1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Drzwi w drzwi

29 sierpnia 2011

"OBOK. Polska-Niemcy, 1000 lat historii w sztuce" – to tytuł wystawy, którą z okazji pierwszej polskiej prezydencji w Radzie Europejskiej od 23 września można oglądać w Martin Gropius Bau w Berlinie.

Wystawa "Tür an Tür" będzie prezentowana w Berlinie do 9.01.2012

Jest to pierwsza tak obszerna prezentacja historii tysiącletniego polsko-niemieckiego sąsiedztwa. Składa się na nią ponad 700 obiektów dokumentujących pamiętne wydarzenia historyczne, osiągnięcia naukowe i procesy cywilizacyjne. Z kuratorką wystawy Andą Rottenberg rozmawiała Katarzyna Weintraub

Katarzyna Weintraub:- Czym jest ta wystawa? Lekcją – czy też może powtórką – z historii? A może czymś zupełnie innym?

Anda Rottenberg - kuratorka wystawyZdjęcie: DW

Anda Rottenberg: Jedną czy drugą wystawą lekcji historii się nie odrobi. Tysiąc lat to jest rozległa perspektywa. Taka wystawa, jaką ja robię, może zaledwie zakwestionować utarte poglądy na niektóre tematy. Nie zamierzam robić żadnej rewolucji. Ale daję szansę na to, żeby spojrzeć na różne procesy w sposób może troszeczkę mniej rutynowy. Zarówno z polskiej jak i z niemieckiej strony. Dla Polaków chyba największą lekcją będzie to, w jak wielkim stopniu korzystaliśmy z opracowanych na terenie Niemiec gotowych wzorców cywilizacyjnych, np. lokacji miast, czy kodeksu praw zawartych w Zwierciadle Saskim (Sachsenspiegel). Albo to, że miasto Kraków – królewskie miasto polskie – było rządzone przez patrycjat niemieckiego pochodzenia. To na jego zaproszenie przybył z Norymbergi Wit Stwosz i stworzył jedno z największych dzieł, jakie powstały w tym czasie w Europie. To jest jedna linia. A druga linia wskazuje na to, co towarzyszyło tej misji: represje, proces przymusowego niemczenia, lekceważenie polskich interesów, obcość kulturowa.

Dyskusje w trakcie przygotowańZdjęcie: DW


K.W.: Ta wystawa została pomyślana jako polskie spojrzenie na wspólną historię. Czego nowego dowiedzą się z niej Niemcy?

A.R.: Chciałabym pokazać rzeczy, które na codzień niemieckiemu widzowi nie przychodzą do głowy. Na przykład, że Gdańsk nie był z definicji niemieckim miastem, albo że istniało coś takiego, jak Ermland, czyli Warmia, która była obszarem wydzielonym z Prus Wschodnich, podległym polskiemu królowi od 1466 do 1772 roku, gdzie działał Mikołaj Kopernik, który był zapewne Niemcem, ale też wiernym poddanym polskiego króla. Jak wiemy, w tamtych czasach narodowość nie miała wielkiego znaczenia. Znaczenie miała przynależność do stanu i lenno, czyli to, kto był naszym władcą.

K.W.: Czyli nadal jesteśmy niewolnikami XIX-wiecznego myślenia w kategoriach etniczno-narodowych?

A.R.: Niestety, tak. Patrzę w przyszłość i zastanawiam się, czy będziemy kiedykolwiek w stanie przejść przez te etnocentryczne sposoby widzenia świata i Europy i czy w tym sensie naprawdę jesteśmy Europejczykami? Bardzo bym chciała, abyśmy dzisiaj postrzegali naszą europejską tożsamość przynajmniej w takim zakresie, w jakim widział to Wit Stwosz i Kopernik. W porównaniu z nami oni byli Europejczykami pełną gębą. My nimi nie jesteśmy – ani Niemcy, ani Polacy. Bardzo nam zaszkodziły późniejsze wieki. Natomiast ówczesna świadomość, sposób myślenia o własnej przynależności…

Jeden z eksponatów: emblemat krakowskiego Bractwa Kurkowego 1564/1565Zdjęcie: Muzeum Historyczne Miasta Krakowa

K.W.: …świadomość wspólnoty kultury?

