Ciemiężcy Polaków nie potrzebowali rozkazów
30 sierpnia 2009"Polskie tereny zachodnie przyłączone w czasie okupacji do III Rzeszy miały być zgodnie z wolą Hitlera oczyszczone z Żydów i Polaków" - tak brzmi główna teza książki. W takich miastach jak Poznań, Gniezno i Łódź nic nie miało kojarzyć się z polską czy żydowską kulturą. W 1940 roku Łódź otrzymała nawet nową nazwę - "Litzmannstadt" - od nazwiska generała i bohatera I wojny światowej, a jednocześnie zagorzałego nazisty. W następnych latach setki tysięcy Polaków pozbawiono ojczyzny. Zostali wysiedleni do Generalnej Guberni (GG), obszaru obejmującego cztery jednostki administracyjne - dystrykty: warszawski, radomski, lubelski i krakowski, a później również galicyjski. Generalną Gubernię uważano za coś w rodzaju "rezerwatu dla Polaków" - pisze w swej książce "Das Regim der Herrenmenschen" ("Reżim rasy panów") Markus Roth, młody niemiecki historyk i pracownik naukowy Instytutu Herdera w Marburgu. Obszerne fragmenty tej książki zamieścił 27.08.2009 pod tym samym tytułem hamburski tygodnik Die Zeit.
Roth skupia się w niej na Niemcach, którzy zostali oddelegowani na wschód, by w GG, pozostawionej po 26 października 1939 roku przez nazistowską administrację wojskową w chaotycznym stanie, utworzyć cywilną administrację okupacyjną.
Kreishauptmann i Stadthauptmann
Nośnymi filarami tej władzy byli "starostowie" okręgów i miast: tzw. Kreishauptleute i Stadthauptleute. Już swymi pierwszymi decyzjami zasygnalizowali, że terror i przemoc nie są żadnymi przejściowymi wykwitami wojny, lecz podstawowymi zasadami sprawowania władzy.
Roth podkreśla, że do najważniejszych zadań niemieckiej administracji w GG należały: wyzysk polskich rolników, rekrutacja i deportacja robotników przymusowych i wreszcie plądrowanie majątków i zagłada Żydów.
Typowy życiorys nazistowskiego tyrana
Swoje tezy Roth udowadnia na konkretnych osobach. W mieście Końskie urzędował na przykład Gustav Albrecht, typowy przedstawiciel pokaźnej, bo 130-osobowej grupy tzw. Kreishauptleute. Urodził się w 1902 roku w Hamburgu w rodzinie mieszczańskiej. Bez problemu ukończył gimnazjum, studia prawnicze i zrobił doktorat. Idąc za przykładem ojca jeszcze w 1933 roku rozpoczął karierę w administracji. Okupacja Polski ułatwiła mu awans ze zwykłego urzędnika na władcę całego okręgu.
Tyranów nikt nie kontrolował
W Końskich Albrecht panował niczym książę. Ponieważ na skutek załamania się zaopatrzenia trzeba było zmniejszyć racje żywnościowe dla mieszkańców, Albrecht zrobił wszystko, by Żydzi, a było ich 46 procent, nie otrzymali nawet tych zmniejszonych racji. Powiedział im, że głód jest dla nich "sprawiedliwą karą" za wzniecenie wojny światowej i że już w czasie I wojny byli jakoby "odpowiedzialni za śmierć głodową setek tysięcy niemieckich mężczyzn, kobiet i dzieci". Teraz on, Gustav Albrecht, postara się, żeby było odwrotnie. W następnych tygodniach i miesiącach kontynuował swą drakońską politykę i to pomimo, że nie otrzymał żadnego rozkazu z góry.
Markus Roth zadaje sobie pytanie, kim byli ci ludzie, którzy podobnie jak Albrecht od pierwszego dnia urzędowania w tak radykalny sposób podchodzili do swych zadań. Przede wszystkim jednak stara się znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak postępowali.
Mieszczanie, arystokraci, doktorzy
Grupa Kreishauptleute ("starostów") była bardzo homogeniczna. Większość, podobnie jak Albrecht, wywodziła się z warstwy średniej; z mieszczaństwa, choć byli wśród nich i arystokraci jak Hans Werner von Bülow, Mogens von Harbou und von der Hellen czy starosta lwowski Joachim Freiherr von der Leyen. Z reguły ludzie ci studiowali prawo, ponad połowa miała tytuły doktorskie. Inni pracowali jako adwokaci, w gestapo, w różnych organizacjach nazistowskich albo w wolnej gospodarce.
Byli socjaliści, katolicy i komuniści
Grupa Kreishauptleute była jednorodna również pod względem ideologicznym: prawie wszyscy byli członkami NSDAP. Ponad połowa wstąpiła do partii jeszcze przed 1933 rokiem. Niemało z nich w latach trzydziestych popadło w konflikt z partią, a nawet zostało z niej wykluczonych. Nominacji na Kreishauptmanna nie stało to na przeszkodzie, podobnie jak wcześniejsze członkostwo w SPD, katolickiej "Partii Centrum", czy nawet komunistycznej KPD. Obok wiedzy z zakresu administracji ważne były przede wszystkim "pionierski duch" i pragnienie spełnienia "historycznej misji" na wschodzie.
