Czechy po wyborach: Powrót prawicy
10 października 2021Teraz biegiem zdarzeń pokieruje schorowany prezydent Milosz Zeman. To prezydent bowiem wyznaczy pierwszego kandydata na premiera, a jeśli nie zyska on zaufania parlamentu, to i drugiego. Dopiero za trzecim podejściem, gdyby i to drugie nie wyszło, pałeczkę przejmie przewodniczący parlamentu.
Także czeskim zwyczajem jest, że prezydent powierza misję sformowania nowego rządu przywódcy zwycięskiego ugrupowania. Tym razem najwięcej głosów wprawdzie zyskała koalicja trzech prawicowych partii Razem, ale ruch ANO dotychczasowego premiera będzie miał o jeden mandat więcej. Tak wyszło z wyborczej arytmetyki. Milosz Zeman jednak już przed wyborami sprecyzował, że wyborcze koalicje uważa za oszustwo na wyborcach i na premiera desygnuje lidera najsilniejszej partii lub najsilniejszego ruchu politycznego, czyli właśnie Andreja Babisza.
Pyrrusowe zwycięstwo
72 mandaty i najliczniejszy klub w nowym czeskim sejmie to niewątpliwy sukces dotychczasowego premiera. O tyle większy, że przez minioną kadencję musiał zmagać się zarówno z zarzutami o wyłudzenie unijnej dotacji dla centrum konferencyjno-wypoczynkowego „Bocianie gniazdo”, jak i oskarżeniami o konflikt interesów, jako że zdaniem Komisji Europejskiej nie przestał mieć wpływu na fundusze powiernicze, którym przekazał swój majątek.
W liczącej 200 miejsc izbie 72 mandaty to jednak za mało, żeby rządzić. W poprzedniej kadencji ANO miało ich więcej, bo 78. Też mało, ale do tego doszło 15 mandatów koalicjanta, partii socjaldemokratycznej CzSSD, oraz kolejnych 15 mandatów partii komunistycznej KSCzM, która wprawdzie nie weszła do rządu, ale w zamian za programowe ustępstwa wspierała mniejszościowy gabinet w kluczowych głosowaniach.
Apel do głowy państwa
Jednak ani socjaldemokratów, ani komunistów w nowym parlamencie już nie będzie. Nie przekroczyli pięcioprocentowego progu wyborczego. Będzie wprawdzie antyeuropejska, ksenofobiczna partia SPD Tomia Okamury, ale jej 20 mandatów to wciąż za mało.
Tymczasem po drugiej stronie sali sejmowej zasiądą dwie koalicje, które wspólnie dysponują 108 mandatami, czyli wygodną, choć jeszcze nie konstytucyjną większość. Pierwszą – Razem (po czesku: Spolu) – tworzą Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS), chadecka unia KDU-CzSL oraz liberalno-konserwatywna partia TOP 09. Drugą – PirSTAN – zawiązali liberalna Czeska Partia Piracka i centroprawicowy ruch Burmistrzowie i Niezależni (STAN). Ich przywódcy spotkali się w sobotę wieczorem i napisali memorandum do prezydenta, w którym informują Milosza Zemana o woli utworzenia wspólnie większościowego rządu oraz wzywają go, by powierzył misję prowadzenia rozmów o nowym gabinecie przewodniczącemu ODS Petrowi Fiali.
Sam Fiala zapewnił zaś, że o przyszłym rządzie obie koalicje będą rozmawiać tylko wspólnie i że nie rozpoczną żadnych rozmów w tej sprawie z innymi podmiotami politycznymi. Była to jasna odpowiedź dana premierowi Babiszowi, który krótko przedtem poinformował na konferencji prasowej, że w razie gdyby prezydent zlecił mu prowadzenie negocjacji o nowym gabinecie, zaproponuje rozmowy na ten temat koalicji Razem.
Schorowany prezydent
W przeszłości prezydent Zeman domagał się od ugrupowań, które zamierzały tworzyć rząd, przedłożenia z góry listy nazwisk 101 posłów, którzy udzielą zaufania nowemu gabinetowi. W 2013 roku zażądał nawet od trzech prawicowych partii, by te nazwiska były potwierdzone przez notariusza. Choć je dostał i tak zlecił komu innemu misję utworzenia gabinetu, który potem nie zyskał zaufania parlamentu, ale rządził aż do wyłonienia nowego rządu po przedterminowych wyborach. Czy i tym razem będzie podobnie, tego nie wiadomo, ale ponieważ prezydent nie jest wiązany żadnym terminem mianowania kolejnego kandydata na premiera, Babisz może rządzić jeszcze bardzo długo; być może nawet do kolejnych wyborów prezydenckich za dwa lata.
