Europa odpowiada Trumpowi: NIE dla renegocjacji
2 czerwca 2017Decyzja amerykańskiego prezydenta wywołała falę bezprzykładnej, ostrej krytyki na całym świecie. Sekretarz generalny ONZ Antonio Gutteres nazwał zapowiedź Trumpa wycofania się USA z umowy klimatycznej z Paryża „wielkim rozczarowaniem". Rzecznik Guteresa powiedział w jego imieniu, że „paryska umowa, została uchwalona w 2015 roku przez wszystkie państwa świata, ponieważ rozpoznały one rozmiar ogromnych szkód, jakie już dokonały się na skutek zmian klimatycznych”. Guteres ufa, że miasta, stany oraz przedsiębiorstwa w USA dalej będą walczyć o rozwój oparty na redukcji emisji CO2”, aby odpowiednimi miejscami pracy i rynkami zapewnić dobrobyt w XXI wieku.
Odmowa podjęcia nowych negocjacji
Ambasadorka USA przy ONZ Nikki Haley natychmiast zareagowała na oburzenie światowej opinii publicznej podkreślając, że decyzja Trumpa służy interesom Amerykanów. Umowę klimatyczną z Paryża nazwała „błędnym porozumieniem”, które szkodzi amerykańskiemu rynkowi pracy. Dlatego – jak podkreślała – negocjacje o nowej umowie klimatycznej są właściwe. Jednakże takie renegocjacje stanowczo odrzucają liderzy europejscy jak Niemcy, Francja czy Włochy. Kanclerz Angela Merkel, francuski prezydent Emmanuel Macron i włoski premier Paolo Gentiloni podkreślali, że chcą dalej wdrażać tę historyczną umowę. Wyrażali też we wspólnym oświadczeniu głębokie przekonanie, że porozumienie to nie może być renegocjowane.
Porozumienie ratyfikowało już 145 państw
Porozumienie, zawarte w Paryżu w grudniu 2015 po bardzo trudnych i długich negocjacjach, przewiduje, że poszczególne państwa dobrowolnie, na podstawie własnych, krajowych planów, będą dążyły do ograniczenia globalnego ocieplenia do poziomu maksymalnie 2 stopni Celsjusza. A o ile to możliwe do jeszcze niższego poziomu. Globalną umowę zaakceptowały także USA – wówczas jeszcze za rządów prezydenta Baracka Obamy.
Dziesięć miesięcy później, krótko przed wyborczym zwycięstwem Donalda Trumpa, Stany Zjednoczone ratyfikowały porozumienie. Pikantny szczegół – dokumenty ratyfikacyjne USA przekazały sekretarzowi generalnemu ONZ wspólnie z Chinami, największym obok USA emitentem gazów cieplarnianych na świecie.
W międzyczasie porozumienie paryskie ratyfikowało 145 państw. Co w nim szczególne – prawnie wiążące jest deklarowanie krajowych wkładów na rzecz zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. Same krajowe plany działania nie są wiążące. Pozwoliło to w ogóle przystąpić rządowi Obamy do umowy, bez oglądania się na notorycznie sceptyczny Kongres.
Wycofać może się każdy
Donald Trump nic sobie nie robi z ochrony klimatu, tyle jest pewne. Porozumienie paryskie przewiduje, że każde państwo może się z niego wycofać po upływie trzech lat od jego ratyfikacji, po roku od ustanowienia tej decyzji stanie się ona prawomocna. Innymi słowy: Trump będzie mógł ogłosić swój triumf nad ochroną klimatu dopiero w roku, kiedy w USA znowu będą wybory prezydenckie.
Inaczej niż w ubiegłych latach, wycofanie się USA z walki z globalnym ociepleniem jeszcze bardziej zbliża do siebie inne państwa. Unia Europejska i Chiny jeszcze w tym tygodniu chcą demonstracyjnie ponownie podkreślić swoje TAK na rzecz porozumienia paryskiego, także Indie nie mają zamiaru wycofać się z zobowiązań.
Na wszystkie kraje spadną jednak też teraz nowe ciężary: zgodnie z porozumieniem klimatycznym z Paryża, do 2020 roku kraje rozwinięte mają postawić do dyspozycji krajom rozwijającym się 100 mld dolarów na inwestycje na rzecz ochrony klimatu. Od 2020 suma ta ma być przekazywana wręcz rokrocznie. USA nie będą już w tym uczestniczyły. W zwiększonym stopniu będą musiały się więc zaangażować przede wszystkim UE, Chiny i Indie, ale też kraje BRICS, takie jak Brazylia czy Republika Południowej Afryki.
Barbara Cöllen /Jens Thurau / Elżbieta Stasik