Co zrobić z rodzinnym domem Hitlera?
28 maja 2013Powiatowe miasteczko Braunau w Austrii jest bezradne, nie ma pojęcia, co zrobić. W budynku mieściła się już biblioteka miejska, bank, szkoła. Wszystko to skazane na niepowodzenie próby sensownego wykorzystania domu. Burmistrz Braunau Johannes Waidbacher miał w ubiegłym roku pomysł, żeby urządzić tam normalne mieszkania.
Po fali oburzenia szybko się wycofał. Ale pomysł zainicjował dyskusję. – Zastanawiałem się nad wykorzystaniem budynku do celów socjalnych. Zostałem źle zrozumiany – tłumaczy burmistrz. Członek rosyjskiej Dumy Franc Klincewicz o mało nie wyskoczył ze skóry. W najwyższym stopniu zirytowany zapowiedział, że zbierze dwa miliony euro, kupi budynek i go zburzy. Mieszkańcom Braunau byłoby to bardzo na rękę. Ale budynku nie wolno burzyć – jako część starego miasta objęty jest ochroną zabytków.
Braunau równa się Hitler. Skojarzeniu temu 16-tysięczne miasteczko na niemiecko-austriackiej granicy zawdzięcza swą żałosną sławę. Kto wie, że jest urokliwą mieściną z 750-letnią historią? Uwiecznił je w „Wojnie i pokoju” sam Lew Tołstoj. Ale kto by myślał o czym innym, niż o brunatnej zarazie, skoro zawiera ją w sobie nawet już sama nazwa miasteczka: Braun-au (braun – brunatny, brązowy).
O jedne urodziny za dużo
Miesiąc temu w wiedeńskiej gazecie „Die Presse” ukazał się artykuł zatytułowany: „O jedne urodziny za dużo”. Autor wykopał starą teorię. Według niej mianowicie, matka Hitlera już w zaawansowanej ciąży, chciała zanieść ojcu Adolfa obiad do pracy. Braunau leży nad graniczną rzeką Inn między Austrią a Niemcami. W drodze, na niemieckim brzegu pani Hitler przeżyła szybki, gwałtowny poród, tzw. Sturzgeburt i urodziła Adolfa. Żeby uniknąć problemów z formalnościami, po cichu szybko wróciła na brzeg austriacki.
Hitler nie jest zatem żadnym Austriakiem, tylko Niemcem i Braunau nie ma z nim wspólnego. Tyle, że teoria jest znana już od dawna i oparta na nader wątłych podstawach. Wyszła spod pióra niemieckiego historyka-hobbysty Egona Feina. Zamieścił ją w swojej książce „Droga Hitlera do Norymbergi”, a usłyszał ją ponoć od zakonnika Braci Mniejszych Kapucynów, który z kolei opowiedział ją proboszczowi z miejscowości Maria Alm pod Salzburgiem. Spytać nikogo z nich nie można. Wszyscy dawno nie żyją.
Historia o nagłych urodzinach Hitlera stała się znana w 2002 roku, przypomina Florian Kotanko, dyrektor gimnazjum w Braunau i szef miejscowego stowarzyszenia miłośników historii. – Teoria ta wzbudziła ogromne zainteresowanie prasy, od 'Bild-Zeitung' po 'Die Presse' – mówi Kotanko. Sam uważa tę teorię za wyssaną z palca. Nie rozumie tylko, dlaczego zostaje odkurzona właśnie teraz, kiedy po raz kolejny wybuchła dyskusja wokół użytkowania brunatno-żółtego domu z numerem 15.
Pomysłów jest aż nadto
Z okolic Braunau pochodzi historyk Andreas Maislinger. Jest oburzony wyciąganiem z lamusa dawnych historyjek. Domaga się natomiast jasnego stanowiska. – Tak, jesteśmy rodzinnym miastem Hitlera. Nie nasza wina, ale sobie z tym poradzimy. Zmierzymy się też z bajką, że rzekomo Hitler się tu nie urodził – podkreśla historyk Maislinger.
Władze miasta łamią sobie tymczasem głowy, co dalej zrobić z rodzinnym domem Hitlera. Według informacji burmistrza Waidbachera dyskutowane jest umieszczenie w budynku szkoły ludowej i tzw. pomocy ludowej, placówki socjalnej bliskiej austriackim socjaldemokratom. – Uważam, że jest to dobre i dalekosiężne rozwiązanie – konstatuje Waidbacher.
Jedna z propozycji i to już z 2000 roku pochodzi od Maislingera. Jego pomysłem jest utworzenie w budynku „Domu odpowiedzialności”, międzynarodowego domu spotkań, którego program koncentrowałby się na przyszłości. Po swojej stronie miał już nawet sponsorów – pomysł chciał wesprzeć m.in. dwukrotny zdobywca Oskara Branko Lustig, producent „Listy Schindlera” i „Gladiatora”, który zamierzał też znaleźć dalszych dawców gotówki w Los Angeles.
Florian Kotanko ze stowarzyszenia historyków ma trzeci pomysł. – Moim faworytem jest rozwiązanie, dla którego wzorem jest wzniesiony przez więźniów budynek specjalny w kształcie litery T w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen – mówi Kotanko. W latach 1938-45 mieściła się w nim centralna administracja całego systemu obozów zagłady. Dzisiaj ma w nim swą siedzibę urząd finansowy Oranienburga, jednocześnie o historii budynku i funkcji jego użytkowników mówi dokumentacja „Nadzór KL 1938-1945 – System terroru” zlokalizowana w byłym służbowym pokoju współtwórcy systemu obozów Theodora Eicke.
Prawo głosu ma też właściciel
Niezależnie od tego, czyj pomysł się przebije – ostateczna decyzja leży w gestii właścicielki budynku i państwa austriackiego reprezentowanego przez MSW. Właścicielką jest Gertrud Pommer, której rodzina kupiła dom jeszcze przed wojną i prowadziła tam gospodę. Od 1972 roku głównym najemcą jest Republika Austrii.
Według informacji historyka Maislingera państwo płaci właścicielce miesięcznie 4700 euro a Gertrud Pommer już podjęła decyzję. Zdecydowanie nie chce w budynku miejsca pamięci, domu spotkań etc., „jest natomiast bardzo prawdopodobne, że dałaby się przekonać do urządzenia szkoły ludowej lub pomocy ludowej”, uważa Maislinger. I dodaje, że w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by umieścić tam instytucję socjalną. - Powinniśmy się tylko zastanowić, czy taka socjalna placówka nie zostanie wykorzystana do nadania budynkowi pozytywnego wizerunku - zastanawia się historyk. Ostatnie słowo należy teraz do ministerstwa spraw wewnętrznych. Socjalna placówka nota bene w rodzinnym domu Hitlera już była – jeszcze półtora roku temu mieściły się tam warsztaty dla niepełnosprawnych.
DW / Elżbieta Stasik
red. odp.: Małgorzata Matzke