1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Europa z popiołów: niezwykła historia "niebieskiego domu"

11 stycznia 2011

Przez kilka krótkich, szczęśliwych lat „niebieski dom” był dla rodziny Baczewskich kawałkiem ojczystej Warmii pod Berlinem. Dziś jego zgliszcza są zaczątkiem nowego. I zwykłej, ludzkiej przyjaźni.

Ruina niebieskiego domu w Rangsdrofie pod Berlinem
Ruina "niebieskiego domu" w Rangsdrofie pod BerlinemZdjęcie: DW

Gabriela jest energiczna, impulsywna, Elżbieta bardziej wyciszona. Kiedy w dyskusji z policją Gabriela jest gotowa iść na noże, Elżbieta uspokaja. Ale to dopiero po ochłonięciu z szoku. A muszą otrząsać się z niego wielokrotnie.

Dom przy Kurparkallee 27

Gabriela Baczewska-Pazda (z lewej) und Elżbieta Baczewska przy rodzinnych zdjęciachZdjęcie: DW

Gabriela Baczewska-Pazda i Elżbieta Baczewska są wnuczkami polityka i społecznika Jana Baczewskiego, posła w pruskim parlamencie, także posła polskiego Sejmu, wielkiego orędownika praw mniejszości narodowych.

W 1927 roku Warmiak z pochodzenia buduje w podberlińskim Rangsdorf dom. Typowo warmiński, drewniany, ze spadzistym dachem i niebieską fasadą. Do dzisiaj mieszkańcy mówią o nim tylko jako o niebieskim domu.

1 września 1939 roku Jan Baczewski zostaje aresztowany przez gestapo, trafia do Sachsenhausen, dom przejmują naziści. Dzięki interwencji syna, oficera Wehrmachtu, zostaje zwolniony, rodzina wynajmuje mieszkanie w Berlinie. Niebieskiego domu nigdy już nie odzyskuje. Po wojnie staje się on ludową własnością NRD, po zjednoczeniu Niemiec stoi pusty, wreszcie kupuje go pewien lekarz z Berlina. Rodzina dawno już machnęła ręką na próby odzyskania nieruchomości i omija ją z daleka. Także wnuczki, mimo, że mieszkają zaledwie kilka ulic dalej, w dawnej posesji mamy, rodowitej Berlinianki. „Ten dom zawsze napawał nas smutkiem, dlatego bardzo rzadko koło niego przechodziłyśmy. Zwłaszcza tatuś był z nim bardzo związany uczuciowo. Ale mama mówiła zawsze: zostawcie historię historii”, mówią.

Idylliczna "mała Wenecja"Zdjęcie: DW

Czego nowy właściciel nie wie kupując dom, w styczniu 2009 roku zostaje on wpisany na listę zabytków historycznych i architektonicznych Brandenburgii. Historycznych, ze względu na osobę Jana Baczewskiego; architektonicznych z racji swej niezwykłej dla okolic Berlina warmińskiej sztuki budowlanej i jako świadectwo rozwoju osadnictwa letniskowego pod Berlinem. Tuż po powstaniu niebieskiego domu w Rangsdorfie zaczynają się prace nad budową sieci kanałów, powstaje istniejąca do dzisiaj „mała Wenecja”.

Szok

W maju 2010 roku do jednej z sióstr Baczewskich dzwoni sąsiad niebieskiego domu: „Dlaczego tam jest tak brudno?”. Siostry tłumaczą, że dom nie jest ich własnością. „A dlaczego pisze tam Baczewski?”, naciska sąsiad.

Miesiąc później, 18 czerwca siostry decydują się na spacer do domu: „To była rocznica śmierci ojca i chciałyśmy zobaczyć te okna, z których tato spuszczał się z braćmi na sznurku, jak wyglądał ogród, gdzie się bawili. Znałyśmy to wszystko tylko z opowiadań taty”.

Niebieski dom ledwo dostrzegają, ich uwagę przyciąga stojąca przed nim tablica: „W tym budynku żył od 1932 do 1939 roku prusko-polski Żyd, Jan Baczewski (rodzina Baczewskich od pokoleń jest katolicka, błędna jest też data – przyp. autorki). Jego potomkowie do dzisiaj mieszkają w Rangsdorfie, nie mogli jednak lub nie chcieli zapobiec zrujnowaniu domu. I tak mieszkańcy na zawsze konfrontowani są z widokiem tego pomnika”.

„Zatkało nas” - przyznaje Gabriela. „Mimo szoku odczekałyśmy 10 dni, zanim zawiadomiłyśmy policję. Myślałyśmy, że przecież przechodzą tędy ludzie, ktoś musi zareagować. Ale nikt się nie znalazł”, opowiada Elżbieta.

