1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Buldożerem przez Europę. Bilans podróży Trumpa

17 lipca 2018

Niemcy więźniem Rosji. UE wrogiem. NATO już żadną oczywistością. Ale „świetlana przyszłość“ z Putinem. Bilans europejskiej podróży Donalda Trumpa brzmi jak fejk nius. Tyle, że nim nie jest.

Donald Trump und Melania fliegen nach Brüssel
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/P. M. Monsivais

„Bezprecedensowy" jest słowem, które szczególnie często pojawia się w doniesieniach dotyczących prezydenta USA Donalda Trumpa. Zawsze, kiedy wydawałoby się, że nie może już być bardziej dziwacznie lub awanturniczo, znowu pojawia się tweet, wywiad lub wystąpienie, o którym trzeba powiedzieć: Na coś takiego nie pozwolił sobie jeszcze żaden prezydent USA.

Siedem dni po Europie

W czasie swojej europejskiej podróży Donald Trump był w Brukseli, Londynie, Helsinkach, zahaczył też o szkockie pole golfowe. Bilans tych siedmiu dni: bezprecedensowy skandal podczas szczytu NATO, bezprecedensowe obrzucenie obelgami Niemiec za ich politykę energetyczną i obrony, bezprecedensowe osobiste ataki na brytyjską premier Theresę May i bezprecedensowa degradacja Unii Europejskiej, której państwa członkowskie od dziesięcioleci są najbliższymi sojusznikami USA – czy były?

Naprawdę przyjaźnie odniósł się Trump w tym tygodniu tylko do jednego: prezydenta Rosji Władimira Putina, który we wszystkich międzynarodowych konfliktach i spornych kwestiach stoi właściwie po przeciwnej stronie. Świat stanął na głowie? Przynajmniej umacnia się wrażenie, że z tym prezydentem USA w międzynarodowej polityce nic nie jest już oczywiste.

W poniedziałek wieczorem, punktualnie o 20:25 czasu miejscowego Donald Trump powiedział Europie „Goodbye”. Air Force One opuścił Helsinki i odleciał do USA. Co zostaje po tej osobliwej podróży i co dalej?

Pogłębiający się kryzys w stosunkach transatlantyckich

Nic nie jest już takie, jakie było: UE już znacznie dłużej niż NATO zdaje sobie sprawę, że lepiej nie polegać na Ameryce pod rządami Donalda Trumpa. Minione dni tylko umocniły Europę w tym przekonaniu. Napierw Trump bez żenady wtrącił się do rokowań ws. brexitu wbijając nóż w plecy brytyjskiej premier May, a koniec końców nazwał jeszcze UE przeciwnikiem – lub zależnie od interpretacji – wręcz wrogiem w sprawach handlowych.

Dla nasilającego się od miesięcy konfliktu wokół amerykańskich karnych ceł na stal i aluminium nie może to oznaczać niczego dobrego. Gdyby jeszcze Trump, zgodnie ze swoimi groźbami, miał obłożyć dodatkowymi opłatami także import samochodów z Europy, konflikt handlowy mógłby się przeobrazić w prawdziwą wojnę handlową. By temu zapobiec, przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker wybiera się w przyszłym tygodniu na osobistą rozmowę z Trumpem. Ostatnie wypowiedzi amerykańskiego prezydenta na ten temat nie dają jednak wiele nadziei.

Nawet NATO nie może być niczego pewne

W kwaterze głównej Sojuszu Północnoatlantyckiego wielu liczyło się z tym, że szczyt z Trumpem może być trudny. Rzeczywistość przeszła najgorsze oczekiwania. W sporze z krajami takimi jak Niemcy Trump groził w kuluarach, że będzie „robił swoje”, jeżeli sojusznicy nie podwyższą swoich wydatków na obronność do dwóch proc. PKB i to natychmiast. Dopiero kryzysowe posiedzenie zapobiegło dalszej eskalacji konfliktu.

Szkody były już jednak nie do naprawienia. Szczyt NATO 2018 nie był szczytem jedności, tylko nierozwiązanych sporów i pogłębienia rozłamów między partnerami. Niewielkim pocieszeniem jest złożona przez Trumpa na koniec szczytu obietnica lojalności. W nadchodzącym roku NATO będzie obchodziło 70. rocznicę istnienia. Uchodzi za fundament transatlantyckiego partnerstwa, za ostatni bastion kruszącej się zachodniej wspólnoty. Nawet ten fundament nie wydaje się już bezpieczny przed Trumpem.

