W czasach zimnej wojny służby USA całkowicie kontrolowały łączność radiową na terenie państw Układu Warszawskiego. Władze RFN dowiedziały się o inwigilacji przypadkiem, pod koniec lat 80. – pisze „Der Spiegel”.
Reklama
Ówczesny minister spraw zagranicznych RFN Hans-Dietrich Genscher był pierwszym zachodnioniemieckim politykiem, który w 1988 roku dowiedział się o praktykach stosowanych przez wywiad USA – wynika z dokumentów pochodzących z politycznego archiwum niemieckigo MSZ. Dotychczas niedostepne dokumenty opublikował Instytut Historii Współczenej z Monachium.
Siemens wietrzy dobry interes, USA protestują
Zachodnioniemiecki koncern Siemens zamierzał sprzedać poczcie NRD system przesyłania danych, licząc na kolejne lukratywne zamówienia ze strony wschodnioniemieckich władz.
Biznesowe plany Siemensa zostały oprotestowane przez władze USA. Amerykanie argumentowali, że sprzedaż sieci umożliwi NRD dostęp do zachodnich komputerów z bazami danych. Niemiecki wywiad zagraniczny Bundesnachrichtendienst uświadomił Genscherowi, że po wprowadzeniu w NRD nowoczesnej techniki zachodnioniemieckiej inwigilacja wschodnioeuropejskiej łączności nie będzie już możliwa.
Z dokumentów wynika, że zarówno kanclerz Helmut Kohl, jak i Genscher naciskali na realizację kontraktu z NRD, który w końcu nie doszedł jednak do skutku.
Dopiero po upadku berlińskiego muru w 1989 roku i zjednoczeniu Niemiec zachodnioniemieckie systemu łączności zostały wprowadzone we wschodniej części kraju.
Szpieg KGB na Diabelskiej Górze
Najważniejsza amerykańska stacja radarowa przeznaczona do podsłuchiwania łączności radiowej w NRD, Polsce i innych krajach bloku wschodniego znajdowała się na Diabelskiej Górze (Teufelsberg) w Berlinie Zachodnim. Amerykanie i Brytyjczycy opuścili „Field Station” dopiero w 1992 roku.
Dzięki szpiegowi w stacji na Diabelskiej Górze, który pracował zarówno dla KGB, jak i dla Stasi, władze w Berlinie Wschodnim były od połowy lat 80. dobrze poinformowane o działaniach amerykańskiego wywiadu. Amerykański żołnierz James Hall przez kilka lat dostarczał służbom sowieckim i wschodnioniemieckim tajne dokumenty i materiały z nasłuchu.
Szpieg, który przeszedł na wrogą stronę z chęci zysku, wpadł dopiero po powrocie do USA w 1987 roku. Wyszedł na wolność w 2014 roku, po odsiedzeniu 23 lat w więzieniu.
Szpiegowskie centrum na Diabelskiej Górze
Amerykanie szpiegują w Berlinie? Właściwie nic nowego. W latach zimnej amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) podsłuchiwała z Berlina cały Blok Wschodni. Ślady można oglądać do dzisiaj.
Zdjęcie: DW/A. Brändlin
Ucho na wschód
Wiadomość o podsłuchiwaniu przez NSA rozmów telefonicznych Angeli Merkel wstrząsnęła Niemcami i całą UE, bo nie tylko kanclerz znalazła się na liście inwigilowanych polityków. Raz już Amerykanie szpiegowali z Berlina, z przyzwoleniem rządu RFN. Z bazy szpiegowskiej na Diabelskiej Górze (Teufelsberg). „Ucho” skierowane było na wschód, w kierunku NRD, Polski, Rosji, Czech…
Zdjęcie: DW/A. Brändlin
Idealne miejsce na podsłuch
Teufelsberg w Zachodnim Berlinie był znakomitym punktem widokowym i obserwacyjnym. Góra wysokości 120 metrów powstała z blisko 25 mln ton gruzów zwiezionych po wojnie z miasta. Widać z niej było niemal cały podzielony Berlin. Pod gruzami leży zaczęta przez nazistów i nigdy nie dokończona akademia wojskowo-techniczna.
