1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Europrokuratorzy pilnują pieniędzy UE. Ale nie w Polsce

1 czerwca 2021

Od 1 czerwca Prokuratura Europejska zaczyna ścigać oszustwa uderzające w budżet UE i Fundusz Odbudowy. Polska i Węgry, powołując się na troskę o swą suwerenność, nie dołączyły do nowego systemu antykorupcyjnego UE.

Laura Kovesi, szefowa Prokuratury Europejskiej zajmie się od 1.06.2021 ściganiem przestępstw dotyczących funduszów unijnych
Laura Kövesi, szefowa Prokuratury Europejskiej Zdjęcie: Getty Images/AFP/D. Mihailescu

Przepisy o Prokuraturze Europejskiej przyjęto już w 2017 r. i Rumunka  Laura Codruta Kövesi została wybrana na jej szefową jesienią 2019 r. Jednak dopiero od 1 czerwca – po wielu miesiącach budowy od zera tej nowej instytucji – zaczyna zajmować się ściganiem podejrzanych o przestępstwa dotyczące funduszów unijnych, a potem ewentualnym stawianiem ich przed sądem. – To nowy etap w historii integracji europejskiej. Prokuratura Europejska będzie bacznie obserwować wdrażanie Funduszu Odbudowy, by te pieniądze zostały wykorzystane w pełni jako pomoc w wychodzeniu z kryzysu przez nasze gospodarki – powiedział Didier Reynders, komisarz UE ds. sprawiedliwości.

Do Prokuratury Europejskiej nie dołączyło tylko pięć z 27 krajów Unii: Polska, Węgry, Szwecja, Irlandia oraz Dania, która jest na stałe wyłączona z unijnej współpracy w dziedzinie sprawiedliwości na mocy duńskich wyjątków traktatowych z lat 90.

Maltańska dziennikarka Daphne Caruana Galizia pisała o korupcji i praniu brudnych pieniędzyZdjęcie: picture-alliance/Zuma/S. Babbar

Minister Zbigniew Ziobro już przed kilku laty tłumaczył w Brukseli, że pomysł Prokuratury Europejskiej kłóci się z polską suwerennością. Na podobne argumenty zwykł się powoływać także rząd Viktora Orbána, choć ostatnio w Budapeszcie zaczęto szerzyć – zupełnie niepotwierdzone – oskarżenia, jakoby europejska prokurator generalna Kövesi w przeszłości uderzała swymi śledztwami szczególnie w mniejszość węgierską. Szwedzki rząd już nieraz sygnalizował przychylność wobec Prokuratury Europejskiej, ale dla takiego zacieśnienia integracji nie ma dostatecznego poparcia w parlamencie. Podobnie jest z Irlandią.

Nowy kłopot ze Słowenią

Najnowsze kontrowersje dotyczą Słowenii, gdzie rząd Janeza Janšy w zeszłym tygodniu anulował konkursy na słoweńskich „prokuratorów delegowanych” (do zatwierdzenia przez Prokuraturę Europejską) i ogłosił nowe, po czym – w proteście przeciw tej decyzji – podała się do dymisji minister sprawiedliwości Lilijana Kozlovič. – Ten oczywisty brak lojalnej współpracy ze strony władz Słowenii poważnie podważa zaufanie w system zarządzania i kontroli funduszów UE w Słowenii – ogłosiła Kövesi. Istotnie, brak słoweńskich prokuratorów delegowanych można uznać bowiem za sabotowanie Prokuratury Europejskiej, która bez nich niewiele może zdziałać w Słowenii.

Kövesi nie lubi gryźć się w język, a europarlament i unijne kraje w Radzie UE wybrały ją na szefową Prokuratury Europejskiej mimo sprzeciwu wówczas zwalczających ją władz w Bukareszcie. Kövesi była prokurator generalną Rumunii (2006-2012), a potem główną prokurator Krajowego Biura Antykorupcyjnego, które pod jej kierownictwem o kilkaset procent podniosło wykrywalność przestępstw korupcyjnych, w tym wśród polityków, burmistrzów, ministrów. W 2018 r. rząd Rumunii doprowadził do usunięcia Kövesi z urzędu, bo – jak przekonywali krytycy władz – miał się obawiać nadzorowanych przez nią śledztw. Ostatecznie atakowaną przez rumuńskich ministrów Kövesi pomógł obsadzić na unijnym urzędzie prezydent Emmanuel Macron – celowo wycofał francuskiego kandydata, by Rumunka mogła zyskać wymaganą większość głosów w Radzie UE.

