1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Debata kandydatów. Kto zastąpi Junckera?

30 kwietnia 2019

Wszyscy kandydaci na szefa Komisji Europejskiej, którzy debatowali w Maastricht, chcą tylu samo kobiet i mężczyzn w „rządzie” UE. Tyle, że inny – i to bardzo poważny - kandydat przemawiał nie w Maastricht, lecz w Leuven.

Manfred Weber - kandydat Europejskiej Partii Ludowej
Manfred Weber - kandydat Europejskiej Partii Ludowej Zdjęcie: Getty Images/AFP/L. Gouliamaki

Wśród obecnych komisarzy UE jest dziewięć kobiet i 19 mężczyzn - łącznie z jej przewodniczącym Jeanem-Claude’m Junckerem. To i tak efekt upartych nacisków Junckera na kraje członkowskie, które w 2014 r. bardzo niechętnie wysuwały kandydatki do Brukseli. W poniedziałkowej debacie na uniwersytecie w Maastricht (współorganizowanej przez „Politico”) uczestniczyło pięcioro pretendentów do zastąpienia Junckera w tym roku. Wszyscy zadeklarowali poparcie dla pełnej równowagi płci w nowej Komisji Europejskiej oraz przychylność dla pomysłu, by każdy kraj Unii przedkładał nie jedną, lecz dwie kandydatury (kobietę i mężczyznę).

Jak to wymusić na rządach państw Unii? - Parlament Europejski mógłby odmówić wysłuchań przyszłych komisarzy, gdyby kraje odmówiłby zgłaszania po dwojgu kandydatów do wyboru - przekonywał Guy Verhofstadt. Z kolei Frans Timmermans przekonywał, że od systemu odgórnego parytetu płci skuteczniejsza byłaby determinacja szefa Komisji Europejskiej, by mobilizować kraje Unii do przedkładania kandydatur kobiet poprzez oferowanie im lepszych tek. Tę taktykę „zaproponujecie kobietę, a porozmawiamy o lepszej działce w Komisji Europejskiej” częściowo stosował już także Juncker.

Nieobecny Weber

Na debacie w Maastricht stawił się Holender Frans Timmermans (wiceszef obecnej Komisji i z ramienia centrolewicy kandydat na następcę Junckera), Belg Guy Verhofstadt (jest w grupie wiodących kandydatów liberałów), Czech Jan Zahradil (z ramienia konserwatystów, a zatem i PiS), Holender Bas Eickhout (współkandydat Zielonych wspólnie z Niemką Ską Keller) oraz Słowenka Violeta Tomić ze skrajnej lewicy. Udziału odmówił bawarski chadek Manfred Weber, czyli kandydat najsilniejszej, centroprawicowej międzynarodówki w UE (m.in. CDU, CSU, PO). Tłumaczył, że musi być w tym czasie na 80. urodzinach byłego niemieckiego ministra finansów Theo Waigela (nazywanego „ojcem euro”). A z kolei organizatorzy z Maastricht (pierwszej z zaledwie paru dyskusji głównych kandydatów w tej kampanii) wypominali Weberowi, że jej termin znał od 2018 r.

Timmermans o Polsce i płacy minimalnej

Gwiazdami dyskusji, której celem było skupienie się na tematach ważnych dla młodych wyborców, byli Timmermans (wygrał wczoraj głosowanie internetowe) oraz Verhofstadt. Timmermans powtórzył postulat obowiązkowej płacy minimalnej na poziomie mniej więcej 60 proc. płacowej mediany w poszczególnych krajach UE. Podkreślał, że obecne zarobki w Europie środkowej są za niskie. Za wspólnym minimum ochrony socjalnej opowiedział się też Verhofstadt. – Frans, i mówię to jako liberał! – zwracał się do Timmermansa. Ten odparł, że to postulat na pewno nieskonsultowany z premierem Holandii Markiem Rutte. Ten należy do międzynarodówki Verhofstadta, ale do jej mniej prosocjalnego skrzydła.

Timmermans odżegnywał się od wizji Unii jako wyłącznie Europy kryzysów. – Po całej fali wrogości, która spadała na mnie z powodu  działań Komisji Europejskiej wobec Polski [w kwestii praworządności], okazuje się, że poparcie Polaków dla UE jeszcze bardziej wzrosło – powiedział Timmermans. Apelował o większą solidarność finansową w Unii (w tym euroobligacje), pijąc do polityki Niemiec niedostatecznie skorych do dzielenia się zamożnością, co przeszkadza w hamowaniu partii skrajnych. Verhofstadt wtórował mu w apelach o zacieśnienie współpracy UE w polityce migracyjnej, by odebrać paliwo prawicowym populistom.

Guy VerhofstadtZdjęcie: FREDERICK FLORIN/AFP/Getty Images

Tomić wzywała do wyrwania Unii z neoliberalnej pułapki. A apele Eickhouta o ambitniejszą walkę Europy ze zmianą klimatu cieszyły się tak dużym poparciem prawie całej reszty kandydatów, że Timmermans zaczął namawiać, by wyborcy zatroskani o środowisko wybierali między różnymi ugrupowaniami. - Zieloni nie mają wyłączności na zielone postulaty – przekonywał Timmermans.

Tylko Zahradil ostrzegał w Maastricht, by nie przesadzać z tempem redukcji emisji CO2 (na zarzut, że jest dinozaurem, odparł, że lubi „Park Jurajski”), nie zajmować się polityką socjalną na poziomie unijnym, nie harmonizować podatków nawet wobec międzynarodowych korporacji cyfrowych, a także zezwalać na wielościeżkową integrację w UE, by kraje mogły rezygnować z niektórych wspólnych projektów. – Nie chcę Stanów Zjednoczonych Europy – zastrzegał.

A może Barnier?

Główną słabością debaty w Maastricht była nie tyle nieobecność Webera, co ciemne chmury wiszące w Unii nad samym pomysłem, by głosowanie do europarlamentu politycznie powiązać ze wskazywaniem kandydata na szefa Komisji Europejskiej. Zastosowano to po raz pierwszy w 2014 r. i to z powodzeniem – kandydatem centroprawicy (m.in. CDU, CSU, PO) był Juncker, ta stworzyła największą frakcję, a on został szefem Komisji. Tyle, że to system niewynikający wprost z unijnych traktatów. Te nakazują, by szef Komisji Europejskiej był zatwierdzony i przez europarlament, i przez Radę Europejską, czyli przywódców krajów Unii.

W tym roku spora część Rady Europejskiej ma ochotę odebrać inicjatywę europosłom, czyli zignorować kandydaturę Webera pomimo przewidywanej wygranej centroprawicy, której sondaże dają 24 proc. mandatów. W zamian przywódcy krajów Unii zaproponowaliby swojego człowieka i dopiero potem szukali dla niego poparcia ze strony wymaganej ponad połowy europarlamentu. W brukselskich spekulacjach wymienia się parę nazwisk, ale Francuzi już prawie otwarcie przyznają, że dobrym następcą Junckera mógłby być Michel Barnier, obecny negocjator UE ds. brexitu.  Gdy w poniedziałek trwała debata w Maastricht, Barnier wygłaszał przemówienie o przyszłości UE na uniwersytecie w Leuven.

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej