UE chce szczegółowego katalogu praw Polaków po Brexicie
3 maja 2017Michel Barnier, unijny negocjator ds. Brexitu, ogłosił w środę projekt mandatu negocjacyjnego Komisji Europejskiej, który zapewne bez większych zmian zostanie zatwierdzony 22 maja przez unijnych ministrów w Radzie UE. Mandat obejmuje I fazę negocjacji dotyczącą gwarancji praw obywateli UE w Wlk. Brytanii (i Brytyjczyków w Unii), finansowych zobowiązań Londynu wobec budżetu UE i granicy między Irlandią oraz brytyjską Irlandią Płn. Unia chciałaby zakończyć tę fazę rokowań z Londynem tej jesieni.
Polska o Polakach, a Holandia i Niemcy o budżecie UE
- Niektórzy stworzyli iluzje, że negocjacje można zakończyć szybko i bezboleśnie. Ale tak nie będzie. Potrzebujemy prawniczej precyzji, a do tego trzeba czasu - powiedział w środę Barnier. To aluzja do brytyjskich pomysłów, by kwestię m.in. Polaków na Wyspach Brytyjskich rozwiązać prostą deklaracją polityczną i zdać się w tej kwestii na jurysdykcję sądów brytyjskich. KE od początku odrzucała takie pomysły, ale – jak wynika z naszych rozmów z wysokimi urzędnikami UE – zaostrzono w ostatnich tygodniach pod naciskiem krajów członkowskich. Mocno zabiegała o to Polska i inne kraje młodszej części Unii, ale także Hiszpania oraz Włochy.
Unia chce, by brexitowa umowa z Londynem zawierała szczegółowy katalog praw obywateli UE (w tym Polaków) w Wlk. Brytanii, które mają zachować także po Brexicie. Nie chodzi tylko o prawo pobytu i legalnej pracy (tak wąski zakres sugeruje teraz wielu brytyjskich polityków), ale również do zasiłków społecznych, pełnego dostępu do służby zdrowia i wypracowanej na Wyspach emerytury na zasadach równych z Brytyjczykami. Polak z brytyjskim zasiłkiem dla bezrobotnych mógłby – nie tracąc go – wyjechać do UE w poszukiwaniu pracy. A jego dzieci nawet wiele lat po Brexicie powinny mieć m.in. prawo do studiowania za opłatą równą czesnemy płaconemu przez Brytyjczyków.
– I żadna brytyjska ustawa nie może w przyszłości zmienić tych uprawnień. Jeśli obywatel UE np. w 2050 r. stwierdzi, że jest dyskryminowany przy naliczaniu brytyjskiej emerytury, musi mieć prawo do odwołania się do prawodawstwa unijnego. Gwarancje praw obywateli UE nabyte w Wlk. Brytanii przed Brexitem nie mogą wygasnąć przez ich całe życie – tłumaczą urzędnicy UE.
Zdaniem Brukseli rozstrzygającą datą dla obywateli UE jest finalizacja Brexitu (najpóźniej w 2019 r.), a nie moment, kiedy rząd Theresy May oficjalnie poinformował Unię o zamiarze jej opuszczenia (marzec 2017 r. ). W rezultacie nawet ci Polacy, którzy wyjechaliby do Londynu w 2018 r., powinni być w pełni chronieni brexitową umową między Unią i Londynem. A zatem nabywać prawo stałego pobytu w Wlk. Brytanii po - jak stanowi prawo UE – pięciu latach zamieszkania, czyli 2023 r., choć to już cztery lata po Brexicie.
Niemcy i Holandia podczas rozmów o mandacie negocjacyjnym to – wedle naszych rozmówców w Brukseli - kraje, której najmocniej domagały się zaostrzenia sformułowań o zobowiązaniach finansowych Londynu wobec UE. – Nie ma opłaty za Brexit, ale są rachunki do uregulowania – powiedział w środę Barnier. Unia uważa, że Londyn musi wywiązać się ze wszystkich zobowiązań podjętych parę lat temu w sprawie unijnego budżetu na lata 2014-2020. To warunek, by nie zmniejszyły się fundusze z polityki spójności m.in. dla Polski, bo najwięksi płatnicy do budżetu UE nie mają teraz ochoty na zalepiania ewentualnej dziury po brytyjskich wpłatach w obecnej siedmiolatce.
Brytyjczycy zdaniem Brukseli nie mają żadnych praw do „udziałów” w majątku unijnym, przede wszystkim w budynkach. Dziennik „Financial Times’ wyliczył, że przy tak ostrych kryteriach brytyjski dług wobec Unii może wynieść ok. 100 mld euro. – Wielka Brytania nie zapłaci 100 mld euro za opuszczenie Unii Europejskiej – zdążył już zadeklarować David Davis, brytyjski minister ds. Brexitu.
Barnier nie porzuca francuskiego
Wlk. Brytania przygotowuje się teraz do czerwcowych wyborów, więc część unijnych dyplomatów przypisuje ostry język rządu Theresy May wymogom kampanii wyborczej. Z drugiej strony przebieg spotkania May z szefem KE Jean-Claude Junckerem i Michelem Barnierem w zeszłym tygodniu, który na podstawie przecieków opisał „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, pokazuje ogromną różnicę między UE i Wlk. Brytanią w sprawie negocjacji. Francuz Barnier prowadził dotąd wszelkie rozmowy z Brytyjczykami po angielsku, ale rezerwuje sobie prawo do francuskiego, co pozbawiłoby Brytyjczyków przywileju negocjowaniu tylko w ich własnym języku.
Tomasz Bielecki, Bruksela