Europa boi się Trumpa. Świat widzi wzrost roli Chin i UE
16 stycznia 2025Stany Zjednoczone nie są już postrzegane ani jako strażnik porządku międzynarodowego, ani jako państwo promujące wartości, którymi się kieruje. Choć wpływy USA wzrosną, a powrót Donalda Trumpa do władzy to szansa na pokój na świecie, to supermocarstwem w ciągu najbliższych 20 lat zostaną Chiny.
W globalnej polityce, opartej już nie o pozimnowojenny liberalny ład Zachodu, a o trumpowski transakcjonizm i wielobiegunową konkurencję mocarstw, swoją szansę ma też Unia Europejska, powszechnie postrzegana jako „sojusznik” lub „niezbędny partner”, który będzie miał „większy wpływ” globalnie w najbliższej dekadzie.
To nie pobożne życzenia autokratów w Moskwie i Pekinie czy – w kwestii siły Unii – niepoprawnych optymistów z Brukseli. Tak myśli właściwie cały świat oprócz samej Europy i najbliższych sojuszników USA – wynika z najnowszego badania Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR).
Raport think-tanku: Chiny przegonią USA
Zorganizowany przez ten wpływowy europejski think-tank sondaż objął ponad 25 tysięcy osób w 24 krajach, w tym w 16 europejskich (m.in. Polska, Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy, Rosja) oraz w ośmiu spoza Europy: Brazylii, Chinach, Indiach, Indonezji, Arabii Saudyjskiej, RPA, Korei Południowej i USA.
Badani – w wieku 18 lat i więcej – wyrazili swoją opinię w listopadzie 2024 roku. Niewielu z nich wierzy, że USA pozostaną głównym światowym supermocarstwem. Większość respondentów wskazuje Chiny jako nowego światowego lidera, a USA – mimo bombastycznych planów Donalda Trumpa – będą jednym z kilku mocarstw w wielobiegunowym układzie sił.
Uważa tak – według badań ECFR – większość respondentów w Chinach (81%), Rosji (77%), Arabii Saudyjskiej (71%), Turcji (68%), Indonezji (68%), RPA (67%), Szwajcarii (59%), Brazylii (56%), UE (55%) i Wielkiej Brytanii (52%). Za „mało prawdopodobny” scenariusz utraty dominacji przez USA uznają Ukraińcy i południowi Koreańczycy.
Europa: „sama w trumpowskim świecie”, ale ma szansę
Zatytułowany „Samotność w trumpowskim świecie: UE i globalna opinia publiczna po wyborach w USA” raport, przygotowany przez ECFR we współpracy z uniwersytetem w Oksfordzie, wskazuje wyraźną różnicę reakcji na powrót Donalda Trumpa do Białego Domu między Europą a resztą świata. Tylko 24% badanych w Wielkiej Brytanii, 31% w Korei Południowej i 34% w UE (średnia z 11 krajów) wierzy, że powrót Trumpa zwiększy szanse na pokój w Ukrainie. Tymczasem w Indiach, Turcji, Brazylii czy Chinach właśnie tak uważa znaczna część badanych – w Indiach to ponad 80 proc.
Co sądzą o Trumpie jako „twórcy pokoju” sami Ukraińcy? 39 proc. liczy na to, że jego polityka może w osiągnięciu pokoju pomóc, a 35 proc. nie jest tego pewne. Jeszcze mniej wierzą w to pozostali Europejczycy i Koreańczycy. Większy optymizm wobec Trumpa przejawiają Rosjanie – 61 proc. uważa, że jego powrót zwiększy szanse na pokój w Ukrainie. Z kolei np. w Arabii Saudyjskiej ponad 54 proc. badanych wierzy, że Republikanin pomoże zaprowadzić pokój na Bliskim Wschodzie. Podobnie myśli zaledwie 16 proc. badanych Brytyjczyków, 19 proc. Koreańczyków i 25 proc. obywateli 16 krajów UE.
Dyrektor ECFR Mark Leonard ocenia w komentarzu, że „zamiast próbować przewodzić globalnemu oporowi wobec Trumpa, Europejczycy powinni wziąć odpowiedzialność za własne interesy i znaleźć sposoby na budowanie nowych relacji w bardziej transakcyjnym świecie”.
