Buty od Heidi Klum
8 grudnia 2011Tego dnia zasiadłam przed telewizorem cała w emocjach – zdąży tym razem zapiać, czy nie zdąży? Zamiast pstrego kogucika, zwiastuna Teleranka, z ekranu patrzyły na mnie martwo czarne okulary. Okulary mówiły o wojnie, o sowieckich przyjaciołach i wrogach we własnym kraju, i o tym, że jestem w niebezpieczeństwie. W tej sekundzie, za brak mojej cotygodniowej porcji adrenaliny, znienawidziłam ich wszystkich; zarówno przyjaciół, jak i wrogów. Siedzący obok ojciec wymownym jękiem przypieczętował mój dramat. O nic nie pytałam. Sprawa była przesądzona – wojna!
Tak zaczął się mój osobisty stan wojenny. Z internowaniem we własnym pokoju, ponieważ zaspy „zimą stulecia” sięgały parapetów pierwszego piętra. Przyszła odwilż i poszłam do szkoły. Szlifowałam Międzynarodówkę, kilka pieśni o Leninie w Poroninie, i że tam moje pokolenie „swój wielki rozpoczęło bieg”. Aż pewnego dnia pod moją szkołę zajechała ciężarówka, chyba Caritasu, wyładowana po dach paczkami…
Trafiła mi się pierwsza z brzegu. A w paczce – skarb! Śliczne, niebieskie balerinki z delikatnej skóry, włącznie z podeszwą, misterne szwy. I ta srebrna kokardka z przodu… Wewnątrz buta odręczny podpis: Heidi Klum. Boże, jak one, te buty, pachniały! Gama kompletnie obcych mi zapachów – świeżo zmielonej kawy, dobrego tytoniu, rozkosznie gryzący zapach środków piorących.
Wyobraziłam sobie ten łańcuch ludzkiej życzliwości, na którego końcu znalazłam się ja – anonimowa polska dziewczynka z warkoczykami jak mysie ogonki. To była moja prywatna inicjacja – spotkanie ze światem Zachodu, ale również czas, kiedy do mojej świadomości wdzierały się totalitarne tuzy: Breżniew, Czernienko, Ceauşescu, Honecker i zza okularów wyłaniająca się twarz gen. Jaruzelskiego. Wtedy też formułował się mój własny system wartości, do którego, patrząc na buty, bez wahania wpisywałam kolejno: empatię, ofiarność, umiejętność dzielenia się i świadomość, że ci tam, z Zachodu, chcą mi pomóc. (Może nawet przywrócą Teleranek!)
Kogut rzeczywiście nie zdążył zapiać tylko raz – 13 grudnia. Z tym że potem, choć piał, to już nigdy tak jak wcześniej. Bucików, które już w momencie ich otrzymania były za małe, używałam jeszcze ze dwa, może nawet trzy lata. Taki mój prywatny Marsz Ku Wolności. Buty uwierały coraz bardziej. Coraz bardziej uwierał też komunizm: śmierć księdza Popiełuszki, prawda o Katyniu, i mama-nauczycielka,płacząca w poduszkę przed szkolną akademią na cześć kolejnego towarzysza.
Buty rozpadły się szybciej niż system totalitarny czy mur berliński, jednak jeszcze dziś jestem w stanie odtworzyć każdy ich detal. Pamiętam też imię niemieckiej donatorki, którą dopiero po latach skojarzyłam z gwiazdą wybiegu. Czy to była ona, Heidi Klum? Dla mnie – tak! Tej wersji chętnie słuchają też moje małe córki, z którymi każdej Wigilii przygotowuję paczkę dla innych dzieci. To pamiątka po tamtych czasach. Został mi też po nich mały rozmiar stopy i zwyczaj starannego obwąchiwania butów przed zakupem. But musi pachnieć, musi mieć to „coś”. Tylko w takich butach dojdę tam, gdzie dojść powinnam. Żeby tylko tym razem tak bardzo nie bolało.
Agnieszka Rycicka
Teleranek – program dla dzieci nadawany przez TVP1 od września 1972. Od początku jego symbolem był zawadiacki kogucik projektu Joanny Zacharzewskiej. Najpierw czarno-biały, a od roku 1974 kolorowy, w oprawie stworzonej przez Studio Miniatur Filmowych w Warszawie. Animowana czołówka prezentowała pędzącego ptaka, który punktualnie o 9.00 wskakiwał na płot i piał (za: Polski Serwis Naukowy online).