Duisburg. Mieszkanie za pracę z dziećmi uchodźców
4 listopada 2016Pomysł Christiane Bleks, szefowej projektu „Zamień wiedzę na mieszkanie” był prosty – kobieta chciała zaopiekować się małymi Albańczykami, Bułgarami, Turkami i Syryjczykami, mieszkającymi w Marxloh, „zapomnianej przez Boga” dzielnicy Duisburga.
Wsparcie przyszło ze strony studentów, stażystów i wolontariuszy. Tak zwani „przyszywani” wychowawcy pomagają dzieciakom w odrabianiu lekcji. Razem gotują, wspólnie rozwiązują czasami zupełnie banalne problemy. W zamian za to „wychowawcy” mogą mieszkać w mieszaniu, którym dysponuje inicjatywa Christiane Bleks. Nie każdy jednak nadaje się do tej pracy. „Potrzebujemy dobrych organizatorów, gotowych na improwizację, ale za to otrzymują oni przestrzeń do działania i dużo swobody, wylicza koordynatorka, przekonana, że pracujące przy projekcie osoby są cichymi ambasadorami, poprawiającymi zszargany wizerunek dzielnicy.
Korki na dawnej plebanii
A dzielnica, mówiąc najdelikatniej, nie cieszy się najlepszą reputacją. Bezrobocie, przestępczość, getta, epatujące brudem i biedą osiedla. Wielu już spisało to miejsce na straty. Do problemów, z którymi od lat zmagała się dzielnica, doszła lawina osiedlających się tu migrantów i uchodźców. Nie trafili do Duisburga, ale właśnie tutaj; do miejsca, które już wcześniej uchodziło za „trudne”. Klany i gangi imigrantów, którzy osiedlili się w tej okolicy, walczące między sobą o wpływy i nie uznające policji na „swoim” terenie.
Tymczasem życie organizacji tętni wokół mieszkania z ogrodem, przekazanego przez diecezję w Essen. Zamiast bezsensownego gapienia się w telewizor – praca domowa. W przypadku uchodźców priorytetem jest przyswojenie języka. Starą plebanię regularnie odwiedza około 50 dzieciaków. Niemal każde z nich doznało dojmującej biedy. Ich rodziny żyją z zasiłków i różnych zapomóg socjalnych. Wiele z nich ma traumy. „Mamy na przykład siedmiolatka, którego największym marzeniem jest otrzymanie prawa pobytu. Niektóre z nich doświadczyło najgorszego podczas ucieczki z Syrii” - opowiada Bleks.
„Warunkowe“ szczęście w „no go area”
„Przyszywani“ wychowawcy spędzają z dziećmi od 30 do 100 godzin miesięcznie. Jednym z podopiecznych jest Ali. Przyjechał z Albanii. „Jestem tu prawie od dwóch lat. Zawsze mogę tu przyjść. Jak muszę odrobić pracę domową, to pomagają mi ludzie tutaj, szczególnie w niemieckim i angielskim” – mówi dwunastolatek. Zajmują się nim tacy ludzie, jak Michael Siebert. Chłopak robi to w ramach, popularnego w Niemczech i finansowanego przez rząd, wolontariatu.
Ostatnimi czasy fatalny wizerunek dzielnicy się nieznacznie poprawił, dzięki czemu również coraz więcej osób stara się o pracę przy projekcie. Uprzedzenia wobec dzielnicy miała też pracująca tu Liliana Filipa Correia de Almada. – Na początku myślałam – Marxloh? O Boże … Ale tu wcale nie jest tak źle, jak mówią. Wkładam całe swoje doświadczenie, i mam poczucie spełnienia.
Nic bez pieniędzy
Christine Bleks udało się coś niesamowitego – zdołała wypromować projekt na zewnątrz. Podczas spotkania z kanclerz Merkel w 2015 roku należała do ścisłego grona rozmówców. „Właściwie nie chciałam tam iść. Obawiałam się teatrzyku, szumu tak wszechobecnego w wielu mediach. Ale po wszystkim byłam zadowolona. I muszę powiedzieć, że kanclerz dotrzymała słowa” – mówi Bleks.
– Rozmawiałam z nią problemach, np. o braku uproszczonego dostępu do decydentów, czy biurokracji. Kanclerz błyskawicznie zorganizowała okrągły stół z udziałem przedstawicieli czterech departamentów federalnych, licznych ministerstw landowych i kancelarii rządowej, którym mogłam przedstawić swoje postulaty – mówi Bleks.
Mimo dobrych kontaktów na szczeblu politycznym, jeden z problemów pozostaje bez rozwiązania – finansowanie projektu. Bleks stworzyła coś na kształt rady sponsorów. Sponsor pokrywa roczny koszt utrzymania dziecka w placówce, który wynosi 2400 euro. Do tego dochodzą datki Kościołów, Federalnej Agencji Edukacji Obywatelskiej, czy korporacji, jak Vodafone czy Deutsche Bank.
– Bez nich nie dalibyśmy rady – twierdzi koordynatorka. I uśmiecha się.
Carsten Grün, Agnieszka Rycicka