Kiedy ściągają wreszcie policję, muszą długo argumentować, żeby funkcjonariusze zrozumieli, dlaczego tekst tablicy jest uwłaczający. Uwagą, że tablica taka równie dobrze mogłaby stać w 1933 roku, poruszona do żywego Gabriela ściąga na siebie groźbę sprawy karnej. Dopiero interwencja Elżbiety jest w stanie udobruchać policjantów. Zostaje wszczęte dochodzenie przeciw sprawcy pomówienia. Sprawa jest w toku. Właściciel posesji nie jest skłonny do rozmów z mediami.

Pożar

Tablica z napisem "Dom mieszkalny Baczewskich"Zdjęcie: DW

23 lipca dom staje w płomieniach. Ktoś z gapiów filmuje pożar komórką, film przekazuje siostrom Baczewskim. „Kiedy człowiek widzi go pierwszy raz, uświadamia sobie całą symbolikę tego zdarzenia. Straszne”, komentują siostry.

Policja stwierdza podpalenie. Śledztwo jest w toku.

Tydzień po pożarze przed zgliszczami figuruje kolejna tablica: „Dom mieszkalny Baczewskich”. I kolejna na początku grudnia 2010. „Trudno coś zrobić” – stwierdza w rozmowie z DW burmistrz Rangsdorfu, Klaus Rocher (FDP) – „Tę dyskryminującą tablicę usununęła policja, ale jeżeli na kolejnych jest napisane, że to dom Baczewskich, właściwie nie ma w tym nic niezgodnego z prawdą, jeżeli jako taki dom figuruje na liście ochrony zabytków”. Jeszcze w tym roku gmina chce postawić przed posesją tablicę informacyjną z tekstem, który ma pozwolić na uniknięcie ewentualnych nieporozumień.

„Najgorsza w tej historii jest próba rozbudzenia w ludziach klasycznych resentymentów. Sprawca tego wszystkiego usiłował nastawić przeciw nam mieszkańców Rangsdorfu, myślał pewnie, że rozbudzi jakieś neonazistowskie ciągoty. Ale nie docenił ani ich, ani nas” – konstatuje Gabriela.

Zwrot

Założyciel oddziału UEF, Axel JürsZdjęcie: DW

1 września 2010 miejscowy „warsztat historyczny” przygotowuje w Rangsdorfie wieczór poświęcony Janowi Baczewskiemu. „Ta zniesławiająca tablica bardzo nas dotknęła”, mówi lokalny historyk Norbert Kampe. Zaproszona zostaje garstka osób, przychodzi tłumek. Sam wprasza się Axel Jürs z Berlina, pracujący w sąsiednim Zossen: „Pomyślałem sobie, że jeżeli w tak małej miejscowości jak Rangsdorf, żyła taka postać jak Jan Baczewski, trudno o bardziej europejski temat. To Europa i polsko-niemieckie stosunki w pigułce. Temat, który dotrze do każdego, bo chodzi o najbliższe otoczenie, o sąsiada.”

„Do chwili, kiedy spotkałyśmy Axela Jürsa czułyśmy się same. Nagle miałyśmy poplecznika”, uśmiecha się Gabriela.

Federaliści

Miesiąc po tym spotkaniu Axel Jürs, Gabriela i Elżbieta, i kilka innych osób zakładają oddział Unii Europejskich Federalistów (UEF), ponadpartyjnego stowarzyszenia Europejczyków z przekonania. „Jako Hamburczyk nauczyłem się, że jeżeli czegoś nie ma, trzeba to sobie stworzyć”, zdradza swoją życiową dewizę Axel Jürs. Zgodnie z nią postawił już na nogi w Berlinie niemiecko-włoską szkołę europejską, i niemiecko-polską świetlicę szkolną, i to w latach, kiedy pojęcie szkół europejskich mało komu było znane, a mówienie na boisku szkolnym językiem innym, niż niemiecki, było zabronione.

Historia niebieskiego domu jeszcze jest daleka do zakończenia, ale federaliści są cierpliwi, rozprawianie się z bolesną historią wymaga czasu. Chwilowo intensywnie przygotowują wystawę o Janie Baczewskim i koncepcję zagospodarowania niebieskiego domu. W odbudowanym budynku, niezależnie od tego, czy będzie on jeszcze zabytkiem, czy nie, miałoby powstać miejsce międzykulturowych spotkań, na jego tyłach polsko-niemiecka świetlica dla dzieci. „Czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał. Nie naprawimy szkód, jakie wyrządziły tablice i podpalenie, ale możemy wypełnić życiem szanse, jakie tkwią w tej historii. Oczywiście potrzebujemy pomocy od powiatu, od Brandenburgii, ale w końcu politycy ciągle podkreślają, jak ważne są dobre polsko-niemieckie stosunki. Jest więc okazja, żeby wykazali się w praktyce”, stwierdza Axel Jürs.

