Die Welt: jak Zachód stał się dla Wschodu symbolem wroga
5 lutego 2019Komentarz zatytułowany „Nie chcemy już być Zachodem” ukazał się we wtorkowym wydaniu dziennika „Die Welt”. Jego autor Thomas Schmid na wstępie zwraca uwagę, że politycy w Polsce, na Węgrzech czy w Rumunii coraz częściej mówią bez ogródek, że nie chcą dłużej wysłuchiwać połajanek ze strony Zachodu.
Chociaż wszystkie kraje tego regionu zaakceptowały kryteria kopenhaskie, co było warunkiem wstąpienia do UE, to płynące z Zachodu napomnienia, by ich przestrzegały, traktują jak „zachodnią i imperialną arogancję”. „Chcą być członkami UE w taki sposób, jaki uważają z słuszny, nie zmieniając się” – pisze Schmid.
Wśród cech charakterystycznych tych krajów wymienia komentator „Die Welt” sprzeciw wobec przyjmowania uchodźców, dyrygowanie przez państwo wymiarem sprawiedliwości i mediami oraz narodową, a nawet nacjonalistyczną kulturę pamięci. Zdaniem Schmida kraje, o których mowa, są „formalnie demokracjami, a ich rządy są wybrane przez naród”, jednak w rzeczywistości są zgodnie z definicją Orbana „demokracjami nieliberalnymi”.
Krytykować, ale i starać się zrozumieć
Jak zauważa autor, można ten stan rzeczy krytykować, można wdrażać przeciwko tym krajom postępowanie dotyczące naruszenia praworządności, należy jednak też podjąć próbę zrozumienia, dlaczego tak się dzieje. W Europie Zachodniej tłumaczy się problemy z liberalną demokracją Europy Wschodniej sowiecką okupacją, która jakoby „zabiła ducha wolności”. Zgodnie z tym tokiem myślenia, należy „sprowadzić zagubione wschodnioeuropejskie owieczki na właściwą drogę”, stosując „pedagogikę, dużą presję, a czasami groźby”. Zdaniem Schmida te metody raczej nie doprowadzą do sukcesu, a działania pedagogiczne, nacisk i groźby powodują usztywnienie stanowiska. Jak zaznacza, Zachód nie rozumie, jaką drogę narody wschodnioeuropejskie przebyły od 1989 roku.
Naśladownictwo Zachodu
Schmid pisze, powołując się na socjologa Ralfa Dahrendorfa, że rewolucje w Europie Wschodniej nie stworzyły nic „oryginalnie nowego”, lecz nastawione były na naśladownictwo tego, co istniało - demokrację i społeczeństwo konsumpcyjne zachodniego typu. „Tutaj leży przyczyna dzisiejszych konfliktów między Wschodem a Zachodem” – twierdzi Schmid.
Cytując bułgarskiego politologa Ivana Krasteva i amerykańskiego prawnika Stephena Holmsa, pisze, że naśladownictwo uważane było za najkrótszą drogę do wolności i dobrobytu. „Stopniowo narastało jednak niedobre poczucie, poczucie daremności: Życie w charakterze imitatora wywołuje poczucie niedoskonałości, niższości, zależności, utraty tożsamości, a w końcu utraty suwerenności” – czytamy w „Die Welt”.
W Niemczech te nastroje próbowała od początku zagospodarować Lewica, nie odnosząc jednak większych sukcesów. Inaczej stało się w Europie Środkowej i Wschodniej, gdzie te idee propagowali nie przedstawiciele nomenklatury, lecz politycy z antykomunistycznej opozycji. Politycy w rodzaju Viktora Orbana i Jarosława Kaczyńskiego zrozumieli wcześnie, że na tym poczuciu słabości można zbić polityczny kapitał, że można przekształcić je w siłę. Należy tylko odwrócić wektory: „ponieważ naśladownictwo nie przyniosło wyników, kończymy z naśladowaniem”.
Liberalna demokracja przestała być wzorem
„Liberalna demokracja przestała być wzorem. Wręcz przeciwnie. Uważana jest za źródło wszystkich możliwych kryzysów i zagrożeń” – pisze Schmid. Tymi hasłami Orban i Kaczyński zdobywają zwolenników w swoich krajach. Sprawiają wrażenie, jakby „oswobodzili się z morderczego uchwytu zachodnich demokracji”, strącając je z piedestału i sadzając na ławie oskarżonych.
„Mówią Zachodowi: wasza normalność oznacza odwrócenie wartości, sekularyzację, brak bezpieczeństwa na ulicach, małżeństwa gejów, imigrację i wielokulturowość – nie chcemy takiej normalności. Jesteście dekadenccy i moralnie upadli, to mu dzierżymy sztandar prawdziwej demokracji” – czytamy w „Die Welt”.
Skutki wyludnienia
Schmid zwraca uwagę na znaczenie emigracji z krajów Europy Środkowej i Wschodniej na Zachód. Jego zdaniem to zjawisko ma nie tylko demograficzne, lecz także poważne psychologiczne skutki. Podaje przykład Łotwy, która w latach 1989 – 2017 straciła ponad jedną czwarta mieszkańców,. Z Rumuni w latach 2007-2017 wyemigrowało 3,4 mln osób. Takie liczby związane są zwykle z wojnami i innymi kataklizmami – podkreśla.
W Europie Środkowej i Wschodniej doszło do wyludnienia. To ułatwia Orbanowi i Kaczyńskiemu wzniecanie strachu przed migracją z krajów arabskich. Tam, gdzie tak wielu ludzi opuściło kraj, gdzie doszło do wyludnienia, napływ ludności muzułmańskiej odbierany jest jak podwójna kara – tłumaczy komentator.
Zachód powinien zdaniem Schmida pogodzić się z tym, że ma jedynie bardzo ograniczony wpływ na procesy zachodzące w Europie Środkowo-Wschodniej. Rewolucje 1989 roku były liberalne i równocześnie narodowe. Naród i liberalizm są w tej części Europy mocno ze sobą złączone. Zachód nie pomoże polskiej i węgierskiej opozycji, radząc jej, by szybko przyswoiła postnarodowe rozumienie kultury i społeczeństwa. „Treści przekazywane przez berlińską Schaubuehne na Lehniner Platz (jedna z czołowych berlińskich scen teatralnych) nie mają w Polsce większego znaczenia” – konkluduje Thomas Schmid.