Esej "Moja Europa": Zwycięzcy i przegrani
4 listopada 2018Nawet jeżeli polskie żądania reparacji byłyby błędne, to nie załatwi ich się zwykłym odrzuceniem. Niemcy powinny zapłacić odszkodowanie za zniszczenia i masowe zbrodnie z czasów II wojny światowej. Roszczenia z Warszawy pojawiają się w nieregularnych odstępach czasu już od momentu upadku komunizmu. Lecz od kiedy w Polsce rządzi PiS, słychać o nich coraz częściej.
Podżeganie nastrojów antyniemieckich?
Berlin odpiera te żądania wciąż tą samą argumentacją: kwestia reparacji jest zamknięta zarówno od strony prawnej, jak i politycznej – co podkreślał Frank-Walter Steinmeier jeszcze jako minister spraw zagranicznych. Być może są one zamknięte od strony prawnej, ale definitywnie nie są zamknięte od strony politycznej. Niedawno zaznaczył to raz jeszcze polski prezydent Andrzej Duda.
W żadnej z niemieckich analiz w tej sprawie nie brakuje wskazówki, że narodowo-konserwatywny polski rząd używa kwestii reparacji do podżegania antyniemieckich nastrojów, odwracając w ten sposób uwagę od stawianego Polakom zarzutu, że tzw. reforma sądownictwa narusza europejskie standardy. Zarzut ten jest słuszny, ale mija się z istotą problemu reparacji.
Zarówno w Niemczech jak i w Polsce w podobny sposób potępia się okrucieństwa i zbrodnie reżimu hitlerowskiego, ale zasadza się to na odmiennych schematach myślowych. W Niemczech i u dawnych wrogów Niemiec na Zachodzie, w miejsce czysto narodowej interpretacji, jaka obowiązywała także na Zachodzie bezpośrednio po wojnie, już od dawna przeszło się do ujęcia politycznego. Nikt nie wskazuje już na narodowe cechy charakteru Niemców, mówiąc o "nazistach "czy Holokauście, i rzadko kto szuka źródeł zła w pruskiej historii czy niemieckim idealizmie.
6 mln. zabitych Polaków
W Polsce proces ten przebiegał w odwrotnym kierunku. W komunistycznych czasach nie mówiło się raczej o sprawcach "Niemcy", ale "hitlerowcy", biorąc chociażby wzgląd na socjalistycznych braci w NRD. Ale akurat niemieckie władze okupacyjne w Polsce były bardzo nacjonalistyczne. W ich narracji, Polacy byli „słowiańskimi podludźmi". Mieli oni stać się narodem niewolników, bez godności, własnej elity, bez wykształcenia – bo byli Polakami. 6 milionów spośród 35 milionów obywateli II RP zginęło z rąk hitlerowskich oprawców – to odsetek najwyższy ze wszystkich europejskich krajów.
Wobec tak emocjonalnego tła tej materii nie można się wcale dziwić, jeżeli te straszne lata w Polsce ujmuje się w narodowych kategoriach. Każda krytyka, każdy zarzut, a tym bardziej każde upomnienie ze strony Niemiec, przypomina Polakom zachowanie hitlerowskich okupantów. Do tego w ostatnim czasie wygląda, jakby odwracał się układ sprawcy-ofiary. W dzisiejszych Niemczech można odnieść wrażenie, że autorytarne tendencje i ożywiony nacjonalizm na Węgrzech i w Polsce kojarzy się z czasami hitlerowskimi. Stawiając sprawę na ostrzu noża: w niemieckim przekonaniu to antysemici mordowali Żydów. Z polskiego punktu widzenia byli to Niemcy. Kierując się historycznymi faktami trzeba przyznać rację Polakom.
Cel poszerzenia UE na wschód
Domaganie się reparacji nie przystaje jednak do Unii Europejskiej. Wspólnota ta już od swojego zarania była świadomie ahistorycznym sojuszem zwycięzców i przegranych II wojny światowej, ofiar i sprawców. Wszelkie narodowe obrachunki natychmiast zniszczyłyby tę kruchą konstrukcje. Wspaniałomyślna decyzja Francuzów o pojednaniu z niemieckim agresorem okazała się słuszna. Zakończenie odwiecznej wrogości zaowocowało polityczną stabilizacją i gospodarczym rozkwitem.
Polacy nie mają takich doświadczeń i doznali raczej tego, że jako moralni zwycięzcy, cierpieli nie tylko na skutek wojny, lecz jeszcze przez następne dziesięciolecia i to bardziej niż Niemcy, którzy byli moralnymi przegranymi.
Domaganie się reparacji, nawet jeżeli ma się dla niego zrozumienie, prowadzi jednak na manowce. Mimo tego, w przypadku Niemiec nie wystarczy, jeżeli to żądanie po prostu się odrzuca, nie dbając nawet o to, w jakim tonie się to robi. Chodzi o coś innego. Jeżeli za miarę przyjmie się cele i efekty niemiecko-francuskiego pojednania, to rozszerzenie Unii Europejskiej na wschód wiązało się z misją, by warunki życia w nowych państwach członkowskich zrównać z przeciętnym poziomem w „starych” unijnych krajach. Proces ten utknął jednak w martwym punkcie już przed laty. Jeżeli nie będzie się go forsować, rozszerzenie to może zakończyć się katastrofą.
Utopijne żądanie
Utopijne żądania reparacji wysokości 690 mld euro, przedstawione przez komisję sejmową, pozwalają domniemywać, że nie trzeba ich chyba traktować dosłownie. Z tego właśnie względu potrzebna jest odpowiedź, która byłaby nienaganna pod względem politycznym i moralnym. Sukces Polski jest sprawą całej Wspólnoty: tak musi brzmieć przesłanie. Pomysły, aby Polskę i inne kraje Europy Wschodniej ukarać finansowo za nieprzestrrzeganie unijunych zasad, obcinając im np. fundusze, pogarszają tylko sytuację.
*Norbert Mappes-Niediek jest niemieckim dziennikarzem, mieszkącym na stałe w Grazu w austrackiej Styrii. Jako znawca tematyki Europy Południowo-Wschodniej jest korespondentem licznych niemieckojęzycznych gazet i niemieckiej stacji radiowej Deutschlandfunk.