Leonard podkreślia, że większość świata jest przekonana, że prezydentura Trumpa przyniesie „korzyści Stanom Zjednoczonym, światu oraz pokojowi w Ukrainie i Bliskim Wschodzie”.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>
ECFR: UE powinna wykorzystać dobrą markę Europy na świecie
Jednak zdaniem znanego historyka, współautora raportu, Timothy’ego Gartona Asha, nie oznacza to, że Europa ma być bezsilna, ponieważ nowy porządek oznacza nowe pola do poszukiwania sojuszy, wpływów i korzyści. Badacz wskazał na inną grupę wyników raportu – tę, według której UE jest „ceniona” i oczekuje się wzrostu jej wpływów w kolejnej dekadzie.
Czyżby panujący wśród europejskich elit swoisty defetyzm, wynikły z problemów gospodarczych wskazanych w raporcie Draghiego, kwestii migracji czy wzrostu wydatków na obronność w związku z agresją Rosji na Ukrainę, nie znajdował odzwierciedlenia w postrzeganiu Europy w świecie? Otóż na to wygląda. Większość badanych Hindusów (62%), obywateli RPA, (60%), Brazylijczyków (58%) i Saudyjczyków (51%), a także 49 proc. Ukraińców, 48 proc. Turków, 44 proc. Chińczyków, 42 proc. Indonezyjczyków czy wreszcie nawet 38 proc. Amerykanów uważa, że w nadchodzącej dekadzie wpływ Unii Europejskiej na globalną politykę się zwiększy.
Co więcej, według raportu ECFR, UE jest postrzegana w badanych krajach jako „sojusznik” lub „niezbędny partner”. „Europejczycy powinni skupić się na zrozumieniu i wykorzystaniu możliwości w nowym globalnym układzie sił”, skoro społeczeństwa wielu ważnych krajów uważają UE za partnera porównywalnego do USA i Chin – głosi podsumowanie raportu ECFR.
Wzrost wpływów Unii Europejskiej zauważa aż 62 proc. badanych Hindusów, 60 proc. obywateli RPA, 58 proc. Brazylijczyków oraz 49 proc. Ukraińców i 44 proc. Chińczyków. Sojusznika i partnera widzi w UE 93 proc. Ukraińców i 76 proc. Amerykanów.
Rekomendacje dla Europy: więcej pewności siebie
Jakie wnioski – oprócz nie stawania się liderem globalnego oporu wobec Trumpa, bo nikt za tym nie pójdzie, za Trumpa nie będzie „zjednoczonego Zachodu” – płyną dla Europy z raportu?
Autorzy raportu podkreślają, że UE musi być pewna, co jest jej interesem i tę pewność musi wykazywać wobec innych mocarstw. Wskazują też potencjał partnerstw strategicznych z przychylnymi jej Brazylią, Indiami czy RPA, a za przykład porozumień wskazują umowę UE – Mercosur (kontestowaną m.in. przez Polskę i Francję).
Eksperci zalecają też, aby UE porzuciła rolę arbitra moralności i nie próbowała stać się liderem globalnego oporu wobec Trumpa, bo nikt za nią nie pójdzie – a swoich wartości broniła poprzez szukanie bilateralnych partnerstw i budowanie własnej siły.
ECFR podkreśla, że we wszystkich krajach pozaeuropejskich badanie przeprowadzono za pośrednictwem sieci niezależnych lokalnych partnerów oraz operatorów paneli międzynarodowych jako ankiety online, a w Indiach – metodą wywiadów bezpośrednich. Dane z Indii i Rosji pochodzą wyłącznie z większych miast, zaś z Chin – z czterech największych aglomeracji: Pekinu, Kantonu, Szanghaju i Shenzhen, są więc reprezentatywne „wyłącznie dla populacji objętej badaniem”. We wszystkich krajach oprócz trzech powyższych „próba była reprezentatywna pod względem podstawowych danych demograficznych”, przy czym w każdym badanym kraju w ankiecie wzięło udział ponad 1000 respondentów.