090209 Euro Finanzkrise Anleihen
9 lutego 2009Gdzie by nie spojrzeć - wszędzie pojawia się ten sam obraz: wyniki gospodarcze są coraz mizerniejsze, a wydatki i zadłużenie państw rosną - chociażby już tylko ze względu na pakiety wsparcia koniunktury, jakie naprędce przygotował cały szereg państw.
Dla wszystkich istotne jest w takiej sytuacji, na jakich warunkach państwa mogą pożyczyć pieniądze. Na obligacje państwowe wydawane dla pozyskania nowego kapitału narzucany jest częstokroć dodatek z tytułu zwiększonego ryzyka, co ma określone skutki - jak zaznacza naczelny ekonomista z działu spraw międzynarodowych Deutsche Bank, Stefan Schneider:
-„Oznacza to, że kraje takie jak Włochy, Grecja czy Hiszpania muszą płacić dużo wyższe odsetki za pożyczane pieniądze niż na przykład Niemcy, które w Eurostrefie uważane są za benchmark, czyli są wskaźnikiem w zakresie rozwoju gospodarczego, a które płacą najniższe odsetki. Stopa oprocentowania we Włoszech czy w Hiszpanii jest o 1,5 punkta procentowego wyższa, niż odsetki płacone na obligacje niemieckiego rządu ".
Kara za niegospodarność
Z owych półtora procent szybko robią się zawrotne sumy, bo operuje się jakby nie było zadłużeniem całego państwa. I te dodatkowe obciążenia przychodzą jak najbardziej nie w porę. We Włoszech - dla przykładu - cały dochód gospodarczy jednego roku nie wystarczyłby do obsługi zadłużenia, czyli nie dziwi nikogo, że włoski minister finansów Giulio Tremonti szuka możliwości pożyczenia pieniędzy na niższy procent. Na Forum Gospodarczym w Davos apelował on do wspólnego katalogu wartości Unii.
-" Żyjemy na jednym kontynencie, mamy wspólny rynek i wspólną walutę. Teraz powinniśmy mieć wspólne obligacje."- postulował.
Pomysł ten nie znajduje jednak poklasku niemieckiego ministra finansów, Peera Steinbruecka. Jeżeli bowiem Niemcy przyłączyłyby się do takiego modelu wspólnych obligacji, musiałyby płacić wyższe odsetki niż robią to teraz. Wedle szacunków ministerstwa finansów sumowałoby się to do dodatkowych 3 miliardów rocznie. A tego Niemcy nie chcą - zaznaczył minister Steinbrueck. Taka propozycja jest dla niego "nie do przyjęcia".
Także główny ekonomista Deutsche Bank jest przeciwny takiemu rozwiązaniu. Byłby to, bowiem bonus dla krajów, które słabo gospodarują kosztem państw, które starały się w ostatnich latach uporządkować swoje finanse.
-"Niektóre kraje nie wykorzystały koniunkturalnej hossy, którą przeżywaliśmy do ubiegłego roku dla konsolidacji budżetu. Naturalną konsekwencją jest to, że kraje te karane są przez sytuację panującą na rynku."- zaznacza Stefan Schneider.
Rozdarcie Eurostrefy
Wszyscy pogodzili się już z tym, że wiele krajów nie będzie w stanie w bieżącym roku w obliczu kryzysu finansowego spełnić surowych kryteriów deficytu budżetowego określanych przez pakt stabilizacji i rozwoju z Maastricht. Nie wiadomo tylko jeszcze, czy kryzysowa sytuacja zagrozi samej walucie euro. Prezes Europejskiego Banku Centralnego, Jean-Claude Trichet nie obawia się tego :
-" Nie sadzę, aby euro i stabilizacja w Eurostrefie były zagrożone. Grozi natomiast utrata zaufania rynków do polityki finansowej niektórych krajów. Powinny one wykorzystać wszelkie możliwości manewru i to nie tylko po to, by zaoszczędzić kilka groszy na odsetkach przy obsłudze zadłużenia. Wszelkie działania powinny mieć na celu odzyskanie zaufania obywateli i rynków, w rozsądek i celowość polityki finansowej uprawianej przez rząd. To jest najważniejsza kwestia w obecnej sytuacji."- powiedział Jean-Claude Trichet.
Napięcia panujące obecnie w Eurostrefie są oczywiście wodą na młyny eurosceptyków. Teraz mści się to, że do Euro-klubu przyjęto tak wielu członków, którzy w ogóle nie powinni się tam znaleźć - twierdzą. Taki argument nie przekonuje jednak ekonomisty Deutsche Bank, który pyta:
-"Co stałoby się, gdyby na przykład Włochy nie znalazły się w Eurostrefie? Mielibyśmy poważne turbulencje walutowe, do jakich dochodziło w przeszłości w momentach osłabienia gospodarczego. Niemiecki eksport notowałby jeszcze silniejszy spadek, ponieważ ważni partnerzy jak właśnie Włochy musieliby dokonać dewaluacji swojej waluty. Oczywiście, że teraz ręce zacierają eurosceptycy, lecz obecnie mamy do czynienia z zupełnie wyjątkową sytuacją koniunkturalną a za dwa lata wszystko będzie wyglądać zupełnie inaczej."