Zdjęcie: DW/A. Brändlin
Baza szpiegowska na gruzach wojennych
25 mln ton gruzu pochodziło z około 15 tys. zniszczonych w czasie wojny budynków Berlina. Po usypaniu góry władze miasta zazieleniły ją i zamieniły w berliński ośrodek sportów zimowych. Niewiele później Teufelsberg odkryli Amerykanie stwierdzając, że jest to idealne miejsce do śledzenia lotów do Niemiec Zachodnich i podsłuchu radiowego i telefonicznego.
Zdjęcie: DW/A. Brändlin
Projekt „The Hill“
Część Teufelsbergu została zamieniona w bazę wojskową. W październiku 1964 rozpoczęła się budowa wielkiego centrum podsłuchowego. Amerykańscy żołnierze mówili na ten projekt krótko „The Hill” (Wzgórze). Postawiono kilka dobrze osłoniętych budynków i pięć urządzeń radarowych. Nad projektem pracowało 24 godziny na dobę szacunkowo tysiąc osób.
Zdjęcie: DW/A. Brändlin
Co dwa podsłuchy, to nie jeden
Centrum podsłuchowe w Berlinie należało do systemu szpiegowskiego „Echolon”. Obejmował cały świat i służył szpiegowaniu ZSRR i jego sojuszników. Centrum na Teufelsbergu znajdowało się w brytyjskiej strefie okupacyjnej, jednak Brytyjczycy i Amerykanie mimo, że byli aliantami, nie ufali sobie. Teren został więc podzielony, Brytyjczycy zbudowali swoje centrum i tak wróg podsłuchiwany był podwójnie.
Zdjęcie: DW/A. Brändlin
Podsłuch w NRD, Polsce, Czechosłowacji, ZSRR
Zasięg podsłuchu wynosił do 700 km, co pozwalało na obserwację całego Bloku Wschodniego – od Komitetu Centralnego SED, po sowieckie obiekty wojskowe. Podsłuchiwane i drobiazgowo spisywane były wszystkie rozmowy, bez względu na to, czy toczyły się po niemiecku, po polsku, czesku, rosyjsku czy węgiersku. Po trzystopniowej analizie materiału, dalej przekazywane były tylko informacje uznane za ważne.
Zdjęcie: DW/A. Brändlin
Ruiny na ruinach
Po upadku berlińskiego muru i opuszczeniu Berlina przez aliantów, centrum podsłuchowe opustoszało. W 1992 Amerykanie spakowali urządzenia radarowe i zostawili tylko puste ściany. Krótko Teufelsberg był jeszcze wykorzystywany do zabezpieczenia cywilnych lotów, po czym cały teren został sprzedany prywatnemu inwestorowi. Planowana przez niego budowa hoteli i prywatnych apartamentów spełzła na niczym.
Zdjęcie: DW/A. Brändlin
Wejście na własną odpowiedzialność
Dzisiaj większość okien jest wybita, komputery są zniszczone, w pomieszczeniach zalega gruz i śmieci. Co się nadawało na sprzedaż, przede wszystkim rury, zostało wymontowane i wyniesione. Powoli sypią się też schody i ściany. Kto koniecznie chce zwiedzić dawne centrum podsłuchowe, robi to z narażeniem zdrowia a nawet życia, wyłącznie na własną odpowiedzialność.
Zdjęcie: DW/A. Brändlin
Punkt widokowy Teufelsberg
Diabelską Górą, na której jeszcze dwadzieścia kilka lat temu królowała NSA, dziś zawładnęli Berlińczycy i turyści. Od 2011 r. teren jest dostępny dla każdego. Od czasu do czasu odbywają się tam festiwale muzyczne, bardzo często party a przede wszystkim upodobali go sobie grafficiarze. Świadectwo dawnych, zimnowojennych czasów z najświeższą aferą podsłuchową NSA nie ma nic wspólnego.