Sprawę dodatkowo komplikuje choroba 77-letniego Milosza Zemana, o której niewiele wiadomo. Od kwietnia porusza się niemal wyłącznie na wózku inwalidzkim. W połowie września spędził osiem dni w szpitalu, na rzekomo rutynowej kontroli.
Od jakiegoś czasu wprawdzie pojawiają się pomysły usunięcia z urzędu prezydenta jako niezdolnego do wykonywania ciążących na nim obowiązków, ale jak dotąd żaden nie został wcielony w życie. W sobotę (09.10.2021) przewodniczący Senatu Milosz Vystrczil oznajmił, że w chwili obecnej odwoływanie głowy państwa jest nieaktualne, ponieważ społeczeństwo jest informowane o jego stanie zdrowia, choć niektórym może się wydawać, że niedostatecznie.
Koniec komunizmu
Niezależnie jednak od tego, jaki rząd powstanie w Czechach i kiedy do tego dojdzie, te wybory już zapisały się w czeskiej historii. Po raz pierwszy bowiem od aksamitnej rewolucji w czeskim sejmie nie zasiądą komuniści.
Komunistyczna Partia Czech i Moraw (KSCzM) powstała w 1990 roku z Komunistycznej Partii Czechosłowacji poprzez wydzielenie jej czeskiej części. W pierwszych wolnych wyborach w 1990 roku zagłosowało na nią 13 procent czeskich wyborców, w kolejnych dwa lata później 14 procent, zyskując 35 mandatów w dwustuosobowej Czeskiej Radzie Narodowej, która po rozpadzie Czechosłowacji przekształciła się w Izbę Poselską Parlamentu Republiki Czeskiej. W 2002 roku komuniści uzyskali nawet 18,5 procent głosów i zdobyli aż 41 mandatów.
Przez niemal cały ten czas ich obecność w czeskim sejmie komplikowała tworzenie większości rządowej, gdyż wszystkie demokratyczne partie odcinały się od możliwości współrządzenia z nimi. Cztery lata temu nie zdecydował się na to także Andrej Babisz, ale zaakceptował ich wsparcie dla swojego mniejszościowego gabinetu, bez którego nie mógłby przetrwać.
Czescy komuniści, którzy jako jedyni w państwach dawnego bloku komunistycznego nie transformowali się w partię socjaldemokratyczną, sami skazali się na taki los. Kontynuując linię partii, która panowała w Czechosłowacji od puczu w lutym 1948 roku do Jesieni Ludów 1989 roku, nie byli w stanie przyciągnąć do siebie młodych wyborców. Zaszkodziło jej również poparcie dla rządu oligarchy Babisza. A także zwlekanie szefa partii Vojtiecha Filipa z przekazaniem pałeczki młodszym. Odejście zapowiadał od dawna, ale odszedł dopiero po przegranych wyborach.
Porażka lewicy
Z kolei za otwarte współrządzenie z Babiszem przez długich osiem lat przyszło zapłacić partii socjaldemokratycznej CzSSD, która także nie dostała się do nowo wybranego czeskiego sejmu. „Polityka jest okrutna, wyborcy nie potrafili zrozumieć socjaldemokracji” – skwitował wyborczą porażkę hetman (marszałek) województwa pardubickiego Martin Natolický, zdaniem którego partia potrzebuje „restartu”. Szef socjaldemokracji Jan Hamáczek już zapowiedział swoją dymisję. Wraz z nim ma ustąpić całe kierownictwo CzSSD.
Już cztery lata temu socjaldemokraci dostali od wyborców żółtą kartkę. Wtedy zagłosowało na nich nieco ponad siedem procent wyborców, niemal trzy razy mniej niż w 2013 roku, gdy uzyskali prawie 20,5 procent i wygrali wybory, po których utworzyli koalicję z Babiszem i chadekami. Ostrzeżenie jednak zignorowali i ponownie weszli do tej samej rzeki, czyli w koalicję z Babiszem. Ale tym razem jako słabsi partnerzy, a rząd wspierali komuniści. I dlatego wraz z nimi musieli pożegnać się z parlamentem.
Czas pokaże, czy będą w stanie otrząsnąć się z szoku i powrócić z pozaparlamentarnego niebytu tak, jak przed dwoma laty to się udało polskiej lewicy.