1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Charków: Codzienne życie zniszczonego miasta

Hanna Sokolova
7 stycznia 2023

Sałtiwka, przedmieście w północnej części Charkowa, została najbardziej dotknięta przez rosyjski ostrzał. Wiele osób tam wraca, choć wojna się nie skończyła. Jak wygląda teraz ich codzienne życie?

Iryna Petrenko
Iryna Petrenko rozdaje paczki żywnościowe mieszkańcom Północnej SałtiwkiZdjęcie: Hanna Sokolova/DW

To miejsce, w które 24 lutego 2022 roku uderzyły pierwsze rosyjskie bomby; północna Sałtiwka, największa dzielnica Charkowa. Przed tamtym atakiem mieszkało tu ponad 300 tysięcy ludzi. Rozległe ulice są gęsto zabudowane jasnoszarymi wieżowcami.

W sumie w Charkowie uszkodzonych zostało ponad 4000 budynków, a prawie jedna trzecia z nich została trafiona bezpośrednio. Tak mówi Jewhen Pasenow, zastępca kierownika wydziału mieszkalnictwa miasta.

W maju, po pierwszej ukraińskiej kontrofensywie i wyzwoleniu przedmieścia, lokalne władze zaczęły naprawiać domy, głównie okna i dachy. – Chcemy zachować własność ludzi, aby w przyszłości mogli powrócić – wyjaśnia urzędnik.

Bloki mieszkalne jak spalone ule

Obecnie w Charkowie znów mieszka ponad milion osób, przed wojną było ich około 1,5 mln. Sklepy znów się otwierają, na drogach pojawia się więcej samochodów.

Natomiast dzielnica Sałtiwka mało się ponownie zaludnia, ponieważ wszystkie znajdujące się tam budynki mieszkalne są uszkodzone. Wiosną podziurawione bloki o zniszczonych oknach i czarnych ścianach wyglądały jak spalone ule. Teraz okna są zabite płytami ze sklejki.

Samochody znów jeżdżą, mieszkańcy wracają. Ale ludzie w Północnej Sałtiwce wciąż są zależni od pomocy humanitarnej.Zdjęcie: Hanna Sokolova/DW

 

– Ile jest tu ludzi, można policzyć przy rozdawaniu pomocy humanitarnej – z uśmiechem mówi mieszkanka Iryna Petrenko. Stoi na podwórku otoczonym ze wszystkich stron dziewięciopiętrowymi budynkami.

Według niej w czterech blokach, w których znów jest ogrzewanie, woda i prąd, mieszka prawie 200 osób. Iryna rozdaje mieszkańcom paczki żywnościowe, przyniesione przez wolontariuszy.

– Tu wyszłam za mąż, tu urodziłam córkę, tu się uczyłam – mówi Iryna o Sałtywce i wspomina: – To jest przedszkole, do którego chodziła moja wnuczka. Tutaj zabieraliśmy ją na spacery do parku, gdzie siadaliśmy na ławce i skubaliśmy kukurydzę.

W przedpokoju podczas nalotów

Iryna pracowała jako szwaczka, a jej mąż w fabryce mebli. Jej córka, zięć i ośmioletnia wnuczka opuścili Charków w pierwszych dniach wojny. Ona sama została z mężem.

Gdy rozlegał się alarm lotniczy, schowali się w korytarzu swojego mieszkania i spali na zmianę. W nocy Iryna obserwowała z okna, jak z Rosji wystrzeliwano rakiety. Do granicy z Rosją jest tu niedaleko. W ciągu dnia, mimo ostrzału, chodziła nakarmić kota córki.

Wypalone mieszkania zniszczone przez rosyjski ostrzałZdjęcie: Hanna Sokolova/DW

 

Przez cały marzec Północna Sałtiwka była pod masowym obstrzałem. – Były ciężkie naloty. Siedzieliśmy w przedpokoju przy świecach, na dwóch krzesłach. Nawet nasz dziki kot chciał dołączyć do nas na kolanach. Z mężem już się pożegnaliśmy. Powiedzieliśmy sobie, że się kochamy – wspomina Iryna.

Po tym doświadczeniu para postanowiła znaleźć przynajmniej tymczasowe lokum w innej części miasta. Przed wyjściem z mieszkania Iryna umyła podłogę.

– Mąż mówił, że to bez sensu – śmieje się Iryna. Ale jej blok pozostał nieuszkodzony. – Poszliśmy pod obstrzałem. Płonął sąsiedni dom. Linie energetyczne zwisały w dół, a wokół leżały kamienie, które musieliśmy objechać. Po drodze widzieliśmy zniszczone domy, a także rannego taksówkarza i jego martwego pasażera, staruszka – wspomina Iryna.

