1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Die Welt: Z Rosją trzeba rozmawiać z pozycji siły

25 kwietnia 2022

Zachód musi ponownie zainwestować w odstraszanie – pisze poniedziałkowy „Die Welt“. Gazeta podkreśla szczególną rolę Polski i krajów bałtyckich.

Żołnierze kontyngentu Bundeswehry na Litwie
Żołnierze kontyngentu Bundeswehry na LitwieZdjęcie: Kay Nietfeld/dpa/picture alliance

Dziennik „Die Welt" zastanawia się w poniedziałek (25.04.2022), w jaki sposób, w obliczu napaści Rosji na Ukrainę, Niemcy i kraje NATO są w stanie bronić się przed rosyjskim agresorem. Komentator gazety, Jaques Schuster, uważa że warto sięgnąć po doświadczenia z czasów zimnej wojny. „Najwyższy czas przywrócić równowagę strachu. W okresie zimnej wojny zapewniała ona stabilność i bezpieczeństwo przez wiele dziesięcioleci. Filozofia odstraszania została porównana przez Roberta Oppenheimera, jednego z ojców bomby atomowej, do 'dwóch żywych skorpionów w zamkniętym słoiku'. Obawiając się użądlenia przez drugiego, biegają w kółko, gotowe użądlić się nawzajem" - pisze Schuster. Jego zdaniem, jest to obecnie jedyny sposób, oprócz wojny, by poskromić „głodną potęgę", jaką jest Rosja.

Putin nie uznaje kompromisów

W ocenie publicysty dzisiejsza Rosja to nie ZSRR, który przynajmniej w schyłkowej fazie zimnej wojny znajdował się „w stanie nasycenia". „Rosja Putina chce zdobywać, chce podbijać, zmusić przynajmniej niektóre niezależne kraje do relacji wasalnych" - pisze Jaques Schuster. Autor jest przekonany, że Putin nie uznaje kompromisów, a ustępstwa są dla niego oznaką słabości. „Jeśli Moskwie uda się podporządkować sobie Ukrainę, Kreml skieruje swoją uwagę na kraje bałtyckie i Polskę" - czytamy w „Die Welt".

Zdaniem komentatora, mimo iż NATO podjęło od rozpoczęcia wojny w Ukrainie wiele decyzji, nie osiągnęło jeszcze poziomu odstraszania, jaki Sojusz posiadał w czasach zimnej wojny. Sytuację krajów bałtyckich autor przyrównuje do pozycji Berlina Zachodniego, kiedy to stacjonowało w nim 10 tysięcy żołnierzy sił alianckich. Na terenie NRD w tym samym czasie znajdowało się pół miliona żołnierzy rosyjskich. „W przypadku ataku Berlin Zachodni nie byłby w stanie utrzymać się przez dziesięć dni. Jednak obecność Amerykanów, Brytyjczyków i Francuzów sprawiała, że Sowieci wzbraniali się przed podbiciem wyspy na 'czerwonym morzu'. Moskwa wiedziała, że śmierć tych 10 tysięcy osób doprowadziłaby do wojny między supermocarstwami" - czytamy w „Die Welt".

Polska jak Niemcy Zachodnie

W ocenie pubicysty Wilno, Ryga i Talin potrzebują, podobnie jak w czasach zimnej wojny Berlin Zachodni – stałych baz NATO z jednostkami wojskowymi wszystkich państw sojuszu. „Moskwa złamała niemal wszystkie punkty Aktu Założycielskiego NATO-Rosja z 1997 roku. Nadszedł czas, aby wyrzucić go na śmietnik historii i oficjalnie wypowiedzieć" - pisze „Die Welt".

Kolumna amerykańskich pojazdów wojskowych w drodze do bazy w Orzyszu w Polsce w 2017 rokuZdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Kulczynski

Dziennik zauważa, że Polska znajduje się dzisiaj w podobnej sytuacji, co niegdyś Niemcy Zachodnie, uchodzące w czasach zimnej wojny za pierwsze pole bitwy. Wówczas RFN posiadała 12 dywizji gotowych w każdej chwili do ataku. „Niemcy nie potrzebują już dwunastu dywizji gotowych do walki. Polska i Republika Federalna powinny jednak mieć razem dwanaście dywizji i jak najściślej je ze sobą zacieśniać. Brygada niemiecko-duńsko-polska musi zostać odpowiednio rozbudowana" - pisze „Die Welt". Zdaniem publicysty NATO powinno pozostać sojuszem defensywnym. Jednak skoncentrowanie w obwodzie kaliningradzkim 2 tysięcy sztuk rosyjskiej broni jądrowej średniego zasięgu, powinno spotkać się z reakcją Zachodu. Autor opowiada się za ustawieniem w Europie pocisków jądrowych o równoważnej liczbie. „Nadrzędnym celem musi być pozbawienie Rosji dominacji w zakresie eskalacji, którą obecnie wykorzystuje jako środek presji. Nuklearne środki ataku stanowiły ważny element natowskiej strategii 'elastycznego reagowania' w okresie zimnej wojny. Pozostają one niezastąpione" - pisze Jaques Schuster.

Wzrost wydatków na obronę

Dziennik ocenia, że zapowiedziane przez Olafa Scholza zwiększenie wydatków na obronę do dwóch procent rocznego PKB nie wystarczy. Rosnąca inflacja w dużej mierze zniweluje bowiem zakładany wzrost. „Jeśli w końcowej fazie zimnej wojny, z nasyconym Związkiem Radzieckim jako przeciwnikiem, ówczesny kanclerz Helmut Schmidt (SPD) był gotów przeznaczać na obronę trzy procent PKB, to trudno zrozumieć, że w czasach kryzysu i wojny, takich jak obecne, podupadła Bundeswehra ma sobie poradzić z niecałymi dwoma procentami" - pisze gazeta. Jaques Schuster dodaje, że przez trzy dziesięciolecia Niemcy profitowały z „dywidendy pokoju". „Teraz panują jednak inne warunki. Rozmowa z dzisiejszą Rosją musi być prowadzona z pozycji siły" - stwierdza autor komentarza.