1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Cudzoziemcy w NRD. Zapomniany rozdział historii Niemiec

1 maja 2020

Zbliżająca się 30. rocznica ponownego zjednoczenia Niemiec przypomina o różnicach panujących przed rokiem 1990 między społeczeństwami RFN i NRD. Jedną z najbardziej zauważalnych stanowili cudzoziemcy.

Wietnamscy praktykanci i studenci na pochodzie pierwszomajowym w Dreźnie (1971)
Wietnamscy praktykanci i studenci na pochodzie pierwszomajowym w Dreźnie (1971)Zdjęcie: imago

Ideologiczny fundament powstałej w roku 1949 Niemieckiej Republiki Demokratycznej jako państwa socjalistycznego najbardziej egzystencjalnie uzależnionego od ZSRR miał swe bezpośrednie odbicie w prowadzonej przez nią polityce na arenie międzynarodowej. Zgodnie z obowiązującą doktryną najbliższą współpracę NRD prowadziła z „bratnimi krajami” bloku wschodniego oraz socjalistycznymi i zaprzyjaźnionymi krajami tzw. „trzeciego świata” w Azji, Afryce i Ameryce Południowej. Niemal całkowita izolacja od Zachodu znajdowała wyraz w strukturze mieszkańców kraju. Nie licząc stacjonujących tam ok. 380 tys. żołnierzy radzieckich i 200 tys.członków ich rodzin, wśród niecałych 17 milionów mieszkańców w roku 1989 zaledwie 1,2 % stanowili cudzoziemcy z wymienionych krajów oraz tylko znikoma ilość z krajów zachodnich. W Republice Federalnej Niemiec obcokrajowcy z krajów niemal całego świata stanowili 7,7 % ogółu mieszkańców.

Wśród przybyłych do NRD pierwszych grup cudzoziemców znaleźli się uciekinierzy polityczni, przeważnie działacze komunistyczni niekiedy z rodzinami. Ich prawa pobytowe regulowało zapisane w konstytucji prawo do azylu. W jego ramach przyjęto m.in. 1200 dzieci i kilkuset działaczy komunistycznych, którzy opuścili Grecję po wojnie domowej, a w 1950 r. małą liczbę komunistów hiszpańskich, szukających tam schronienia przed reżimem generała Franco. Największą grupę azylantów stanowiło 1800 uchodźców z Chile, głównie funkcjonariuszy partyjnych i intelektualistów, którzy opuścili kraj po upadku rządu Salvadora Allende w roku 1973. Większość z nich wróciła do swych krajów jeszcze przed rokiem 1989. W ramach wymiany akademickiej już na początku lat pięćdziesiątych na studia do NRD przybyli pierwsi studenci z krajów bloku wschodniego, a w ramach pomocy dla zaprzyjaźnionych krajów socjalistycznych i rozwijających się także studenci z Afryki, Azji i Ameryki Południowej. Z tych ostatnich krajów kształcono w NRD także dziennikarzy, polityków komunalnych i oficerów. Według różnych danych w 1989 roku w Niemczech wschodnich przebywało między 178.329 a 192.000 cudzoziemców o różnym statusie pobytowym. Wśród nich prawo pobytu stałego posiadało 43.035 osób głównie z krajów bloku wschodniego najczęściej na podstawie związków małżeńskich z obywatelkami lub obywatelami NRD.

Socjalistyczni „gastarbajterzy”

Jedną z głównych przeszkód w szybszej intensyfikacji rozwoju gospodarczego

stanowił ogromny deficyt rąk do pracy. Występował on już od lat 60. niemal we wszystkich gałęziach przemysłu, w sektorze produkcyjnym oraz usługowym. Zmusiło to władze NRD do podjęcia kroków w celu sprowadzenia siły roboczej z krajów bloku wschodniego oraz zaprzyjaźnionych krajów w Azji, Afryce i Ameryce Południowej. W wyniku zmasowanej akcji naboru w ramach międzypaństwowych umów bilateralnych największą grupę obcokrajowców już począwszy od lat 60. ubiegłego wieku stanowili tam pracownicy kontraktowi (Vertragsarbeiter). W roku upadku muru berlińskiego było ich tam ok. 93 tys., w tym ok. 60 tys. obywatelek i obywateli Wietnamu. Dochodziło do tego niemal 30 tys. osób oficjalnie szkolących się zawodowo, a przy tym regularnie pracujących w przemyśle i usługach NRD. W 1989 roku po Wietnamczykach największe grupy narodowościowe przebywające tam w ramach umów o pracę stanowili Polacy (42.898), obywatele Mozambiku (15.243), Węgier (14.050), ZSRR (12.489)  i Kuby (11.478). Zatrudnieni byli oni przeważnie w silnych gospodarczo regionach jak m.in. Chemnitz/Chociebuż (24.281), Drezno (23.242), Berlin (18.971), Halle (18.434) i Lipsk (18.333). W latach siedemdziesiątych oraz osiemdziesiątych pracowało tam również po kilkanaście tysięcy obywatelek i obywateli Algerii oraz innych krajów. Prawo pobytu czasowego w roku 1989 posiadało też 13 tysięcy studentów z zagranicy, a 559 osób w ramach przepisów azylowych.

Zatrudnienie dla Polaków

Pierwszą umowę ws. zatrudnienia obcokrajowców (tzw. Pendlerabkommen) NRD zawarła już w 1963 r. z PRL, czyli zaledwie 18 lat po zakończeniu II wojny światowej. Dotyczyła ona pracowników z polskich regionów przygranicznych dojeżdżających do pracy w regionach przygranicznych NRD. W jej ramach rocznie ok. 4 – 5 tys.  przeważnie polskich kobiet miało „podnosić swe kwalifikacje zawodowe w ramach wykonywanej pracy”. Drugą grupę począwszy od końca lat sześćdziesiątych stanowili polscy pracownicy kontraktowi zatrudnieniu przez polskie firmy wykonujące wieloletnie niekiedy zlecenia budowlane i montażowe w NRD i mieszkający tam przez 2 – 3 lata. Trzecim rodzajem uzgodnień bilateralnych były umowy o oddelegowaniu pracowników w celu ich kształcenia zawodowego i czasowego zatrudnienia w firmach enerdowskich. Pierwszą z nich podpisano w 1967 r. z Węgrami, a począwszy od roku 1971 także z Polską, Algerią (1974), Kubą (1978), Mozambikiem (1979), Wietnamem (1980), Mongolią (1982), Angolą (1985) oraz Chinami i Koreą Północną (1986).

Gastarbajterzy z Mozambiku w państwowych zakładach tekstylnych Neugersdorf (1979)Zdjęcie: Imago/U. Hässler

Dobre zarobki, ale nie zawsze wypłacane

Bilateralne umowy między NRD a krajami delegującymi pracowników kontraktowych dokładnie określały ich warunki szkolenia zawodowego i zatrudnienia, jak też zarobki i warunki mieszkaniowe. Obowiązywały ich ten sam kodeks pracy, opieka socjalna i zdrowotna oraz tabela płac jak pracowników enerdowskich. Na rękę otrzymywali oni przeważnie połowę wynagrodzenia. Mogli je przeznaczyć na swe utrzymanie oraz zakupy różnych dóbr konsumpcyjnych, które mogli wysyłać lub zabierać do swych krajów. Drugą połowę zarobków mieli dostać po powrocie do kraju. W praktyce wyglądało to jednak różnie w zależności od kraju pochodzenia. Przykładowo paracujący w NRD obywatele Mozambiku po powrocie do kraju nie otrzymali należnych zarobków i do dziś walczą tam o swe pieniądze. Natomiast połowa zarobków polskich pracowników przekazywana była na ich konta w Polsce, gdzie wypłacano im ją w bonach dolarowych.

Mieszkający w Międzyzdrojach, urodzony w Poznaniu 81-letni Zenon Komorowicz w latach 1966 – 1968 pracował jako niewykwalifikowany jeszcze wtedy pomocnik budowlany w Wittenberdze przy rozbudowie zakładów azotowych VEB Stickstoffwerk Piesteritz.  – Dla mnie praca w NRD oznaczała przede wszystkim dużo większe zarobki niż za tę samą pracę w Polsce. Jako zwykły pomocnik murarza zarabiałem tam około 660 marek enerdowskich i to było dużo, bo w przeliczeniu  3 – 4 tysięcy złotych. A tyle zarabiało się wtedy w kierownictwie budowy. Za połowę pieniędzy mogłem opłacić kwaterę i obiady w stołówce oraz inne jedzenie i rzeczy. Dobry obiad w kantynie kosztował tylko jedną markę i można się było najeść do syta. A za bony dolarowe, które były dużo więcej warte niż marki enerdowskie i złotówki, mogłem kupować w Peweksie rzeczy, które były rzadko w normalnych polskich sklepach, albo towary z Zachodu. Dzięki temu zarobki były jeszcze większe. Poza tym kupowałem też w NRD i zawoziłem co parę miesięcy różne rzeczy dla żony i dzieci, które wtedy ciężko było dostać w Polsce, jak buty albo owoce cytrusowe” – wspomina.  

Zenon Komorowicz w latach 1966 -1968 pracował w NRDZdjęcie: Andrzej Stach

Znani w pracy, nieznani jako sąsiedzi

Na samym początku po przyjeździe pracowników kontraktowych obowiązywał kilkutygodniowy kurs języka niemieckiego, którego znajomość można było kontynuować w ramach rocznego kursu. Z tego drugiego korzystała jednak tylko część zatrudnionych także z tego powodu, że dzień powszedni spędzali oni głównie w swych kwaterach zbiorczych, gdzie byli tylko między sobą. Utrudniało to dodatkowo ich kontakty poza pracą i integrację w społeczeństwie. Nie było to zresztą przewidziane w rotacyjnych umowach bilateralnych obowiązujących każdorazowo tylko na dwa lub trzy lata, po których musieli wracać do swych krajów. Przy czym zarówno kraje pchodzenia jak i władze enerdowskie niechętnie patrzyły na kontakty wychodzące poza teren miejsca pracy. Surowe restrykcje istniały w przypadku zajścia w ciążę szczególnie wobec obywatelek Wietnamu, które miały do wyboru jej usunięcie lub powrót do ojczyzny. Do absolutnych wyjątków należały małżeństwa zawarte między obcokrajowcami w obywatelami NRD, podobnie jak oficjalne uzyskanie zezwolenia stałego pobytu i to zarówno ze strony krajów pochodzenia jak też władz enerdowskich.

Izolacja i nieufność

Skutkiem izolacji pracowników kontraktowych były rezerwa, nieufność i przypadki agresji werbalnej ze strony miejscowych społeczności. Do szerokiej skali epitetów pod ich adresem jak „brykiety”, asfalty” czy „fidżis” dochodziły przemilczane przez media i władze incydenty w formie agresji fizycznej. Miały one miejsce m.in. w czasie dyskotek i innych imprez zbiorowych, gdzie najczęściej mężczyźni o ciemnej karnacji i odmiennym wyglądzie zmuszani byli niekiedy do ich opuszczenia. Doprowadzało to czasem do utarczek i bójek. Konsekwencje związane z tego rodzaju incydentami ponosili głównie obcokrajowcy, którzy często w trybie pilnym musieli wrócić do swych krajów. Bez większych formalności wydalano też osoby rażąco nie wypełniające przewidzianych norm wydajności jak też za popełnione wykroczenia. Znacznie lepiej pod względem ogólnej sytuacji pobytowej wyglądała sytuacja pracowników kontraktowych z Węgier, Polski lub Czechosłowacji. Dotyczyło to m.in. łatwiejszych możliwości odwiedzin rodzin w swych krajach i zawożenia tam deficytowych produktów przemysłowych za okazaniem na granicy zaświadczenia o zatrudnieniu w NRD. O wiele rzadziej stawali się oni celem ataków werbalnych i innych przejawów wrogości.

– Z kierownictwem i niemieckimi kolegami nie było żadnych problemów. Może czasem dało się zauważyć, że niektórzy starsi Niemcy patrzą na nas trochę z dystansem, ale to przecież było tylko dwadzieścia lat od wojny – opowiada Zenon Komorowicz.  – Ale kiedy raz szliśmy ulicą, jakiś starszy Niemiec usłyszał, że mówimy po polsku, przerwał pracę i pozdrowił nas też po polsku. I cieszył się, że po raz pierwszy po wojnie mógł porozmawiać z Polakami – dodaje. Przez dwa lata pobytu na kontrakcie Zenon Komorowicz podobnie jak około tysiąca pracujących tam kolegów z Polski mieszkał w czterosobowym pokoju, w którym były łóżka, szafy na rzeczy osobiste oraz stół i krzesła. W kwaterach zbiorczych znajdowały się też kuchnie do dyspozycji mieszkańców, łazienki oraz sale telewizyjne. Mimo tych spartańskich warunków wszyscy byli zadowoleni, twierdzi Komorowicz. – W sali telewizyjnej można było oglądać tylko programy enerdowskie, ale kilku z naszych przestawiało anteny i odbieraliśmy telewizję zachodnią. Na drugi dzień jacyś ludzie przestawiali te anteny z powrotem, a potem znów nasi. I tak bez końca – wspomina z rozbawieniem. Po pracy niektórzy koledzy chodzili na ryby, inni czas spędzali w knajpach. On sam znalazł na składzie złomu niekompletny rower a potem brakujące części, naprawił go i jeździł nim do pracy oraz zwiedzał okolice. –Naprawdę było tam bardzo fajnie. I gdyby mnie jeszcze teraz chcieli, to pojechałbym tam od razu mimo mych 81 lat – śmieje się Zenon Komorowicz.