Para znalazła schronienie u znajomego, który wstąpił do Obrony Terytorialnej. Iryna gotowała jedzenie dla niego i jego towarzyszy, co dodawało jej sił. – Ale w maju wpadłam w depresję. Chciałam tylko wrócić do domu – opowiada.

Emerytka Raisa Łobanowa jako jedyna pozostała w swoim blokuZdjęcie: Hanna Sokolova/DW

Mieszkańcy wracają

Emerytka Raisa Łobanowa, która wiosną została zupełnie sama w dziewięciopiętrowym bloku, wyjaśniła Irynie, gdzie jest woda i pomoc humanitarna. Przez wiele dni kobiety sprzątały podwórko, które było zaśmiecone rozbitymi szybami i ramami okiennymi.

Na podwórku, w pobliżu boiska, jeszcze leżą cegły pokryte popiołem. Był tam kominek, w którym ludzie gotowali jedzenie, gdy w ich domach nie było gazu ani prądu. Przez większą część lata Rosjanie raz po raz ostrzeliwali Charków.

Iryna wcześniej nie wiedziała, kto mieszka na jej piętrze. Teraz zna nawet mieszkańców z sąsiednich ulic. Po powrocie do domu uaktywniła się jako wolontariuszka. Dowiedziała się, czego potrzebują ludzie w jej sąsiedztwie, sporządziła listy i w końcu rozdawała pomoc humanitarną.

Po wyzwoleniu części obwodu charkowskiego, we wrześniu do Północnej Sałtiwki zaczęli wracać ludzie. W tym czasie liczba ataków znacznie się zmniejszyła, ponieważ Rosjanie opuścili swoje pozycje. Ludzie wracali nawet do tych bloków, które z zewnątrz wydawały się nie do zamieszkania.

Blok po rosyjskim obstrzaleZdjęcie: Hanna Sokolova/DW

 

Teraz między wieżowcami widać dźwigi budowlane. Jak informują władze gminy, trwa tu remont około trzydziestu domów. Prace powinny zakończyć się w styczniu. Niektóre budynki są już wykończone.

Widać całe piętra cegieł, które teraz kontrastują z betonem wewnątrz prefabrykowanych konstrukcji. W niektórych miejscach widać nowe okna. Place zabaw i boiska sportowe, w które również uderzyły rosyjskie pociski, nie będą na razie naprawiane, bo na miejscu nie ma jeszcze prawie żadnych dzieci.

Remont na własne ryzyko

Iryna stoi przed swoim blokiem i widzi przytulankę wnuczki, dużego szarego psa. Na klatce schodowej jest zimno i ciemno. Nie wszędzie są ogrzewanie, woda i prąd.

Mieszkanie Iryny też jest zimne i ciemne, tapeta jest wilgotna i osunęła się na podłogę. Ze względu na masowy ostrzał, okna musiały być tu kilkakrotnie zabijane na gwoździe.

Wejście do zniszczonego blokuZdjęcie: Hanna Sokolova/DW

 

Władze dopiero na wiosnę będą mogły ocenić, ile domów w Północnej Sałtiwce nie da się już wyremontować. – Może być tak, że ocena wykaże, że remont będzie droższy w porównaniu z ceną za metr kwadratowy nowego budynku. – spekuluje Jewhen Pasenow z urzędu miasta.

W związku z tym nie mówi się jeszcze o planie odbudowy Północnej Sałtiwki. – Organizacje międzynarodowe raczej nie będą tego finansować, bo wojna wciąż trwa. Prowadzenie budowy na dużą skalę zaledwie 40 kilometrów od Rosji nie ma sensu –  przyznaje Pasenow, tłumacząc, że zgodnie z prawem zniszczone domy można naprawiać dopiero po 90 dniach od zakończenia aktywnych działań wojennych. – To, co już zostało zrobione, zostało zrobione na własne ryzyko – wyjaśnia urzędnik.

Ostatecznie jednak to właśnie do tych domów udało się wrócić większości mieszkańców. – Przynajmniej teraz jest tu trochę weselej – mówi Iryna, zerkając przez okna swojego bloku mieszkalnego, które są zabite płytami wiórowymi. Wspomina: – Gdy wróciłam, była wiosna. Panowała cisza i śpiewały ptaki. Na drzewach wisiały ramy okienne i firanki. Przechodziłeś obok nich i patrzyłeś na życie innych ludzi.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>