Niemcy powoli przerywają milczenie

Już przed przyjazdem do Europy Trump zrobił z Niemiec swojego ulubionego przeciwnika ostro krytykując nie tylko niedostateczne wydatki na obronność i nadwyżkę handlową, ale też politykę migracyjną kanclerz Merkel. W Brukseli dolał jeszcze oliwy do ognia mówiąc, że z racji wysokiego udziału rosyjskiego gazu w niemieckim miksie energetycznym Niemcy są „więźniem Rosji”. Tym razem Trump posunął się za daleko, nawet w oczach Angeli Merkel, która dotąd ze stoickim spokojem rejestrowała jego ataki. Kanclerz stwierdziła, że wyprasza sobie tego typu wypowiedzi i wskazała na swoje osobiste doświadczenia z kontrolowanej przez sowiecką Rosję NRD.

Niemiecki rząd powoli zdaje się dochodzić do wniosku, że nie może sobie dłużej pozwolić na każdą obelgę Trumpa. Od szczytu NATO nie ma prawie dnia, by szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas nie skrytykował Trumpa. – Kto traktuje międzynarodowych partnerów jak statystów w reality-show, nie tylko traci ich zaufanie, ale szkodzi sam sobie – powiedział na przykład Maas. Ministerstwo Spraw Zagranicznych opracowuje obecnie nową strategię w obchodzeniu się z USA. Nie będzie w niej samych uprzejmości.

Prawdziwym zwycięzcą Rosja

Dla Rosji bilans europejskiej podróży Trumpa wypada pozytywnie. Do tego stopnia, że w politycznych talk-show w rosyjskiej telewizji prezydent USA nazywany jest już „naszym człowiekiem”. NATO jest dla Rosji przeciwnikiem. Dlatego Moskwie nie może się podobać przeforsowane przez Trumpa zwiększenie nakładów na zbrojenia. Ale Kreml z zainteresowaniem śledzi niepokój zasiany przez amerykańskiego prezydenta w Sojuszu.

Bilans podróży Donalda Trumpa jest pozytywny właściwie tylko dla RosjiZdjęcie: picture-alliance/Sputnik/S. Guneev

W związku z gazociągiem Nord Stream Trump robił wprawdzie wymówki Merkel, ale nie Rosji, głównemu inwestorowi tego projektu. Także końcowy szczyt w Helsinkach, które Trump zapowiedział jako najłatwiejszy etap swojej podróży, Rosja może uznać za zwycięstwo. Trump nie domagał się od Putina żadnych ustępstw, a spotkanie podsumował jako „pierwszy krok na drodze ku świetlanej przyszłości” w amerykańsko-rosyjskich stosunkach.

W domu się gotuje

Jeszcze zanim Trump zdążył postawić nogę na ojczystej ziemi, w Waszyngtonie gromadziły się czarne chmury. Wysokiej rangi republikanie zdystansowali się od swojego prezydenta. Nie zdaża się to często, a w obliczu ważnych wyborów do Kongresu i Senatu USA jesienią br. jest wyraźnym sygnałem, że tym razem Trump posunął się naprawdę za daleko. Konserwatyści trzymają się zazwyczaj razem.

Demokraci pienili się. Także dla służb wywiadu przymilanie się Trumpa w kwestii wtrącania się Rosji w kampanię wyborczą w USA, było przebraniem miary. Koordynator amerykańskich służb wywiadowczych Dan Coats poczuł się zmuszony do jasnego postawienia sprawy: zdanie wywiadu nie zmieniło się, Rosja ingerowała w kampanii prezydenckiej w USA. Były szef CIA John Brennan oskarżył wręcz Trumpa o zdradę. Krytyka posypała się nawet w nadwornej stacji telewizyjnej Fox News, zazwyczaj nader przychylnej Trumpowi.

Donald Trump, który swego czasu powiedział, że za jego rządów Ameryka zyska tyle, że wygrana zacznie jej wychodzić bokiem, wraca do domu jako przegrany.

(DPA/stas)