Ernst Gramß - karierowicz i antysemita
Kolejnym przykładem ideologicznego zaślepienia jest urodzony w 1899 roku Augsburgu Ernst Gramß. Był on z wykształcenia agroinżynierem. Zanim zdecydował się na służbę "na wschodzie" zrobił karierę w nazistowskiej organizacji rolniczej. "Gdy w 1939 roku przybył do GG jego antysemityzm natychmiast otrzymał nową pożywkę" - pisze Markus Roth.
"Dzielnice żydowskie" - pisze Gramß z Warszawy do swej małżonki - "są hańbą. 300 tysięcy Żydów, jakie przestępcze gęby się w takich masach widzi - człowiek ma tylko jedną myśl (...) wytępić (...) byłoby to błogosławieństwem dla ludzkości."
Od takich myśli do czynów droga nie była daleka. Zaraz w 1939 roku Gramß kazał powiesić pierwszych Żydów pod pretekstem uprawiania nielegalnego handlu. W następnych latach prowadził rządy twardej ręki, których ofiarami padali także inni Polacy. Ten dyplomowany rolnik nastawił się szczególnie na wyzysk polskiego chłopa, zmuszając go do dostarczania nierealistycznych kontyngentów płodów rolnych. Jeśli się z tego nie wywiązał, stosowano wobec niego brutalną przemoc. Gramß był bezlitosny. Na uzasadnienie swych praktyk mawiał, że ludność słowiańska tęskni jakoby za rządami silnej ręki: "Właściwie są to poczciwi ludzie.(...) Gdy pan starosta, jak mnie nazywają, ich wychłosta, uważają go za dobrego pana, który coś znaczy. Gdy człowiek jest łagodny, jest według nich złym panem" ... .
"Ambitne plany" dr jur. Waltera Gantza
Skutki praktyk nazistowskich "starostów" były zatrważające. W kraju szalał terror, wyzysk, głód i śmierć. Polacy byli traktowani jako ludzie drugiej kategorii. Nie wolno im było studiować, w miastach panowała segregacja rasowa - podkreśla Roth.
Gdy na wiosnę 1942 roku zaczęła się deportacja Żydów do obozów zagłady, SS i aparat policyjny chętnie posługiwał się "starostami". Szczególną aktywnością wykazał się tu Walter Gentz, starosta w Jaśle, który własnoręcznie mordował Żydów. Gentza, doktora prawa i eksperta finansowego z Karlsruhe zżerała ambicja. Chciał bowiem jako pierwszy "oczyścić" swój okręg z Żydów. osobiście wybierał swe ofiary i sam chętnie przeprowadzał egzekucje.
"Sauna w budowie"
Kreishauptleute uważali się za elitę; za "rasę panów; panów życia i śmierci" - podkreśla w publikacji Markus Roth. Z dala od ojczyzny, w dodatku otoczeni przez wrogą i - jak twierdzili - prymitywną ludność, zachowywali się jak możnowładcy. Bogacili się i pławili w luksusie. W czerwcu 1940 roku Gramß napisał z Sokołowa: "Mam tu dwa konie wyścigowe, basen w parku, samochód i wszystko, co człowiek jako mały gubernator potrzebuje. Sauna w budowie. Jestem królem w tym kraju, mam bardzo odpowiedzialną pracę".
Po 1949 roku ciąg dalszy karier
Kto bez uszczerbku przeszedł okres denazyfikacji, a do tej grupy należała większość "starostów", mógł bez przeszkód kontynuować karierę zawodową. Po wojnie "rasa panów" znów zasiliła administracje miast, landów i federacji. Niejeden z nich został sekretarzem stanu albo sędzią w federalnym sądzie administracyjnym jak Hans Walter Zinser, a nawet landowym ministrem spraw socjalnych jak "starosta" z Janowa Lubelskiego i Brzeżan, Hans-Adolf Asbach. Inni pootwierali kancelarie adwokackie albo przeszli do gospodarki. Natomiast starosta z Kołomyi Claus Peter Volkmann zaczął pod pseudonimem Peter Grubbe pisać dla FAZ, Die Welt, Sueddeutsche Zeitung, dla Sterna, a także dla tygodnika Die Zeit.
Mimo, że w latach sześćdziesiątych wszczęto przeciwko "starostom" niejedno postępowanie, trzeba było je umarzać na skutek braku dowodów, bądź bierności prokuratorów. Żadnego byłego Kreishauptmanna w RFN nie skazano.
Markus Roth/Iwona Metzner/ Die Zeit
red.odp. Małgorzata Matzke / du