A.R.: I kultury i nauki. Że ktoś jedzie z Torunia studiować najpierw do Krakowa, potem do Bolonii, wydaje swoją książkę w Norymberdze, rozmawia z uczonymi z różnych krajów. Po łacinie. Wszędzie czuje się na miejscu i myśli nie o tym, czy jest Polakiem czy Niemcem, tylko o ideach, które mają zmienić ogląd świata.

K.W.: Czy to jest wystawa historyczna, czy wystawa sztuki? To znaczy, czy chce Pani pokazać historię przez sztukę, czy sztukę, która jest efektem historii?


A.R.: W tym wypadku sztuka nie jest efektem historii, tylko jej świadkiem. Podobnie, jak dokumenty. Wykraczam poza materię sztuki. Np. pokazuję dużo książek, które są poniekąd  świadectwem podwójnym - kiedyś nie malowano wydarzeń i portretów, artyzm rozwijał się w malarstwie ściennym i księgach iluminowanych. Ale one też są świadectwem pewnych faktów historycznych, bo ktoś taką księgę komuś podarował – jakiś król innemu królowi, kanonik kanonikowi etc.

Obraz Domenico Quaglio, 1835/1836, pokazuje salę zamku krzyżackiego w MalborkuZdjęcie: Staatliche Kunsthalle Karlsruhe

K.W.: A czym jest tu sztuka współczesna - też jest świadectwem historii?

A.R.: Nie, to są przypisy, Fussnoten. Wstawianie gdzieniegdzie sztuki współczesnej wzmacnia dystans do mitolgii przeszłości, jaką byliśmy karmieni. Ale też ożywia ekspozycję i przypomina, że patrzymy na historię z dzisiejszej perspektywy; spoglądamy na ten odległy czas z lotu ptaka. W trakcie pracy nad tą wystawą uświadomiłam sobie, że historia znajduje odbicie w sztuce od XVI do XIX wieku. Kiedy pojawia się fotografia, historia jako temat w sztuce znika. Powstaje dziura narracyjna, którą z czasem wypełni film. Np. nie ma lepszego obrazu, pokazującego funkcjonowanie Łodzi na przełomie wieków, niż film Andrzeja Wajdy „Ziemia obiecana”. No więc mam nadzieję, że tego rodzaju przypisy ożywią tę wystawę.

Akwarela z podróży do Krakowa księcia-elektora Palatynatu Ottheinricha z lat 1536/1537Zdjęcie: Universitätsbibliothek Würzburg

K.W.: A historia najnowsza?

A.R.: O tym wiemy zbyt dużo: książki, filmy, dokumenty, fotografie idą już w tysiące. Dzięki nowym mediom są dostępne na każdym kroku, więc świat na nie zobojętniał. Wtedy w sukurs przychodzi sztuka. Tylko ona może jeszcze uruchomić emocje, a przez to przedłużyć zbiorową pamięć.

K.W.: Możemy się spodziewać silnych wrażeń, efektów „acha!”?

A.R.: To zależy od wnikliwości widza. Ale niezależnie od tego w najlepszym razie wystawa pokaże nam zaledwie wierzchołek góry lodowej. Świetnie sobie zdaję sprawę, że oglądając obrazy, dokumenty, książki a nawet filmy, nie nauczymy się historii. Ale może wystawa skłoni kogoś do indywidualnych studiów. Dzisiaj nie musimy szukać w bibliotekach, nie musimy czytać uczonych ksiąg w różnych językach. Wystarczy sięgnąć do wikipedii. Prosty gest. I może – przynajmniej w niektórych kwestiach – ktoś zechce go wykonać. 

Wystawa czynna jest do 9 stycznia 2012, Martin-Gropius-Bau Berlin,

 

red.odp.: Małgorzata Matzke