1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Der Tagesspiegel”: NATO ma poważne problemy

Elżbieta Stasik
23 października 2017

NATO widzi gigantyczne problemy w swoich strukturach przywódczych i logistyce. Biurokracja może postawić pod znakiem zapytania nawet jego możliwości obronne - pisze „Der Tagesspiegel”.

Polen | US-NATO-Truppen auf dem Weg ins polnische Orzysz
Amerykańscy żołnierze w drodze do Orzysza, gdzie w ramach Grupy Bojowej NATO strzegą północno-wschodniej Polski, marzec 2017Zdjęcie: REUTERS/K. Pempel

Gdyby sprawa nie była tak poważna, mogłaby to być anegdota potwierdzająca, że „największym wrogiem wojska jest często biurokracja” – pisze w swoim poniedziałkowym wydaniu (23.10.2017) berliński „Der Tagesspiegel” w artykule „Słabości obrony”. Tą bez mała anegdotyczną przygodą był przelot dowódcy sił lądowych USA w Europie Bena Hodgesa z Bułgarii na manewry w Rumunii. Prawie na nie nie zdążył, bo jego śmigłowiec miał jeszcze lądować w rumuńskiej bazie – do kontroli celnej. W ostatniej chwili sprawa się wyjaśniła, ale temat jest, i to poważny: problemy przy przemieszczaniu wojsk NATO z jednego kraju Sojuszu do drugiego mogą wręcz „podważyć jego zdolności obronne” – pisze „Der Tagesspiegel” w oparciu o artykuł w tygodniku „Der Spiegel”.

„Wojskowa strefa Schengen”

Według cytowanego przez „Spiegla” tajnego raportu NATO „zdolność Sojuszu do szybkiego, logistycznego wsparcia na jego znacznie rozszerzonym terytorium, od końca zimnej wojny coraz bardziej zanika”. Nie ma nawet wystarczającej liczby wagonów kolejowych do transportu czołgów. Niejasne są też zasady przekraczania granic przez wojsko. Dlatego Hodges domaga się utworzenia w łonie NATO „wojskowej strefy Schengen”, która umożliwiałaby szybkie przemieszczanie wojska i sprzętu z jednego kraju członkowskiego do drugiego. Z tajnego raportu wynika, że z racji tych logistycznych i biurokratycznych przeszkód wystarczająco szybko nie mogłaby zareagować nawet szpica NATO.

Czołgi Bundeswehry wzmacniającej na Litwie wschodnią flankę NATO Zdjęcie: picture alliance/dpa/M. Kul

Sojusz przespał

Gazeta wyjaśnia, że po zakończeniu zimnej wojny nikt nie liczył się z ryzykiem konfliktu w Europie. W efekcie gros amerykańskich wojsk opuściło Europę, a NATO skoncentrowało się na operacjach prowadzonych poza swoimi granicami, „co wymaga zupełnie innych zdolności niż obrona kraju i Sojuszu”. „Der Tagesspiegel” wskazuje, że zmiana sposobu myślenia nastąpiła dopiero po aneksji Krymu przez Rosję i wybuchu konfliktu na wschodniej Ukrainie. Na szczycie w Warszawie NATO podjęło decyzję o stacjonowaniu na swojej wschodniej flance – w Polsce i krajach bałtyckich, grup bojowych liczących każdorazowo po około 1000 żołnierzy. Niemcy objęły dowództwo wielonarodowego batalionu NATO na Litwie, teraz jest rozważane zlokalizowanie w Niemczech nowego dowództwa logistycznego, a pierwsze rozmowy na ten temat mają się odbyć na spotkaniu ministrów obrony Sojuszu w listopadzie.

„Przesterowanie w NATO przyszło jednak za późno” – konstatuje „Der Tagesspiegel”. Gazeta powołuje się na opinię m.in. generała w stanie spoczynku Klausa Wittmanna, który ostrzegał, że nie ma militarnych planów „na wypadek ewentualnej potrzeby”, czyli wsparcia nowych członków NATO. Razem z innymi międzynarodowymi ekspertami opublikował on w 2010 roku – zatem na długo przed aneksją Krymu przez Rosję i wybuchem konfliktu na wschodniej Ukrainie – badanie wskazujące, że Sojusz robi o wiele za mało, by w razie konfliktu w Europie był w stanie zareagować. Krytyka ta została dostrzeżona i w listopadzie 2010 ujęta w nowej koncepcji strategicznej NATO, ale „tylko na papierze” – jak powiedział Wittmann berlińskiemu dziennikowi. Teraz i NATO, i Niemcy są „na właściwej drodze”, jednak zdolności, jakie stracono przez dziesięciolecia, w krótkim czasie są nie do odrobienia.

Niezbędne minimum

Klaus Wittmann szczególne znaczenie przypisuje przyjętej na szczycie NATO w Warszawie wzmocnionej Wysuniętej Obecności (enhanced Forward Presence) w Polsce i krajach bałtyckich. – Jest to minimum tego, co NATO jest winne tym aliantom i sobie samemu – powiedział „Tagesspieglowi” Wittmann, obecnie pracownik naukowy w międzynarodowej placówce badawczej Aspen Institut.

– Najwyraźniej dostrzeżono w Niemczech, że solidarność, jaką cieszyliśmy się przez dziesięciolecia ze strony aliantów, wymagana jest teraz od nas, na przykład wobec krajów bałtyckich – wyjaśnił Wittmann. Jak podkreślił, „nawet najmniejsze, międzynarodowe oddziały mają ogromny potencjał odstraszający, bo pokazują, że atak militarny na państwo członkowskie NATO jest uważany za atak na wszystkich”. – Jeżeli ktoś uważa, że kraje bałtyckie są nie do obronienia, odpowiadam: Berlin Zachodni też nie był do obronienia – ale był bezpieczny dzięki obecności stacjonujących w nim wojsk amerykańskich, brytyjskich i francuskich – kończy wypowiedzią byłego generała „Der Tagespiegel”.

opr. Elżbieta Stasik

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej