Bundeswehra w ciągłym stresie [KOMENTARZ DW]
17 marca 2018Ursula von der Leyen jest jedyną chadecką minister, która zachowała swoje stanowisko w nowym rządzie koalicyjnym kanclerz Angeli Merkel. W Bundeswehrze przyjęto to z mieszanymi uczuciami. Jej opinia mocno ucierpiała po tym, jak w ubiegłym roku von der Leyen zarzuciła armii, że ma "kłopoty z zachowaniem właściwej postawy". Kryzys zaufania, który wywołała ta jej wypowiedź, wciąż nie został do końca przezwyciężony. Z drugiej strony wielu żołnierzy chce jak najszybszego uporania się z brakami w uzbrojeniu i wyposażeniu niemieckich sił zbrojnych. Znaczna liczba samolotów, śmigłowców, okrętów, czołgów i transporterów opancerzonych znajduje się w naprawie. Brakuje kamizelek kuloodpornych i namiotów. W tej sytuacji dobrze jest, że ministrem obrony nie jest jakiś nowy żółtodziób, tylko ktoś, kto zdaje sobie sprawę ze skali zaistniałych problemów i nie musi się dopiero w nie wdrożyć, żeby wypracować sposoby ich pokonania.
Czekamy na poprawę sytuacji
Ursula von der Leyen miała cztery lata na dogłębne zapoznanie się ze stanem armii. Zna jej potrzeby, przeszkody na drodze do poprawy sytuacji i wie, jakie działania należałoby wdrożyć w pierwszej kolejności. Nikt nie może jej zarzucić, że niczego w tej sprawie do tej pory nie zrobiła. Zrobiła. Uczyniła to pod hasłem "zmiana trendu". Bundeswehra już się nie kurczy. Przeciwnie - zwiększono jej liczebność, dostała więcej pieniędzy i nowy sprzęt. To, że zmiany na lepsze nie nastąpią z dnia na dzień, jest oczywiste i zrozumiałe dla każdego. Mimo to musi budzić niepokój ocena pełnomocnika Bundestagu ds. sił zbrojnych, że w ubiegłych latach "stan Bundeswehry się nie poprawił, a wręcz pogorszył".
Za pewne wytłumaczenie sytuacji może wciąż uchodzić stwierdzenie, że szeroko zakrojone reformy wymagają trochę czasu. Poza tym, od chwili zaanektowania Krymu przez Rosję w 2014 roku, sytuacja bezpieczeństwa w Europie drastycznie się pogorszyła, co wymaga stosownej odpowiedzi. Udział Bundeswehry w systemie zbiorowej obrony w ramach NATO też nakłada na Bundeswehrę pewne obowiązki, którym nie zawsze można sprostać od razu. Mimo to żałośnie brzmią ponawiające się stale narzekania, że udział żołnierzy niemieckich w misjach NATO za granicą wymaga ściągania ludzi i sprzętu ze wszyskich oddziałów i garnizonów. Tak być nie może. Tymczasem w umowie koalicyjnej na doposażenie Bundeswehry i pomoc rozwojową przewidziano dodatkowo zaledwie dwa miliardy euro, jakkolwiek niemieccy politycy wciąż zapewniają, że zależy im na możliwie najlepszym uzbrojeniu i wyposażeniu żołnierzy. To nie idzie ze sobą w parze i można się obawiać, że będziemy nadal świadkami uprawiania polityki za krótkiej kołdry.
A może trochę mniej, ale lepiej?
Co z tego wszystkiego wynika? Jeśli wywiązanie się ze wszystkich zadań przekracza siły armii liczącej zaledwie 180 tys. żołnierzy dysponujących częściowo przestarzałymi systemami uzbrojenia i niedostatecznie wyposażonej, to może należałoby po prostu zrobić nieco mniej? Zobowiązania Bundeswehry w ramach NATO są bez wątpienia ważne, ale czy nasi żołnierze naprawdę muszą uczestniczyć w każdej z 13 obecnych misji zagranicznych NATO od Afganistanu po Mali? Część z nich wymaga pilnie nowego spojrzenia i podjęcia stosownych decyzji. Poza tym pewne misje należałoby wreszcie zakończyć. Tym bardziej, że każda pochłania wiele pieniędzy i sprzętu, którego brakuje w kraju. Jeśli bundeswehra nie ma nadal łatać w pośpiechu jednej dziury za drugą, to minister Ursula von der Leyen powinna po prostu określić pewne priorytety, przyśpieszyć od dawna konieczne reformy i przestać być wątpliwą bohaterką kąśliwych komentarzy i analiz. Żołnierze będą jej za to tylko wdzięczni.
Nina Werkhäuser / Andrzej Pawlak