Budżet 2010. Na co Niemcy wydają pieniądze?
20 marca 2010Przez cztery długie i naładowane emocjami dni debaty budżetowej, dzięki przewadze głosów posłów koalicji rządowej, udało się uchwalić budżet na ten rok, jakiego w powojennej historii RFN jeszcze nie było. Nie ma się jednak z czego cieszyć. Rekordowe zadłużenie państwa oznacza konieczność zaciskania pasa i oddala marzenia o obiecanych ulgach podatkowych.
Życie na kredyt
Życie na kredyt ma wiele uroków. Na początku, bo później przychodzi chwila, kiedy trzeba zacząć spłacać dług i wtedy zaczynają się schody. Najdobitniej wyraziła to desygnowana przewodnicząca postkomunistycznej partii Die Linke, Gesine Lötzch, która podczas debaty plenarnej uzmysłowiła posłom na czym, z jej punktu widzenia, polega "historyczny wymiar", a może raczej rozmiar (?) góry długów:
"Mówimy tu o ponad 80 miliardach euro nowego zadłużenia. Do tego dochodzi 27 miliardów euro pomocy kapitałowej i prawie 17 miliardów euro na fundusz amortyzacyjny. W sumie oznacza to ponad 124 miliardy euro. Trudno wyobrazić sobie groźniejszy budżetowy stan wyjątkowy".
Co na co?
Tegoroczne wydatki z kasy publicznej nie odbiegają od dobrze znanego od lat schematu. Niemcy, także w tym roku, wydadzą najwięcej pieniędzy na płace i zapomogi socjalne - ponad 143 miliardy euro.
Na drugim miejsu w rankingu wydatków jest resort obrony. Na utrzymanie armii, zakup nowego sprzętu i uzbrojenia, a także na wojnę w Afganistanie, przeznaczy się 31 miliardów, to jest prawie dwa razy więcej niż na ochronę zdrowia!
Jeśli przyjrzeć się uważniej schematowi budżetu na rok 2010 można dojść do wniosku, że mniej ważna od zdrowia jest oświata i nauka, bo na ich potrzeby przewidziano tylko niecałe 11 miliardów euro.
Tradycyjnie, na szarym końcu, znalazły się wydatki na pomoc rozwojową. W tym roku na ten cel Niemcy wydadzą skromne 6 miliardów. Parlament uchwalił wydatki rządowe na poziomie 319,5 miliarda euro. To bardzo dużo, ale trzeba pamiętać, że z tej sumy aż jedna czwarta to pieniądze pożyczone.
Inna rzecz, że na tle całego zadłużenia państwa na niebotycznę sumę 1,7 biliona euro, owe 80 miliardów to tylko... No właśnie, co? Wierzchołek góry (lodowej) długów? Rzut oka na te liczby mrozi krew w żyłach. Wystarczy wyobrazić sobie, jak trudno będzie to spłacić.
Wszystkiemu winien kryzys?
Minister finansów, Wolfgang Schaüble, z uporem twierdzi, że tegoroczny budżet jest niechcianym skutkiem równie niechcianego kryzysu gospodarczego i finansowego. Ma rację o tyle, że w pewnym stopniu rzeczywiście tak jest, ale tylko w pewnym stopniu, czego nie omieszkali mu wytknąć posłowie opozycji. Nie wszystko bowiem da się wytłumaczyć kryzysem, który nie może być skuteczną wymówką i usprawiedliwieniem własnych błędów.
Opozycja zarzuciła także rządowi, że celowo nie mówi nic, lub prawie nic, na temat konieczności drastycznych posunięć oszczędnościowych przed ważnymi wyborami do Landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii w dniu 9 maja, które - w razie przegranej - mogą kosztować CDU/CSU i FDP utratę większości w Bundesracie. Joachim Poß z SPD dorzucił kolejny kamyczek do ogródka ministra finansów, stwierdzając, że w jego resorcie faktycznie zabroniono zgłaszania propozycji do przyszłorocznego budżetu, co świadczy o tym, że "rząd nie ma żadnej wizji polityki finansowej na przyszłe lata".
Będzie lepiej?
Wszystko to nie wytrąciło ministra ze spokoju. Wolfgang Schäuble przynał, że sytuacja jest trudna, ale do opanowania i zapowiedział energiczną politykę oszczędności, która nasili się od roku 2011, zgodnie z postanowieniami o zakazie zwiększania zadłużenia. Pod adresem SPD zaapelował o współpracę w duchu odpowiedzialności za dobro państwa.
Odrzucił on stanowczo pogłoski, jakoby koalicja rządowa jeszcze przed majowymi wyborami do parlamentu krajowego Nadrenii Północnej-Westfalii planowała przedstawić "odchudzony" pakiet ulg podatkowych w charakterze kiełbasy wyborczej. Nic podobnego nie ma miejsca, a decyzja o reformie podatków zapadnie później. Nawiązując do polityki zaciskania pasa Schäuble powiedział, że cięcia w wydatkach publicznych i inne formy oszczędzania nie dadzą się ostro we znaki społeczeństwu w tym i przyszłym roku, ale w latach 2012 i 2013 będą stale przybierać na (u)wadze.
Andrzej Pawlak
red. odp.: Jan Kowalski