieńczenia następnego dnia – mówi Agnieszka Dobkiewicz.
– One cały czas są w moim życiu – dodaje publicystka. – Podejmuję wiele działań, żeby upamiętniać ich historie. Udało mi się sprowadzić wystawę o jednej z więźniarek. Objechałam z nią Dolny Śląsk i część Lubuskiego. Odwiedzam szkoły. A ten Biały Marsz, to kolejny krok.
Spotykamy się znów za rok
– Wciąż jest mi bardzo trudno przekroczyć tę bramę obozową – mówi autorka „Dziewczyn z Groß-Rosen”. A była tu już kilkadziesiąt razy.
W ten czwartek po raz pierwszy przyszła tu nie sama, lecz z wieloma innymi ludźmi. Ale przede wszystkim na to miejsce przyprowadziła „swoje bohaterki”. – Oczywiście w sensie symbolicznym, w sensie pamięci. Żeby nie zostały zapomniane. Że ich cierpienie, niewolnicza praca miały sens. Bo jest dla nas lekcją.
Pierwszy Biały Marsz współorganizowała gmina Strzegom, Rada Kobiet Powiatu Świdnickiego oraz Muzeum Gross-Rosen. A patronat nad nim objęła wojewoda dolnośląska Anna Żabska. Czy za rok też się odbędzie? – Będzie, już jest to postanowione, spotykamy się znów za rok – zapewnia pisarka. – Dołączy do nas Jawor, już jesteśmy umówieni, będzie nas więcej – dodaje.