Urzędującą w Luksemburgu Kövesi (ma siedmioletnią, nieodnawialną kadencję) wspomaga kolegium Prokuratury Europejskiej składające się z 22 „prokuratorów europejskich” (po jednym z kraju) zatwierdzonych przez Radę UE. Działając w trzyosobowych izbach, nadzorują, koordynują i zatwierdzają kluczowe decyzje – działających w swych macierzystych krajach – „prokuratorów delegowanych” (Niemcy mają ich jedenastu, a Francja na razie tylko czterech), którzy pracują zgodnie z prawem krajowym i występują przed lokalnymi sądami.

Protesty w Bułgarii (2015) przeciwko upolitycznieniu wymiaru sprawiedliwościZdjęcie: BGNES

Prokuratura Europejska ma walczyć z oszustwami co do wydatków i przychodów budżetu UE (w tym Funduszu Odbudowy), korupcją kosztem funduszy unijnych, praniem pieniędzy wyłudzonych z budżetu UE oraz z przekrętami VAT-owskimi, jeśli są ponadgraniczne (co najmniej dwa kraje) i potencjalnie na co najmniej 10 mln euro. Informacje o takich podejrzanych powinny przekazywać do Luksemburga władze i inne instytucje krajowe, choć Prokuratura Europejska będzie też podejmować sprawy nagłośnione np. przez media, a także ze zgłoszeń od zwykłych obywateli (m.in. za pomocą formularza internetowego). Jeśli podejrzenia dotyczyłaby kwoty mniejszej od 100 tys. euro, Prokuratura Europejska może zdecydować o pozostawieniu ich w rękach prokuratury krajowej.

Od prokuratury do „pieniędzy za praworządność”

Jednym z głównych impulsów dla stworzenia Prokuratury Europejskiej były ogromne wątpliwości co do gospodarowania unijnymi pieniędzmi na Węgrzech. Pojawiały się nawet apele, by odciąć od budżetu UE kraje, które nie chcą wejść do systemu Prokuratury Europejskiej, ale to niemożliwe na podstawie obecnych traktatów unijnych. Dlatego opór Budapesztu ostatecznie zaowocował dodatkowym pomysłem na przepisy „pieniądze za praworządność”, któremu dodały impetu przeprowadzane od 2016 r. zmiany w polskim sądownictwie.

– Nie rozumiem, dlaczego Polska nie przystąpiła do Prokuratury Europejskiej, bo akurat nie ma nadprzeciętnych problemów z nadużyciami. Przeciwnie, Polska zawsze uchodziła za jeden z krajów bardzo dobrze wydających pieniądze UE. A to nieobecność Polski i Węgier w Prokuraturze Europejskiej była jednym z powodów powstania przepisów wiążących wypłaty z praworządnością – tłumaczyła wiceszefowa Komisji Europejskiej Vera Jourová w wywiadzie dla DW.

Rozporządzenie „pieniądze za praworządność” pozwala na cięcie funduszy w przypadkach naruszeń praworządności z „dostatecznie bezpośrednim wpływem na zarządzanie funduszami UE i ochronę interesów Unii” (lub takim „poważnym ryzykiem”). Formalnie obowiązuje od stycznia, ale w rzeczywistości zostało na długo zamrożone decyzjami szczytu UE z grudnia 2020 r.. Ursula von der Leyen wtedy obiecała, że Komisja Europejska będzie czekać z ewentualnymi propozycjami co do zawieszenia funduszy na wyrok TSUE w sprawie wniosku Warszawy i Budapesztu o anulowanie rozporządzenia jako „niezgodnego z traktatami UE”.

Europosłowie od tygodni ostrzegają Komisję, że teraz to oni mogą zaskarżyć ją do TSUE za niewypełnianie obowiązków, czyli niestosowanie reguły „pieniądze za praworządność”. Wprawdzie termin europarlamentarnego „ultimatum” mija 1 czerwca, ale Komisja dopiero szykuje projekt swych „wytycznych” do rozporządzenia. I zgodnie z obietnicą von der Leyen zamierza je sfinalizować i zastosować dopiero po wyroku TSUE, czyli raczej nie w tym roku.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Antyrządowe protesty w Bułgarii

04:00

This browser does not support the video element.