Polscy studenci jako pomocnicy kuchenni w restauracji ośrodka wypoczynkowego w Oybin (1975)Zdjęcie: Privat

Wakacyjne wyjazdy do pracy w NRD

Osobną grupę „gastarbajterów” w NRD, rzadko wymienianą w opracowaniach na ten temat, stanowiły osoby pracujące tam w ramach umów najczęściej krótkoterminowych, które podpisywane były indywidalnie między zakładem zatrudniającym a zainteresowanymi. Należeli do nich m.in. studenci z Polski dorabiający tam sobie w czasie wakacji. Uzupełniali oni braki rąk do pracy występujące głównie sezonowo jak rolnictwo, hotelarstwo czy gastronomia

Koniec NRD i nowy początek w zjednoczonych Niemczech

Masowe zamykanie zakładów pracy po upadku NRD, racjonalizacja procesów produkcji i związane z nią masowe zwolnienia w pierwszym rzędzie i w największym stopniu dotknęły pracowników cudzoziemskich. Niemal wszyscy pracownicy z bloku wschodniego ale także z krajów Afryki po roku 1989 szybko wrócili do swych krajów. Z premii za powrót w wysokości trzech tysięcy marek zachodnich skorzystała około połowa, tj. 34 tysiące Wietnamczyków. Inni postanowili zostać na terenie byłej NRD, szukać nowej pracy na własną rękę lub się usamodzielnić. Niektórzy zajęli się handlem, w tym niekiedy zabronioną sprzedażą papierosów i inych rzeczy nielegalnie sprowadzanych z zagranicy. Pewna część z nich w krótkim czasie przeniosła się do zachodnich dzielnicy Berlina ale też landów zachodnich.

Wietnamscy gastarbajterzy w dniu unii walutowej w kolejce w enerdowskim banku po zachodnioniemieckie marki (Berlin wschodni, 1.07.1990)Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Aktualnie we wschodnich landach żyje i pracuje kilkadziesiąt tysięcy byłych wietnamskich pracowników kontraktowych z byłej NRD oraz członków ich rodzin. Licząc także przybyłych do RFN w latach 70. I 80. jako uciekinierów politycznych z Wietnamu „Boats’ People”, w całych Niemczech ok. 120 tys. osób ma pochodzenie wietnamskie. W zgodnej opinii fachowców, ale i przeciętnych Niemców uchodzą oni za dobrze zintegrowanych, zdyscyplinowanych i pracowitych. Nie przysparzają żadnych większych problemów niż rodzimi mieszkańcy Niemiec. Większa część wietnamskich pracowników kontraktowych mieszkających do dziś na terenie byłej NRD prowadzi restauracje, małą gastronomię oraz handel tekstyliami i sklepy wielobranżowe. W porównaniu do innych grup obcokrajowców Wietnamczycy i osoby z wietnamskimi korzeniami w całych Niemczech stanowią bardzo mały odsetek wśród bezrobotnych i żyjących z pomocy socjalnej. Natomiast odsetek ich dzieci wśród osób kształcących się i po studiach jest wyższy nie tylko w porównaniu do ich rówieśników z rodzin o innym pochodzeniu niż niemieckie, ale także wywodzących się z rodzin niemieckich.

Jednak obecnie Wietnamczycy podobnie jak inne osoby o ciemniejszej karnacji skóry i obcym wyglądzie w landach wschodnich nieporównywalnie częściej niż w zachodnich spotykają się z przypadkami objawów rasizmu i ksenofobii. Zdaniem ekspertów oraz organizacji antyrasistowskich wynika to m.in. z braku doświadczeń obywateli byłej NRD w bezpośrednim obcowaniu z cudzoziemcami jako sąsiadami i współobywatelami. Jest też skutkiem ich braku wolności podróży do krajów poza obszarem byłego bloku wschodniego. Wpływać ma to również na ich preferencje wyborcze i sukcesy antycudzoziemskiej partii AfD.

Jak żyje się w byłej NRD?

04:08

This browser does not support the video element.

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej

Dowiedz się więcej

Pokaż więcej na temat