Czy Niemcy dojrzeli do wicekanclerza o azjatyckim wyglądzie?
8 lutego 2013Philipp Rösler, rocznik 1973, urodzony podczas wojny w Wietnamie w Khánh Hòa, adoptowany w wieku 9 miesięcy i wychowany w Niemczech. Od niemal dwóch lat jest wicekanclerzem RFN. Jeżeli cokolwiek mu zarzucano, to stan jego partii, postponowanej przez opozycję i ignorowanej przez wyborców. Kiedy rozpoczynał karierę polityczną, zaskoczeniem był jego wiek – w 2009 mając 36 lat piastował funkcję ministra gospodarki Dolnej Saksonii i był najmłodszym szefem tego resortu w historii Niemiec. Jego cudzoziemskie pochodzenie nigdy nie było tematem dyskusji, przynajmniej nie oficjalnie.
Akurat partyjny kolega Röslera, szef FDP w Hesji Jörg-Uwe Hahn w wywiadzie udzielonym „Frankfurter Neue Presse” postawił pytanie: „Jeżeli chodzi o Philippa Röslera, to chętnie bym wiedział, czy nasze społeczeństwo dojrzało już na tyle, by jeszcze dłużej akceptować wicekanclerza o azjatyckim wyglądzie?”.
Rasizm, przejęzyczenie, czy polityczna głupota?
Wypowiedź wywołała burzę. Krytycy zarzucili heskiemu politykowi szerzenie rasizmu. Sprawa jest tym bardziej kontrowersyjna, że Hahn oprócz funkcji szefa FDP i wicepremiera Hesji jest też ministrem ds. integracji.
Zagadką stało się przede wszystkim pytanie, dlaczego Hahn w ogóle wypowiedział się na temat azjatyckiego wyglądu Röslera? Czyżby rzeczywiście, jak twierdzi, chciał wywołać dyskusję na temat ukrytego rasizmu w Niemczech? Czy wobec perspektywy jesiennych wyborów powszechnych był to celowy manewr polityczny? Czy po prostu niefortunnie wypowiedziane zdanie? Partie opozycyjne atakują Hahna zarzucając mu otwarty rasizm. Posłanka Partii Lewicy Janine Wissler stwierdziła wręcz, że „Hahn sięgnął na samo dno politycznej walki wyborczej”.
Sam Jörg-Uwe Hahn w oświadczeniu opublikowanym w toku dyskusji stwierdził, że jego wypowiedź w żadnym wypadku nie była atakiem na Röslera. Nie ma żadnych wątpliwości co do kompetencji Röslera jako wicekanclerza i szefa partii. Chciał jednak zwrócić uwagę, że w społeczeństwie istnieje „szeroko rozpowszechniony, często podświadomy rasizm”. Jest to społecznym problemem, którego nie wolno przemilczać, tylko żeby go zwalczać, trzeba mówić o nim mówić głośno. Tyle Jörg-Uwe Hahn, znany z ciętego języka i z tego, że jest w FDP „facetem od łamania tabu i przekraczania granic”.
Ten Chińczyk musi zniknąć
Awantura w łonie partii trwała krótko i szybko minęła. Sam Philipp Rösler stanął po stronie Hahna stwierdzając ostentacyjnie, że „nie rozumiem tego poruszenia”. Jego heski kolega jest wolny od wszelkich podejrzeń i jest jasne, że w jego wypowiedzi nie było cienia rasizmu, podkreślał.
Jednocześnie jednak liberałowie wskazują, że ukryty rasizm rzeczywiście jest problemem. – Kiedy jesteśmy w mieście ze stoiskami naszej partii słyszę: bym na was głosował, ale najpier musicie pozbyć się tego Chińczyka – opowiada szef Młodych Liberałów Lasse Becker. Mimo to nadal kontrowersje budzi pytanie, czy wypowiedź Hahna rzeczywiście jest powodem, by wszcząć szeroko zakrojoną dyskusję na temat rasizmu w Niemczech.
Kanclerz Angela Merkel uważa, że nie ma ku temu powodu. Przez swojego wicerzecznika przekazała przesłanie, że sama nigdy nie stawiała sobie pytania, czy wicekanclerz o azjatyckich rysach twarzy jest akceptowany przez społeczeństwo.
Powodów do dyskusji nie widzi też badacz rasizmu i migracji Mark Terkessidis. Jedyne, co go dziwi, to dlaczego akurat teraz i w takiej formie miałaby toczyć się dyskusja na temat rasizmu? – Republika Federalna jest na tyle dojrzała, żeby zaakceptować homoseksualnego ministra spraw zagranicznych, ale nie wicekanclerza? O co tu chodzi? – pyta Terkessidis.
W zupełnie innym tonie wypowiada się natomiast Gmina Turecka w Niemczech. Jej szef Kenan Kolat uważa, że ukryty rasizm od dawna jest w Niemczech przemilczany. – Musimy o tym mówić – postuluje i podkreśla, że na wiodących stanowiskach w Niemczech migrantów można policzyć na palcach jednej ręki.
Piłka nożna jest wyjątkiem
W polityce migranci są rzeczywiście wyjątkami. Podczas meczu niemieckiej reprezentacji z Francją trener Jogi Löw miał w drużynie pięciu piłkarzy tzw. cudzoziemskiego pochodzenia. W Bundestagu są to wyjątki. Liczba posłów z migranckim pochodzeniem podwoiła się co prawda od 2009 roku, ciągle jednak w całym parlamencie stanowią oni zaledwie trzy procent posłów. W całych Niemczech migranci stanowią 20 procent społeczeństwa.
Także ci nieliczni posłowie Bundestagu mają do czynienia z rasizmem. Poseł Zielonych Omid Nouripour, wychowany w Iranie, od 13 roku życia w Niemczech, usłyszał już w metrze: „Takich jak ty kiedyś by się zagazowało“. Nouripour jest ekspertem ds. obrony, żyje we Frankfurcie nad Menem. Regularnie otrzymuje maile z rasistowskimi atakami. Traktuje je na luzie. – Najlepszą odpowiedzią jest moja praca – stwierdza. Nouripour opowiada się za dyskusją wokół rasizmu, ale bez wylewania dziecka z kąpielą. – Nie możemy powiedzieć: żyjemy w rasistowskim społeczeństwie, bo tak nie jest – konstatuje.
dpa / Elżbieta Stasik
red. odp.: Małgorzata Matzke