1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Europa w obliczu dramatycznych decyzji

Christoph Hasselbach / Bartosz Dudek28 czerwca 2012

Unia Europejska przed swoim czwartkowym (28.06.12) szczytem stoi w obliczu trudnych decyzji. I chodzi nie tylko o rozwiązanie kryzysu euro. Wspólnota jest głęboko podzielona co do tego, jak funkcjonować ma unia walutowa.

Europaflagge mit Wegweiser zu Hauptstädten in Europa © montebelli - Fotolia.com
Zdjęcie: Fotolia/montebelli

Spotkania za szczycie odbywają się z coraz większą częstotliwością, ale problemy zostają te same. Wraz z najnowszymi wnioskami o pomoc ze strony Hiszpanii i Cypru już wkrótce pięć państw zdanych będzie na środki funduszu ratunkowego. To ma konsekwencje: rynki zachowują się niespokojni, oprocentowanie kredytów dla Hiszpanii i Włoch jest na dłuższą metę nie do wytrzymania. Grecja ma wprawdzie nowy rząd, który zasadniczo chce spełnić warunki pożyczkodawców, jednak premier Samaras chce wynegocjować lepsze warunki. Jednocześnie jednak jest jasne, że Grecja pozostała daleko w tyle za obiecanymi krokami w kierunku reform i oszczędzania.

Szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle w czasie ostatniej konferencji ministrów spraw zagranicznych UE w Luksemburgu pod względem merytorycznym demonstrował twardość, ale wyraził też nadzieję, że "Europa znajduje się w trakcie próby, przez którą Europejczycy chcą przebrnąć i stawić jej czoła. Aby tak się stało potrzebna jest solidność u partnerów". Dodał, że dla beneficjentów pomocy nie może być obniżenia wymagań ani żadnego rabatu". Będzie to trudny tydzień, ale "jestem pewny, że uda nam się coś osiągnąć".

Filozofia niemieckiego rządu jest prosta - każde państwo uzdrawia swój budżet i zwiększa swoją konkurencyjność. Niemcy mogą tu liczyć na sojuszników. W ramach unii walutowej są to: Holandia, Finlandia i Austria, poza strefą euro - Szwecja. Niemcy nie mogą natomiast liczyć na swojego dotychczasowego sojusznika - Francję. Nowy prezydent, socjalista Francois Hollande, w kwestii rent i emerytur oraz rynku pracy z punktu widzenia niemieckiego rządu robi dokładnie wszystko na opak.

Także we Włoszech reformatorski zapał premiera Montiego wydaje się słabnąć. Jest na to powód. - Wcześniej czy później pojawi się opór przeciwko finansowej i strukturalnej dyscyplinie, którą forsujemy - powiedział niedawno włoski polityk, w czasie jednej z wideokonferencji z Brukselą. Dodał, że państwa, "które mogą poszczycić się tą zasługą, że wprowadziły do Unii Europejskiej powiew kultury stabilności, przede wszystkim Niemcy, powinny się nad tym zastanowić".

Widmo wspólnej odpowiedzialności za długi

W oczach Montiego, Hollande'a i innych Niemcy za duży nacisk kładą na oszczędzanie a za mały na wzrost gospodarczy i zatrudnienie. Oponenci Niemiec zwracają uwagę przede wszystkim na bezrobocie wśród młodzieży - dochodzące do 50 procent w Grecji i Hiszpanii. Dlatego czerwcowy szczyt UE ma uchwalić pakt wzrostu.

Merkel z premierem MontimZdjęcie: AP

Kanclerz Merkel nie ma zasadniczo nic przeciwko temu, o ile nie będzie to związane z zaciąganiem nowych długów. W jej opinii wzrost musi zostać okupiony ciężką pracą. Wiele pomysłów nadchodzących z Włoch, USA czy Komisji Europejskiej uważa za rodzaj taniego uniku. Unia bankowa, fundusz obsługi zadłużenia czy europejskie obligacje - dla niemieckiego rządu to synonimy wspólnej odpowiedzialności za długi kosztem Niemiec. W ten sposób - rozumuje Merkel - traci się dyscyplinę i nawet dla silnych gospodarczo Niemiec może to okazać się nie do udźwignięcia.

Czy jednak kanclerz nie będzie musiała pójść na kompromis? Niemiecki eurodeputowany Herbert Reul (CDU) uważa, że nie. - Są sprawy, w których nawet największy nacisk nie jest w stanie zmusić polityka, by zrobił coś, co uważa za bezsensowne. Taką sprawą jest wspólna odpowiedzialność za długi - mówi.

Trzeba coś zrobić

Z dotychczasowej, patowej sytuacji w Unii Europejskiej wszyscy wyciągają ten sam wniosek. Trzeba coś zrobić. Potrzebny jest wielki krok integracyjny w ramach UE, a co najmniej w ramach eurostrefy - uważa Merkel. Jej zdanie podziela czwórka innych ważnych europejskich polityków, którzy przygotowali przyszłościowy projekt integracyjny. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, prezydent Rady Europejskiej Herman Van Rompuy, szef eurogrupy Jean-Claude Juncker oraz prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi chcą przedstawić swój plan na rozpoczynającym się szczycie.

Barroso i Rompuy (od prawej)Zdjęcie: Reuters

Jeszcze we wtorek (26.06.12) Barroso uchylił rąbka tajemnicy: "W centrum znajduje się zasada, że większa solidarność i większa odpowiedzialność powinny iść ręka w rękę. Każdemu krokowi w kierunku większej solidarności powinien towarzyszyć krok w kierunku większej odpowiedzialności".

Referendum w Niemczech?

To powinno uspokoić niemiecką kanclerz. Zawsze powtarzała ona, że bez wzmocnienia europejskiej kontroli i możliwości wpływania na budżety państw członkowskich nie zgodzi się na spłacanie długów innych państw przez Niemców. Wszyscy uczestnicy szczytu zdają sobie sprawę, jak daleko sięga inicjatywa unijnej czwórki. Także Barroso przyznaje, że niektóre kroki spowodują konieczność zmiany zapisów traktatowych.

Pozostaje wielkie pytanie, czy szefowie państw i rządów zgodzą się na kolejny krok integracyjny. Niektórzy nie chcą rezygnować z części swojej suwerenności (jej elementem jest przecież prawo parlamentu do ustanawiania budżetu), albo nie mogą ze względu na zapisy w konstytucji. Tak może być w przypadku Niemiec. Merkel zdystansowała się jednak od wypowiedzi jej ministra finansów Wolfganga Schäublego, który w wywiadzie dla "Spiegla" powiedział, że być może konieczne będzie w Niemczech przeprowadzenie referendum.

Co do jednego panuje w Europie zgodność. Jeśli wszystko zostanie po staremu, to unia walutowa wcześniej czy później się rozpadnie. Jeśli chce się ją uratować, to jej członkowie będą musieli jeszcze bardziej zbliżyć się do siebie.

Christoph Hasselbach, DW Bruksela / Bartosz Dudek

red. odp. Małgorzata Matzke