Ekspertka: UE nie radzi sobie z kryzysami
25 czerwca 2016DW: Brytyjskie społeczeństwo zagłosowało za wyjściem Zjednoczonego Królestwa z UE. Jak to się mogło stać? Kto zawinił?
Ulrike Guérot*: To referendum obiecano trochę lekkomyślnie, może też zbyt emocjonalnie, biorąc pod uwagę pewne nastroje w Wlk. Brytanii. Nigela Farage'a i jego UKIP (Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, red.) to ucieszyło i podchwycono ten temat. I w końcu stało się, co się stało. Trzeba oczywiście pamiętać, że mamy do czynienia z krajem wyjątkowym. Wlk. Brytania była zawsze tylko połowicznie w Unii Europejskiej: pozostawała poza strefą Schengen i poza eurolandem. Przy takim braku zdecydowania sytuacja polityczna każdemu może się wymknąć spod kontroli i sądzę, że właśnie to się stało. Zwłaszcza, co trzeba też powiedzieć, że różne środowiska, jak brytyjski przemysł czy też stołeczny Londyn w gruncie rzeczy nie zdobyły się na większy wysiłek, aby przekonać innych do pozostania w UE.
Czyli głosowano kierując się emocjami, a nie rozsądkiem? Czy możliwe jest, że głosowanie za wyjściem z UE było efektem chwilowego kaprysu?
Nie, nie zgadzam się z tym. To było coś więcej niż tylko kaprys. Trzeba powiedzieć – a często się tego nie mówi – że zwolennicy Brexitu wskazują rzeczywiście na drażliwą kwestię. Jeśli Nigel Farage mówi: „Chcę wyjścia z UE, gdyż nie mam tam nic do powiedzenia”, to niestety ma on rację. Problemem jest, że poświęca się temu zbyt mało uwagi.
Ta złość obywateli istnieje, złość z powodu tego, że decyzje o nas są podejmowane na najwyższym szczeblu UE i nie możemy się temu sprzeciwiać. Niedobrze jest, że o tych niezadowolonych obywatelach myśli się, że są zwariowani, że zbyt emocjonalnie reagują i niczego nie rozumieją. Błędem jest też, że UE mówi ciągle tylko, żeby „iść do przodu”, na przykład jeszcze bardziej pogłębiać integrację. Tu właśnie pojawiają się konflikty i musimy przysłuchiwać się, co ci ludzie mają nam do powiedzenia. Bowiem oni są nie bez racji, uważając europejską demokrację, jaką mamy w UE, za niewystarczającą.
Przede wszystkim starsze pokolenia głosowały za Brexitem, młodzi Brytyjczycy chcieli pozostania w UE. Co to mówi o brytyjskim społeczeństwie?
Brytyjskie społeczeństwo jest podzielone, ale dzisiaj nie ono jedno. Proszę spojrzeć na Francję, Austrię czy Polskę. Nawet Niemcy. Także te kraje dotknięte są podziałami. Dzisiaj nie można już powiedzieć, że wszyscy Polacy czują się reprezentowani przez Kaczyńskiego, czy wszyscy Austriacy przez Hofera. Niedawno w austriackich wyborach mieliśmy niezwykle niewielką przewagę. Te podziały to problem pokoleniowy.
Ta dynamika pokoleniowa jest zresztą dość podobna także w innych krajach: starsi są za wyjściem, młodzi za pozostaniem. Ale jest jeszcze inny rodzaj dynamiki. Jeśli przyjrzymy się wynikom referendum, widać rozbieżności miasto-wieś. To jest bardzo ważne.
Takie miasta jak Edynburg, Glasgow, a przede wszystkim Londyn, zagłosowały wbrew trendowi, czyli w większości za pozostaniem w UE, podczas gdy na terenach wiejskich większość była za Brexitem. To pokazuje, że przegrani w procesie globalizacji, ci wszyscy, którym nie umożliwiono udziału w dobrobycie, teraz mówią: chcemy opuścić UE.
Unia Europejska musi się na nowo zdefiniować, zorganizować, ale jak?
To nie Unia Europejska musi się na nowo zdefiniować. My musimy zwiększyć atrakcyjność Europy. Rzeczywiście trzeba sobie zadać pytanie, czy UE jest do tego zdolna. Nawet, jeśli tak jest, to przecież na pewno w ostatnich latach mogło i powinno się to stać.
Obecny kryzys jest jednym z wielu. Mamy kryzys migracyjny, kryzys grecki i wiele innych. To, że UE nie panuje nad tymi kryzysami, obserwujemy już od dawna, dlatego kwestią zasadniczą nie jest, czy UE może w tych kwestiach coś zdziałać, lecz czy rzeczywiście jest skłonna zastanowić się nad fundamentalną polityczną i demokratyczną reorganizacją tego kontynentu. To jest, jak sądzę, zadanie na tę chwilę, a sygnałem czy ostrzeżeniem dla nas jest Brexit.
Rozmawiał Volker Wagener
*Prof. Ulrike Guérot zajmuje się polityką europejską i badaniami nad demokracją na Uniwersytecie w Krems (Donau-Universitaet) w Austrii.