Inna tablica: z lotniska w Rangsdorfie wystartował do nieudanego zamachu na Hitlera Claus Schenk von StauffenbergZdjęcie: DW

Także burmistrz Klaus Rocher zapalił się do pomysłu. „Siedzę właśnie i piszę do różnych ludzi, bo skądś musimy wziąć pieniądze. Gmina ma ogromne wydatki, zwłaszcza związane z odnowieniem infrastruktury, nie mamy środków, ale zrobimy wszystko, żeby projekt się powiódł. Bo wszyscy mówimy o Europie, ale idea wspólnej Europy powiedzie się tylko wówczas, jeżeli ludzie będą mieli z sobą do czynienia”, podkreśla burmistrz.

Brzmi górnolotnie, w praktycznym wydaniu oznacza zadziwiającą sieć kontaktów. Rangsdorf mianowicie, tłumaczy burmistrz, związany jest partnerstwem z Włochami i Nadrenią Północną - Westfalią. Nadreńczycy związani są z Francją i Polską, Polska z Kaliningradem. W przyszłym roku przedstawiciele wszystkich tych zakątków spotkają się na Warmii, w rodzinnych Gryźlinach Jana Baczewskiego. A kiedy niebieski dom podniesie się ze zgliszcz, zawitają wszyscy na jego pokoje. „Całkowicie w duchu naszego dziadka”, cieszą się wnuczki.

Europejczyk w Prusach

Jana Baczewskiego chyba najlepiej znają uczniowie szkoły jego imienia w Dębnie, gdzie przez kilka powojennych lat był burmistrzem. W Niemczech przybliżyła go przede wszystkim wystawa prezentowana w byłym hitlerowskim obozie koncentracyjnym, miejscu pamięci Sachsenhausen, przygotowana z inicjatywy Stowarzyszenia Polskich Przedsiębiorców NIKE. Ta sama NIKE angażuje się też zresztą bardzo intensywnie w przywrócenie dobrego imienia niebieskiego domu.

Encyklopedyczny wpis o Janie Baczewskim informuje, że był on posłem w pruskim Landtagu i później w Sejmie, założycielem Związku Polaków w Niemczech, Polskich Towarzystw Szkolnych w Niemczech i Związku Mniejszości Narodowych w Niemczech. Jego zasługą jest otwarcie w 1932 roku pierwszej po ponad półtora wieku szkoły polskiej na niemieckich ziemiach. Słowem był aktywnym działaczem politycznym, oświatowym i społecznym.

Jezu, one mają zupełnie inne życie

od lewej: Gabriela Baczewska-Pazda, Axel Jürs i Elżbieta BaczewskaZdjęcie: DW

Czego encyklopedia nie jest w stanie przekazać, to życie prywatne, nader nietuzinkowe. „Przychodzili do nas zapłakani ludzie, dziadek im pomagał, chodził na procesy w roli adwokata, pisał pisma urzędowe, uczył ludzi czytać, pisać, liczyć. Z zawodu był właściwie rolnikiem, ale potrafił wszystko. Mieliśmy w domu taki ogromny stół z obrusem prawie do podłogi. I jak nie wolno nam było słuchać, o czym mówią dorośli, chowałyśmy się pod stołem i siedziałyśmy cichutko, żeby nikt nas nie odkrył. Jako małe dzieci myślałyśmy, że to wszystko, co dzieje się w naszym domu, to normalne. Dopiero jak poznałyśmy koleżanki, ich domy, stwierdziłyśmy: Jezu, one mają zupełnie inne życie”, wspominają wnuczki.

Jakkolwiek Jan Baczewski tyle potrafił, nigdy nie walczył sam, opowiadają Elżbieta i Gabriela: „Jego największym przyjacielem był Jan Skala, przedstawiciel Łużyczan. Zginął w bardzo tragicznych okolicznościach w 1945 roku, ale tu na zdjęciu, chyba we Francji, mają takie same ubrania, nawet bliźniacze czapki. Dziadek w ogóle miał wielu bardzo dobrych przyjaciół i współpracowników. To byli Duńczycy z Flensburga, Łużyczanie, Fryzowie, mocno wstawiał się za Litwinami. Walczył o polskie szkoły w Niemczech, o polskość, ale nie chodziło mu wyłącznie o Polaków. Chodziło o prawa człowieka dla wszystkich, o potępienie wyższości jednych nad drugimi, z której wynika nietolerancja i dyskryminacja.”

„Idea zjednoczonej Europy jeszcze nikomu się nie śniła, a ludzie miary Jana Baczewskiego byli w stanie patrzeć poza czubek własnego nosa. Paradoksalne, że tak negatywne zamiary: zniesławiające tablice, podpalenie, przyniosły w sumie tak pozytywne efekty. Dopiero teraz Jan Baczewski staje się w dzisiejszych Niemczech, na początek przynajmniej tu, w naszym regionie, znaczącą postacią” - mówi Axel Jürs a Gabriela Baczewska-Pazda dodaje cichutko: „Choćby miało minąć pół wieku i więcej, historia nie daje się oszukać”.

Elżbieta Stasik

Red. odp.: Bartosz Dudek