1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Budapeszt na cenzurowanym w Brukseli. Ale mniej niż Polska

12 kwietnia 2017

KE do końca kwietnia oceni ustawę zagrażającą Uniwersytetowi Środkowoeuropejskiemu w Budapeszcie. Jednak Węgier, w przeciwieństwie do Polski, nie objęła procedurą na rzecz praworządności.

Central European University Budapest bedroht
Zdjęcie: DW/F. Hofmann

- Przyjęta niedawno ustawa o szkolnictwie wyższym na Węgrzech niepokoi wielu członków wspólnoty akademickiej oraz polityków w i poza Europą. Przez wielu jest odbierana jako próba zamknięcia Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego – powiedział w środę Frans Timmermans, I wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej. Formalnie krajem macierzystym tego niezależnego uniwersytetu założonego przez miliardera i filantropa George’a Sorosa (premier Viktor Orbán zwalcza go za „propagowanie wrogich wartości”) są Stany Zjednoczone. Zgodnie z nowym prawem od 2018 r. mógłby przyjmować nowych studentów pod warunkiem, że założy swój kampus także w Ameryce, a Węgry i USA zawrą umowę o jego działalności.

Otoczenie Orbána nawet nieszczególnie ukrywa, że ustawa – choć formalnie dotycząca wszystkich uczelni międzynarodowych – jest skrojona pod Uniwersytet Środkowoeuropejski. Uczelnia ostrzega, że nowe wymogi administracyjne zmuszą ją do zamknięcia. Dlatego Komisja Europejska zdecydowała w środę (12.04.2017), że w pilnym trybie oceni zgodność węgierskiej reformy z przepisami UE m.in. o swobodzie świadczenia usług. I w ostatnim tygodniu kwietnia ogłosi, czy wszczyna procedurę dyscyplinującą, która może doprowadzić Budapeszt aż przed Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu. Ten jest władny nakładać olbrzymie grzywny na kraje członkowskie UE. Timmermans przywołał opinię komisarza UE Tibora Navracsicsa, byłego szefa dyplomacji w rządzie Orbána, o wielkim znaczeniu  Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego dla Węgier.

Masowe protesty na Węgrzech. "Orban jest okrutnym, nieludzkim tyranem" - głosi napis na plakacieZdjęcie: picture-alliance/dpa/MTI/J. Marjai

Co znaczy węgierskie „Stop Brukseli!”

Zakusy na Uniwersytet Środkowoeuropejski wywołały kilkudziesięciotysięczne demonstracje w Budapeszcie w ostatni weekend, ale Komisja Europejska wzięła w środę na widelec także inne węgierskie ustawy. – Na naszym radarze jest projekt ustawy o organizacjach pozarządowych – zadeklarował Timmermans. Chodzi o ustawę, która zdaniem krytyków Orbána, może doprowadzić do naśladowania rosyjskich rozwiązań piętnujących organizacje z zagranicznym współfinansowaniem. Ponadto Bruksela jest w trakcie oceny nowych węgierskich przepisów azylowych, która pozwalają na masowe i regularne zatrzymywanie wnioskujących o azyl w kontenerowych obozach w przygranicznych strefach tranzytowych. Wedle prawa międzynarodowego takie internowanie powinno być ostatecznością. Zdaniem środowej „Gazety Wyborczej” podobną reformę szykuje teraz Polska.

Komisja Europejska zamierza też przygotować publiczną odpowiedź na – zarządzone przez władze Węgier – konsultacje społeczne pod hasłem „Stop Brukseli!” skupiające się na domniemanych zagrożeniach dla suwerenności ze strony UE. – Premier Orbán podpisał się w marcu pod Deklaracją Rzymską [o dorobku i przyszłości UE]. A teraz „Stop Brukseli”… Powstaje pytanie, w jakim zatem kierunku chce prowadzić kraj – powiedział Timmermans.

Pomimo to Komisja Europejska nie doszła w środę do wniosku, że na Węgrzech istnieje poważne ryzyko „systemowego zagrożenia dla praworządności”, co zmusiłoby ją do wszczęcia procedur na rzecz praworządności – jak stało się w styczniu 2016 r. z powodu problemów wokół Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Z Budapesztem powtarza się sytuacja sprzed kilku lat, gdy Komisja Europejska przez zwykłe egzekwowanie przepisów UE (w procedurach dyscyplinujących) zdołała wymusić na Orbánie sporo kompromisów. Przykładowo, gdy Węgry w 2012 r. obniżyły wiek emerytalny dla sędziów, by – zdaniem krytyków Orbána – zwolnić miejsca dla jego ludzi, Bruksela zaczęła to podważać na gruncie przepisów o niedyskryminacji ze względu na wiek. I Budapeszt trochę ustąpił.

Z Polską jest trudniej

Sytuacja Polski jest odmienna, bo Bruksela w sprawie niezależności Trybunału Konstytucyjnego może odwoływać się bezpośrednio do wartości zawartych w traktatach UE, ale nie do szczegółowych unijnych przepisów, bo ich nie ma. O ile w zwykłych procedurach dyscyplinujących KE ma pełną autonomię (ostateczna instancja to Europejski Trybunał Sprawiedliwości), to w kwestiach praworządności  – jak z polskim Trybunałem Konstytucyjnym – do ewentualnych sankcji trzeba jednomyślności krajów UE (poza państwem, którego dotyczą). Tej w przypadku Polski nie ma. Dlatego Timmermans namawia maltańską prezydencję w Radzie UE, by 16 maja przeprowadziła choćby niewiążącą debatę unijnych ministrów o zagrożonej praworządności w Polsce.

Tomasz Bielecki, Bruksela

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej