Cień nad Kijowem [KOMENTARZ]
5 października 2015We wschodniej Ukrainie umilkły strzały. Od prawie pięciu tygodni utrzymuje się tam zawieszenie broni. Względny spokój sprawia, że zwracamy ponownie uwagę na żądania uczestników rewolucji na Majdanie, zakończonej ucieczką prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza. I ogarnia nas zdumienie: w Kijowie przedstawiciele dawnego reżimu wciąż utrzymują się na swoich stołkach. Zarówno w różnych ministerstwach, jak i w tajnych służbach. Protestujący na Majdanie domagali się nowej, prozachodniej, demokratycznej Ukrainy, w której każdy ma równie szanse. Znani przedstawiciele wciąż silnej, dawnej struktury oligarchicznej do dziś pozostają głusi na te apele. Musiał upłynąć ponad rok zanim prezydent Petro Poroszenko zaprzysiągł wreszcie pierwszych funkcjonariuszy śledczych nowego urzędu antykorupcyjnego.
Korupcja nie omija sarkofagu w Czarnobylu
Równocześnie co tydzień dowiadujemy się o nowych aferach korupcyjnych. Nie omijają one nawet takich międzynarodowych, prestiżowych projektów jak budowa nowego sarkofagu w elektrowni atomowej w Czarnobylu, który ma przykryć stare betonowe zabezpieczenie reaktora numer 4, zniszczonego wskutek ekspolozji. O korupcję podejrzewany jest także sam minister spraw wewnętrznych. Tymczasem to właśnie on wdraża w tej chwili najbardziej udany do tej pory projekt reformatorski - powołanie nowej państwowej policji. Ukraińcy słusznie odczuwają dumę na widok policjantów w nowych, amerykańskich mundurach. W pierwszej fazie rekrutacji do służby w szeregach nowej policji przyjęto wielu byłych uczestników protestów na Majdanie. Możnaby powiedzieć - obywatele w mundurach. Problem polega na tym, że na Ukrainie tworzy się nowe struktury demokratyczne, zanim skutecznie uporano się z dawnymi. Na pociechę można rzec, że dawna milicja, będąca głównym instrumentem władzy dotychczasowych elit, zostanie za parę dni ostatecznie rozwiązana (7.10.). Ale cóż z tego - wielu milicjantów zostanie przyjętych do slużby w policji i z góry można oczekiwać, że wniosą do niej dawne metody działania i dawny sposób myślenia.
Nie jest to bynajmniej jedyny powód do niepokoju. Wystarczy wspomnieć skandal z utrzymywaniem przez władze w Kijowie list niewygodnych dla nich osób objętych różnymi sankcjami. Większość z nich to Rosjanie. Ale znalazło się na nich także sześciu zachodnich dziennikarzy, którzy otrzymali zakaz wjazdu na Ukrainę. Był wśród nich jeden niemiecki dziennikarz telewizyjny, trzech współpracowników brytyjskiej BBC i dwóch Hiszpanów. Po międzynarodowych protestach stwierdzono, że zaszła "pomyłka". Nadal jednak w ukraińskim MSZ dokumentuje się działalność zagranicznych korespondentów. Władze w Kijowie nie chcą przyjąć do wiadomości, że przypomina to metody wschodnioniemieckiej Stasi. Najwidoczniej brakuje im wyczucia tego, co w demokracji można, a czego nie.
Co rusz wraca także podejrzenie, że prezydent Poroszenko, który publicznie nawołuje do walki z oligarchami, którzy przez 25 lat doszczętnie splądrowali Ukrainę, po cichu już dawno się z nimi ułożył. Przede wszystkim z najbogatszym człowiekiem na Ukrainie Rinatem Achmetowem, który m.in. ma praktycznie monopol na wytwarzanie prądu w elektrowniach węglowych, a jego najważniejsze kopalnie leżą w Donbasie kontrolowanym przez prorosyjskich separatystow.
Wyczekiwanie na trzeci wybuch niezadowolenia
A co się stało z uczestnikami rewolucji na Majdanie sprzed półtora roku? Wielu z nic pracuje dziś ochotniczo, a więc za darmo, w różnych ministerstwach. Politykom dawnego reżimu z premierem Arsenijem Jaceniukiem na czele służą za parawan i dowód pozytywnych przemian w kraju. Nie dopuszcza się ich jednak do władzy. W rezultacie dawny system, oparty na niepohamowanej chciwości z jednej i wszechobecnym nepotyzmie z drugiej strony, wciąż ma się dobrze, a nawet się jeszcze umocnił. Na tym tle lepiej widać arogancję ukrytą w słowach prezydenta Poroszenki, który dziwił się, że UE więcej pomaga Grecji, niż Ukrainie broniącej bohatersko wartości europejskich w walce z jej potężnym sąsiadem - Rosją.
Taka postawa wciąż jest typowa dla ukraińskich elit, podczas gdy zaufanie wielu weteranów Majdanu do rządu spada do zera. Całkiem możliwe, że w wyborach komunalnych za trzy tygodnie Ukraina przeżyje ostry zwrot w prawo.
Przede wszystkim jednak trzeba liczyć się z kolejnym, trzecim już wybuchem społecznego niezadowolenia w tym kraju, po pomarańczowej rewolucji w 2004 r. i rewolucji na Majdanie półtora roku temu, ponieważ chyba tylko w ten sposób można go będzie pchnąć na drogę ku prawdziwej demokracji. Obawy, że dojdzie wtedy do rozlewu krwi są duże i w pełni uzasadnione. Na Ukrainie łatwo dziś o broń. Ale historia się nie powtarza. Trzeci Majdan może zakończyć się całkiem inaczej, niż oba poprzednie. Przeszło jedna czwarta Ukraińców chce otwartego, demokratycznego i wolnego społeczeństwa obywatelskiego. Większość tych ludzi nie przekroczyła jeszcze trzydziestki. Na razie wciąż kryją się w różnych subkulturach, ale na dłuższą metę nie da się ich trzymać z daleka. Sprawujący władzę w Kijowie muszą się z nimi liczyć, bo zderzenie jest zaprogramowane. UE postąpiłaby mądrze, wspierając tę grupę.
Frank Hofmann
tłum.: Andrzej Pawlak