1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Ciężka spuścizna – akta Stasi

22 lutego 2010

Enerdowska służba bezpieczeństwa obserwowała w Niemczech wschodnich (i nie tylko) miliony ludzi. Ofiary dyktatury SED mogą dowiedzieć się ze swoich teczek, co o nich niegdyś pisano.

Urząd ds. Akt Stasi przy Alexanderplatz w BerlinieZdjęcie: Svenja Pelzel

Jedną z pierwszych ustaw uchwalonych przez zjednoczone Niemcy była "Ustawa o Aktach Służby Bezpieczeństwa Państwowego NRD (Stasi)". Wraz z wejściem ustawy w życie rozpoczął działalność również pierwszy Federalny Pełnomocnik ds. Akt Stasi, ewangelicki pastor Joachim Gauck, były obrońca praw człowieka z Rostocku. Zgodnie z ustawą, każdy obywatel RFN ma prawo do wglądu w swoje akta. Może się on w ten sposób dowiedzieć, czy był inwigilowany, kto go zdradził i jakimi informacjami dysponowała bezpieka na jego temat.

Joachim Gauck z ówczesnym szefem MSW Rudolfem Seitersem (CDU)Zdjęcie: dpa

„Urząd Gaucka"

Zadaniem tej placówki z siedzibą w Berlinie, zwanej potocznie „Urzędem Gaucka", było przełamanie „dominującej wiedzy byłej Służby Bezpieczeństwa Państwowego NRD i przezwyciężenie nieufności obywateli". Celem ustawodawcy była również rehabilitacja dawnych więźniów politycznych w Niemczech wschodnich oraz skontrolowanie służby publicznej i parlamentów krajów związkowych RFN.

Silne zainteresowanie teczkami od samego początku ukazało, że uchwała Bundestagu w sprawie umożliwienia obywatelom dostępu do ich akt była słuszna. Pierwsze sto tysięcy formularzy, za pomocą których można było domagać się wglądu do akt, rozdano w ciągu niespełna dwóch dni. Od tego czasu tysiące ludzi przeczesuje swoje teczki, czyta raporty szpiegów i donosicieli, względnie usiłuje przenosić zakodowane nazwiska na pliki z rozszyfrowanymi nazwiskami, by w ten sposób dowiedzieć się, kto był sprawcą ich inwigilacji.

Obecna szefowa urzędu Marianne BirthlerZdjęcie: Marcio Weichert

„Urząd Birthler"

Obecna szefowa Urzędu ds. Akt Stasi, Marianne Birthler, przygotowała w tym celu, wraz ze swoimi współpracownikami, 110 kilometrów akt. Ponad połowa z nich została zarchiwizowana już przez enerdowską służbę bezpieczeństwa.

Jednak nie tylko pojedyncze osoby usiłują dowiedzieć się czegoś na temat ich inwigilacji w NRD. Również instytucje publiczne korzystają z usług „Urzędu Birthler", jak obecnie potocznie określa placówkę w Berlinie. Celem jest przeważnie sprawdzenie polityków, urzędników, sędziów i innych znanych osób, względnie postępowania rehabilitacyjne w sprawie ofiar enerdowskiej bezpieki. Od 1992 roku około miliona sześciuset tysięcy osób czytało swoje akta, w sumie złożono sześć milionów czterysta tysięcy wniosków o wgląd do teczek. Niektórzy znajdują tylko kartę z kartoteki i kilka arkuszy. Inni natomiast siedzą całymi dniami przed stołem pełnym segregatorów. Marianne Birthler stwierdza, że również w 20 lat po upadku muru berlińskiego zainteresowanie obywateli ich teczkami nie maleje.

Jak obchodzić się z enerdowską przeszłością?

Przede wszystkim prominentne nazwiska zwracają zainteresowanie opinii publicznej na rozprawę z przeszłością NRD. Najpierw pojawiły się spekulacje wokół byłego premiera Brandenburgii Manfreda Stolpe (SPD), a później również na Gregora Gysi z postkomunistycznej Partii Lewicy. Także i na innych znanych polityków padło podejrzenie, że byli tak zwanymi „IM", czyli nieoficjalnymi współpracownikami („Inoffizielle Mitarbeiter") enerdowskiej służby bezpieczeństwa.

Enerdowska bezpieka posłuchiwała również rozmowy telefoniczne kanclerza Helmuta Kohla.Zdjęcie: AP

Sensację wywołały również rozprawy sądowe w sprawie zakazu opublikowania protokołów podsłuchu rozmów telefonicznych kanclerza RFN Helmuta Kohla. Wskazując na doniosłość tych protokołów dla bezpieczeństwa narodowego, Kohlowi udało się uniemożliwić opublikowanie tych materiałów, tym bardziej, że zawierały one również protokoły rozmów prywatnych szefa rządu w Bonn.

Enerdowska bezpieka zostawiła głębokie ślady w życiorysach wszystkich wschodnich Niemców i w życiorysach wielu zachodnich. Dla jednych Stasi była pewnym pracodawcą, a dla innych - hydrą dysponującą milionami dokumentów. Zawierają one w sobie polityczną truciznę, wywołującą w ludziach po dziś dzień nieufność i strach. I tak na przykład co najmniej 59 posłów do Bundestagu było nieoficjalnymi współpracownikami enerdowskiej bezpieki. Jedna trzecia konfidentów Stasi ma znajdować się na wpływowych stanowiskach w gospodarce i w zrzeszenia gospodarczych. W Niemczech zachodnich nie wykryto dotychczas jeszcze około tysiąca nieoficjalnych informatorów służby bezpieczeństwa państwowego NRD…

Matthias von Hellfeld/ Andrzej Krause

red. odp. Iwona Metzner

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej