Czarne scenariusze
5 listopada 2011Unia Europejska przykręciła na razie Grecji kurek z pieniędzmi - dopóki Grecy nie zaakceptują programu ratunkowego dla euro, który obwarowany jest nakazem radykalnych cięć oszczędnościowych. Do tego czasu na greckie konta nie wpłynie 8 miliardów euro - transfer ten przewidziany był na poniedziałek (7.11).
W następstwie tego Grecji grozi w krótkim czasie niekontrolowana niewypłacalność budżetu państwa. Kontrolowana niewypłacalność już została ogłoszona 27.10.2011 na unijnym szczycie w Brukseli, w ramach której banki, towarzystwa ubezpieczeniowe i fundusze zrezygnowały z połowy swych roszczeń wobec Grecji. Druga transza z puli programu pomocowego EFSF, opiewającego na sto mld. euro miała służyć do załagodzenia skutków kryzysu.
Zaprogramowany chaos
Jeżeli Grecja ogłosiłaby nagle bankructwo, kraj pogrążyłby się w chaosie. Rząd nie mógłby wypłacać pensji urzędnikom, załamałoby się zaopatrzenie w wodę i energię elektryczną, jedno po drugim bankrutowałyby przedsiębiorstwa. Ateny nie byłyby w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań kredytowych, co natychmiast uderzyłoby przede wszystkim w greckie banki, ponieważ to u nich państwo zaciągnęło kredyty na 60 mld euro.
"Jednocześnie ludzie na gwałt pobieraliby pieniądze z greckich banków" - zaznacza Christian Schulz, analityk z londyńskiego Berenberg Bank. "Greccy inwestorzy próbowaliby za wszelką cenę wyciągnąć swoje pieniądze z greckich banków, by ulokować je za granicą". To z kolei spowodowałoby bankructwo szeregu greckich instytucji finansowych.
Możliwe wyjście z eurogrupy
Upadłość oznaczałaby więc dalsze pogłębienie kryzysu finansowego i gospodarczego tego kraju. I mogłoby dojść do wyjścia Grecji ze strefy euro. Co prawda brak jest ku temu odpowiednich podstaw prawnych, "ale już rozważa się możliwość, by Grecja na jedną wyimaginowaną sekundę wystąpiła z Unii Europejskiej, aby natychmiast znów do niej wstąpić" - twierdzi Juergen Matthes z Instytutu Niemieckiej Gospodarki w Kolonii w wywiadzie dla DW-WORLD. Wtedy kraj ten można by traktować podobnie, jak pozostałe 10 krajów, które nie chcą przyjąć euro, lub jeszcze do niego nie dojrzały.
Grecki rząd mógłby się wtedy pokusić o ponowne wprowadzenie dawnej greckiej waluty drachmy. Nowa drachma musiałaby przejść dewaluację w stosunku do euro nawet o 50 procent - twierdzą ekonomiści. Co prawda po tym zabiegu greckie towary eksportowe byłyby bezkonkurencyjnie tanie, lecz to nie ulżyłoby sytuacji samych Greków - twierdzi Juergen Matthes. Kredytowe zobowiązania liczone byłyby w dalszym ciągu w euro.
Strach przed infekcją
"A to jeszcze bardziej zwiększyłoby greckie obciążenie kredytowe - jest przekonany Juergen Matthes - i konieczne stałoby się umorzenie dalszych greckich długów, co z kolei odbiłoby się fatalnie na bilansach banków w innych europejskich krajach. Jak do tej pory pożyczyły one Grekom 120 mld euro. Spisanie części tych pieniędzy na straty byłoby jeszcze dla nich do udźwignięcia. Bo nikt nie boi się, że splajtuje ten czy inny europejski bank, lecz że "grecka zaraza" rozprzestrzeni się na inne europejskie gospodarki narodowe w eurostrefie.
W tym kontekście mówi się w pierwszym rzędzie o Włoszech. Co prawda eksperci wciąż jeszcze wierzą w potencjał włoskiej gospodarki, ale "Włochy uginają się pod gigantycznym zadłużeniem budżetu, które wymaga ciągłego refinansowania" - zaznacza Christian Schulz z Berenberg Bank. "Jeżeli rynki nie dadzą Włochom nowych środków na refinansowanie kredytów, to także Włochom mogłaby grozić plajta".
Strzec się czarnowidztwa
Już teraz Włochy podtrzymywane są przy życiu przez Europejski Bank Centralny. Ze względu na to, że premie za ryzyko włoskich obligacji państwowych są coraz wyższe, od sierpnia br. EBC próbuje poprzez zakup tych obligacji utrzymać znośną dla Włochów stopę oprocentowania. Bowiem jeżeli Włochy ugięłyby się w kolanach pod ciężarem płaconych odsetek i stały się niewypłacalne, wtedy stałoby się to zagrożeniem dla całej strefy euro - twierdzi Schulz. "Jeżeli trafiłoby to także Francję, wówczas jest mało prawdopodobne, by przetrwała cała eurogrupa".
To natomiast doprowadziłoby do załamania całego światowego systemu finansowego. "Dla opanowania sytuacji w Europie potrzebna byłaby pomoc z zewnątrz,np. z Chin i innych krajów, i to poważnych rozmiarów - twierdzi ekspert kolońskiego instytutu badań ekonomicznych. Jest to scenariusz, którego nikt nie chce sobie wyobrażać do końca."
Danhong Zhang / Małgorzata Matzke
red.odp.: Alexandra Jarecka